Weekend w Trójmieście, to dobry pomysł
– Co można robić o tej porze roku w Trójmieście? – spytał Pan Grzegorz z restauracji Wabu Sushi, kiedy zdradziliśmy, że najbliższy weekend spędzimy właśnie tam. No to spróbuję odpowiedzieć na to pytanie, czyli nasz weekend w Trójmieście.
Weekend w Trójmieście – spanie
Na miejsce przyjechaliśmy dość późno, bo około 23, to za sprawą biletów weekendowych oferowanych przez PKP Intercity (są dużo tańsze od normalnych, ale podróż trzeba zacząć w piątek po 19). Spaliśmy w wynajętym mieszkaniu (coraz bardziej lubimy tę opcję nocowania). Był to apartament Artus Class, który znajduje się sto metrów od pomnika Neptuna. Wewnątrz, co prawda, było trochę słychać odgłosy z sąsiadujących z nim pubów, ale nam one nie przeszkadzały i spało się tu wygodnie.
Weekend w Trójmieście – Gdańsk
Zwiedzanie rozpoczęliśmy rano następnego dnia, było mgliście, co widać na zdjęciach. Poszliśmy na drugi brzeg Motławy, skąd majaczący się we mgle gdański żuraw, symbol miasta, wyglądał naprawdę malowniczo. Żuraw był niegdyś dźwigiem portowym. Pierwszy dźwig spłonął w 1442 roku. Nowy wzniesiono w latach 1442-44. Podczas wojny został zniszczony. W latach 60-tych XX wieku zrekonstruowano go na podstawie zachowanych dokumentów.
Ruszyliśmy do katedry. Jest to największy zbudowany z cegły kościół średniowieczny na świecie. Może dlatego sprawia wrażenie pustego. Przyczyna może jednak być też inna – pod koniec wojny Gdańsk spalono i katedrę też. Na szczęście w 1944 roku wyposażenie zdemontowano i ukryto w kościołach, dworach i stodołach. Niestety, do dziś wszystkie elementy do wnętrza kościoła jeszcze nie wróciły. Najbardziej zainteresował nas zegar. Przypominał ten, oglądany przez nas w Stralsundzie. Zegar jest jeszcze rekonstruowany. Pochodzi z XV wieku i jest dziełem Hansa Duringera. Ma 14 metrów wysokości i składa się z trzech kondygnacji: kalendarium, planetarium i teatru figur. Od 1554 roku zegar był już nieczynny. Pod koniec wojny zdemontowano go i 70% elementów zewnętrznej obudowy wróciło do kościoła.
Ciekawe były też odsłonięte przez przypadek stare freski. Znajdziecie je obok św. Jerzego , dlatego łatwo można je ominąć, co mi się przytrafiło. Na szczęście Marcin czuwał. Teraz są tu dwa malowidła, do niedawna znajdowały się one jeden na drugim. W latach 80-tych podczas prac konserwatorskich pod malowidłem wiszącym obecnie niżej, pochodzącym z 1500 roku, odkryto wcześniejsze, dotąd nieznane dzieło pochodzące z 1400 roku. Malowidła rozwarstwiono i jedno z nich przeniesiono na przygotowane wcześniej podłoże i dziś możemy je podziwiać.
Najwspanialszy zabytek Gdańska, czyli ołtarz Memlinga znajduje się w tutejszym Muzeum Narodowym, w katedrze jest tylko kopia. Pamiętajcie, że w katedrze jest bardzo zimno. Ja tak zmarzłam, że musieliśmy wstąpić na kawę.
Zwiedzanie Trójmiasta – Gdańsk-Oliwa
No i zrobiła się pora, aby jechać do Oliwy, bo o 12 był pokaz działania słynnych organów. Pojechaliśmy kolejką (bilet kupiliśmy w automacie na peronie). Z dworca w Oliwie nie idzie się 5 minut, jak powiedziano nam w informacji turystycznej w Gdańsku, a 15. Weźcie to pod uwagę, bo my ledwo zdążyliśmy. Koncert trwał około pół godziny i robił wrażenie. Zwróćcie uwagę na ruszające się trąbki. (tak, jak w Świętej Lipce). Faktycznie organy wydają niesamowite dźwięki, a akustyka kościoła sprawia, że słuchanie to prawdziwa przyjemność. (nie kupuje się biletów, ale jest zbierana ofiara). Po koncercie obejrzeliśmy katedrę. Podziwialiśmy liczne ołtarze. Spodobał nam się grobowiec rodziny Kosów, wykonany w 1599 roku. Duże wrażenie robi rokokowe wejście do kościoła i ambona.
Katedra położona jest na końcu wspaniałego parku, który dopiero teraz mieliśmy czas obejrzeć. Mimo braku liści na drzewach było tu naprawdę uroczo. Trochę zdziwiło nas co prawda, że palmiarnia jest zamknięta w okresie zimowym, bo wydawałoby się, że właśnie wtedy najlepiej by się ją zwiedzało.
