Weekend w Paryżu to zawsze dobry pomysł
Weekend w Paryżu to wycieczka dobra na każdą porę roku. My akurat zrealizowaliśmy ją w ostatni weekend, czyli w zimowym czasie. Miało to swoje dobre i złe strony. Zacznę od złych: w zimie w Paryżu pogoda może nam się dać we znaki. I tak też było, bo w piątek deszcz towarzyszył nam przez cały dzień, a i w sobotę także popadało. Ponieważ wiedzieliśmy o tym, zaplanowaliśmy odwiedzenie wielu muzeów. Dobra strona podróży w takim czasie jest jedna, ale bardzo istotna: jest trochę mniej ludzi, co w Paryżu ma niezwykle istotne znaczenie.
Weekend w Paryżu – kilka rad na początek
My zwiedzanie zaczęliśmy już w piątek, bo weekend postanowiliśmy przedłużyć o jeden dzień. Po Paryżu poruszaliśmy się metrem, jest to bardzo wygodna opcja. Na początek kupiliśmy po 10 biletów, wychodziło to taniej niż kupowanie po jednym, ale potem niektóre z nich nie działały, więc w sumie nie wiem, czy to się opłacało. Kupiliśmy też za 56 euro (77 euro – aktualizacja 19.02.2024) kartę muzealną na 4 dni, niestety nie było 3-dniowej. Mniej więcej nam się to opłacało, no i co najważniejsze w większości miejsc nie musieliśmy stać w kolejkach.
Karta obowiązuje w muzeach paryskich i w szeroko rozumianym regionie. Trzeba przyznać, że główne muzea i obiekty jak Luwr, Orsay, Notre Dame, Łuk Triumfalny, Wersal, Centrum Pompidou zostały tu uwzględnione. Karty kupiliśmy w pierwszym zwiedzanym przez nas muzeum, bo na lotnisku właśnie się skończyły. Dodam jeszcze, iż w ofercie są specjalne karty Paris pass zawierające wszystkie możliwe udogodnienia, ale też bardzo drogie. Praktyczna rada jest prosta – trzeba wiedzieć co się chce zobaczyć i jak zamierza się przemieszczać po francuskiej stolicy. Kartę muzealną Paris museum pass rekomendujemy ze względu na możliwość omijania kolejek. Uwaga nie dotyczy to Notre Dame i Saint Chapelle.
Weekend w Paryżu – Muzeum d’Orsay
Miejscem w którym kupowaliśmy kartę było niestety Muzeum d’Orsay, piszę niestety, bo musieliśmy odstać swoje w kolejce i na dodatek zaczął padać deszcz. Kolejka szybko posuwała się naprzód. Weszliśmy do środka. No i utknęliśmy tu na jakieś trzy godziny. Zgodnie z planem zaczęliśmy od impresjonistów na piątym piętrze, potem jednak pokusiło nas i chcieliśmy zobaczyć wszystko. Rzuciliśmy się na tę sztukę jak dwa wygłodniałe psy na kość. Jeżeli będziecie w tym muzeum, nie zapomnijcie zerknąć z piątego piętra przez okno.
Na mnie, jak zawsze, największe wrażenie zrobiły obrazy van Gogha. Na żywo są naprawdę rewelacyjne. W jego przypadku reprodukcje są dalekie od oryginałów. Muzeum mieści się w budynku dawnego dworca kolejowego. Otwarto je w 1986 roku. Są w nim dzieła sztuki pochodzące z lat 1848-1914. Oprócz impresjonistów, o których już wspomniałam, zgromadzono tu dzieła secesyjne (ostatnio mamy szczęście do secesji): meble i sztuka użytkowa. Na dole w głównym holu wystawione zostały rzeźby, największe wrażenie robi dzieło Degasa ”Czternastoletnia tancerka.” Reprezentowane są też takie kierunki malarskie, jak: postimpresjonizm, akademizm i symbolizm.
Weekend w Paryżu – Barserrie Lipp
Po trzech godzinach spędzonych na oglądaniu sztuki, poczuliśmy się trochę wyczerpani, w związku z tym ruszyliśmy, aby odbudować nadwątlone siły. Poszliśmy do znanej Braserrie Lipp. Mieści się ona przy Saint Germain i jest czynna od ponad 130 lat. Spotykali się w niej i do dziś spotykają aktorzy, pisarze i politycy. My skromnie usiedliśmy w części wystawionej na ulicę, bo chcieliśmy oglądać szyk Paryża.
Ceny są tu trochę wyższe niż w innych tego typu lokalach, a kelnerzy niezbyt uprzejmi. Ale w gruncie rzeczy miło było posiedzieć sobie właśnie w tym miejscu. Kelnerzy paryscy to jakby całkiem odrębna grupa. Ubrani na biało – czarno z muchą, czasem lekko zblazowani i czasem może nie nazbyt uprzejmi, to fakt. Ma to jednak w sobie coś urokliwego. Na gburowate dość spojrzenie kelnera w Braserie Lipp, przypominającego z fizis zawodowego windykatora długów, Marcin odpowiedział takimże niezbyt miłym spojrzeniem i doczekał się uśmiechu ze strony Pierra ( tak kelner miał na imię).
Weekend w Paryżu – spanie
Nocowaliśmy w Bercy. To z pozoru dość dalekie od centrum miejsce, ale tylko z pozoru. Ten wybór stanowił bardzo dobry sposób na zaoszczędzenie pieniędzy na noclegach, bo chyba nie muszę pisać, że w Paryżu są one wyjątkowo drogie. Ze względów oszczędnościowych wybraliśmy też Ibisa (90 euro za noc). Było całkiem przyzwoicie, a śniadanie mieszczące się w cenie noclegu zaskoczyło nam swoją obfitością (był sok ze świeżo wyciskanych pomarańczy). Dojazd do centrum metrem jest bajecznie prosty, jeździ tu linia 14, znana z tego, że pociągi jeżdżą same, bez maszynisty. Dojazd do centrum zajmował nam 5 minut. Metro paryskie kursuje nad wyraz często.
Sobota
Weekend w Paryżu – Ile de la Cite
Zwiedzanie rozpoczęliśmy od Ile de la Cite, czyli miejsca, w którym rozpoczyna się historia Paryża. Dwa tysiące lat temu wyspa była zamieszkana przez celtyckie plemię Paryzjów, od którego miasto wzięło swoją nazwę. My jednak postanowiliśmy się zanurzyć w czasach średniowiecznych. Na początek poszliśmy do Sainte-Chapelle (jest otwarta już od 9.15). Zwiedza się dwie sala, jedną na dole, drugą na górze. Zachwycają przede wszystkim wspaniałe witraże. Niestety rozeta była zasłonięta, bo właśnie jest restaurowana. Witraże przedstawiają ponad 100 scen z Biblii i są wspaniałym przykładem średniowiecznej sztuki zdobniczej. Kaplicę wzniesiono w 1248 roku, aby mieć gdzie przechowywać koronę cierniową Chrystusa (obecnie korona jest w Notre-Dame). Oprócz witraży podobały nam się figury apostołów.
Notre-Dame
Po wyjściu z kaplicy obejrzeliśmy jeszcze z zewnątrz Pałac Sprawiedliwości i ruszyliśmy do katedry Notre-Dame. Wewnątrz trwało nabożeństwo, ale nie przeszkadzało to w zwiedzaniu. Budowę katedry ukończono w 1330 roku. Wewnątrz obejrzeliśmy obie rozety. Podobało nam się lektorium, czyli miejsce które pozwalało kanonikom odizolować się od gwarnego wnętrza. Nas zainteresowały płaskorzeźby przedstawiające sceny biblijne. Z powodu trwającego nabożeństwa nie zobaczyliśmy jedynie Piety. Obejrzeliśmy natomiast XIV-wieczną figurę Matki Boskiej z Dzieciątkiem. Weszliśmy do skarbca (za co trzeba zapłacić 5 euro, karta muzealna nie obowiązuje), ale jakoś specjalnie nie powalił nas na kolana. Zostaliśmy zepsuci przez bogactwo hiszpańskich katedr. Wy też możecie zobaczyć, jak wyglądała katedra przed pożarem. O pożarze napisałam osobny tekst.
Notre Dame jest zawsze pełna turystów, ale naprawdę warto tam zajrzeć, bo miejsce jest piękne, historyczne i znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. To, co niekoniecznie wzbudziło nasz zachwyt to elementy przebudowy katedry zrealizowane w XIX wieku przez Violeta le Duca. To ten człowiek, który, dość powiedziałabym specyficznie, odbudował Carcasonne, słynne miasteczko na południu Francji, mekkę turystyczną tego kraju.
Narodowe muzeum Wieków Średnich
Aby jeszcze pobyć w średniowiecznym klimacie , udaliśmy do Narodowego Muzeum Wieków Średnich, które dawniej nazywało się Musee de Cluny. Mieści się ono w dawnym pałacu, który przylega do ruin galorzymskich łaźni. Czytaliśmy wcześniej, że zbiory sztuki średniowiecznej zgromadzone w tym muzeum należą do najlepszych kolekcji na świecie. Ale co innego czytać, a co innego zobaczyć na własne oczy. Marcin co jakiś czas wydawał z siebie okrzyki zachwytu, a ja patrzyłam dość szeroko otwartymi oczami. Wspaniała była sala z gobelinami przedstawiającymi jednorożca. Gobelinów jest sześć, a na nich delikatne postacie, rośliny i zwierzęta. Zobaczcie zresztą sami.
W innej sali mieści się galeria królów. W 1977 roku na tyłach Opery odkryto 21 rzeźbionych głów biblijnych królów Judy i Izraela. Pochodzą one z około 1220 roku. W muzeum prezentowane są też wspaniałe witraże z XIII wieku. Zwróćcie też uwagę na przedmioty codziennego użytku. W ostatniej sali jest gobelin przedstawiający produkcję wina. Jeżeli interesujecie się sztuką średniowieczną, wizyta w tym muzeum to obowiązkowy punkt programu. Jeżeli nie, też tu powinniście zajrzeć, bo zbiory są tak wspaniałe, że może się zainteresujecie.
Mieliśmy ochotę zjeść na obiad quiche, poszukaliśmy więc lokalu, w którym oferowali go jako danie dnia. Zarówno mój z łososiem, jak Marcina lorraine były świetne. Nadwątlone siły podreperowaliśmy też winem i kawą, bo w końcu kawał zwiedzania już za nami. Wam też radzę zrobić sobie przerwę.
Weekend w Paryżu – Oranżeria
Po obiedzie był czas na spacer, w końcu trzeba było zrzucić kalorie. Poszliśmy nad Sekwanę i w rezultacie wylądowaliśmy w ogrodach Tuileries. Zaczynało padać, więc nie miały takiego uroku, jak przy innej pogodzie, ale i tak ludzi było tu mnóstwo. Przeszliśmy przez park w drodze do Oranżerii, bo postanowiliśmy trochę zmienić klimat i znów podziwiać impresjonistów. Nie omijajcie tego muzeum, bo są tu naprawdę wspaniałe obrazy z niesamowitym cyklem Claude Moneta „Nenufary”.
Na olbrzymich płótnach przedstawione zostały lilie wodne o różnych porach dnia: od wschodu do zachodu słońca. Monet malował dzieło wiele lat, a kiedy zostało wystawione w latach 20 tych ubiegłego stulecia nie wzbudziło zachwytu. Publika uznała je za niezbyt modne. To się jednak zmieniło i dziś praca, a właściwie opus magnum Moneta jest uważane za coś niezwykłego. Znajduje się tu też wspaniała kolekcja Walters Guillaume złożona z prac artystów Ecole de Paris. Ujmę sprawę krótko – muzeum jest zachwycające.
Weekend w Paryżu – Łuk Triumfalny
Przestało padać, więc ruszyliśmy dalej. Minęliśmy Place de la Concorde z egipskim obeliskiem. Z powodu zjedzonego niedawno obiadu, nie zdecydowaliśmy się na przejażdżkę na diabelskim kole, przeszliśmy za to całą Champs- Elysees, aby na koniec wejść na Łuk Triumfalny. Ostrzegam: wchodzi się po schodach, wydaje się, że one się nigdy nie skończą i naprawdę można się solidnie zmęczyć. Ale widok z góry wart jest tego wysiłku. Jeśli więc nie jesteście chorzy, wejdźcie na górę. A teraz zobaczcie, co stamtąd widać.
Wróciliśmy do hotelu i zaczęliśmy myśleć o kolacji. Jak się okazało, trochę za późno. Jeśli chcecie zjeść w sobotę w Paryżu wieczorny posiłek w wybranej przez siebie restauracji, musicie zarezerwować w niej stolik znacznie wcześniej niż o 18. Na szczęście znaleźliśmy inny lokal godny uwagi i po raz pierwszy użyliśmy aplikacji thefork do rezerwowania miejsc w restauracjach. Wszystko zadziałało i w „T’A” zjedliśmy naprawdę pyszną kolację. Przez cały czas mogliśmy obserwować pracę kucharzy. Było to bardzo ciekawe, a jedzenie pyszne. Gdybyście mieli ochotę na dobre owoce morza i ryby w Paryżu, to podaję adres: „T’A” 11Place d’ Aligre.
Niedziela
Weekend w Paryżu – Luwr
Zaczęliśmy od Luwru. Karta muzealna uratowała nas od stania w długiej kolejce. Luwr jest muzeum, które przygniata swoją wielkością i ogromną ilością eksponatów. W takich muzeach zawsze wybieramy najpierw, co chcemy obejrzeć, a jak poczujemy się zmęczeni, po prostu wychodzimy, bo uważamy, że nie ma sensu przemierzać z błędnym wzrokiem kilometrów korytarzy w pogoni za wszystkimi godnymi uwagi eksponatami.
Tym razem skupiliśmy się więc na malarstwie włoskim i niderlandzkim. Piętro z malarstwem włoskim było pełne zwiedzających. Niemożliwe było obejrzenie „Mona Lisy”, bo jest za szybą i trzeba na nią patrzyć z dużej odległości, a większość zwiedzających robi sobie z nią selfika. Z innymi dziełami było lepiej. Skupiliśmy się więc na Botticellim. Jak zawsze zadziwił nas Arcimboldo.
Na drugim piętrze odnaleźliśmy Rogera van Weydena. Po raz kolejny doszliśmy do wniosku, że jest genialny. Rzuciliśmy okiem jeszcze na inne obrazy. Na koniec znaleźliśmy Kodeks Hammurabiego i Nike z Samotraki. A z rozpędu zapomniałam o Wenus z Milo. Luwr pod względem zasobów muzealnych zdaje się nie mieć konkurencji. Co zabawne i ciekawe, można tu robić zdjęcia, a w Orsay nie. Czym te zakazy są spowodowane chyba nikt nie wie, ale taki to już urok. Ponieważ są one niezbyt logiczne, to oczywiście są notorycznie łamane.
Aby ochłonąć z nadmiaru wrażeń znów spacerowaliśmy nad Sekwaną i oglądaliśmy stoiska bukinistów.
Weekend w Paryżu – Montmartre
Tym razem mieliśmy szczęście, bo pogoda była piękna. Mijaliśmy słynnych bukinistów, wpisanych na listę dziedzictwa UNESCO (z całym nabrzeżem Sekwany ), a po znalezieniu metra ruszyliśmy na Montmartre. Po dwóch przesiadkach dotarliśmy na miejsce i jak zawsze wybraliśmy drogę na szczyt po schodach, zamiast wjechać kolejką. Bardzo nam się tu podobało. Panowała taka trochę pokręcona, artystyczna atmosfera. Poszukaliśmy knajpki, w której moglibyśmy zjeść naleśniki. Dołożyliśmy do nich zupę cebulową i wino, a potem zwiedziliśmy kościół Sacre Couer i popatrzyliśmy z góry na Paryż. A tak wracając do poprzedniej myśli tu też podobno nie można robić zdjęć.
Zeszliśmy na dół, mijając niedzielnych malarzy, galerie obrazów i sklepy z pamiątkami. Obejrzeliśmy i sfotografowaliśmy Moulin Rouge i stwierdziliśmy, że dzielnica rozpusty ma się dobrze, choć w słonecznym świetle wyglądała trochę nieprawdziwie.
Czas na podsumowanie i dobre rady – trochę się powtórzę, a trochę nie.
Transport – zdecydowanie metro, szybko, można dotrzeć właściwie wszędzie, a pociągi kursują regularnie.
Jedzenie – warto rozważyć zamówienie formuły lunchowej, czasem obowiązuje także o innej porze. Koszt to 14 – 15 euro i naprawdę można się najeść. Myśląc o kolacji w jakimś konkretnym lokalu warto pomyśleć o rezerwacji. Ceny w Paryżu są raczej wysokie i kupując wino w lokalu musimy liczyć się z wydatkiem kilku euro za kieliszek. Warto pamiętać, że można kupować wino często w miarach takich jak pół butelki, pół litra etc.
Zwiedzanie – o kartach i omijaniu dzięki nim kolejki pisałam. Niezależnie jednak od tej rady warto do najbardziej popularnych obiektów przychodzić wcześnie. Mimo wszystko jest wtedy mniej ludzi.
Pamiątki – każdy lubi pamiątki. Banalnie, acz przyjemnie, jest kupić sobie butelkę wina w sklepie. Dobre wino można kupić naprawdę tanio, za kilka euro, choć oczywiście są i takie propozycje, które cenowo mogą oszołomić. Warto jednak kupować reprodukcje starych fotografii Paryża, podkładki i tego typu gadżety z wizerunkami najpiękniejszych i najbardziej intrygujących miejsc i chwil Paryża. Takie rzeczy sprzedają bukiniści nad Sekwaną , ale także wiele sklepów. Ja polecam te w centrum Montmartre. Tam można sobie także zamówić do wykonania na poczekaniu portret lub karykaturę u rysowników tłumnie zalegających mały ryneczek. No i można oczywiście kupić sobie wieżę Eiffla (nie tę prawdziwą rzecz prosta) w różnych rozmiarach i kolorach. A pomyśleć, że tak ludzi przerażała i oburzała po wybudowaniu.
Jeśli
lubicie zwiedzać Francję, kliknijcie tu;
chcecie wiedzieć, co u nas słychać, obserwujcie nas na Facebooku i Instagramie;
jeździcie po Polsce i szukacie interesujących miejsc do zobaczenie, kupcie nasz ebook, w tym wpisie znajdziecie szczegóły, a klikając w poniższe zdjęcie przeniesiecie się do naszego sklepu.
Poniższy link jest afiliacyjny, będzie nam miło, gdy z niego skorzystacie.
Booking.com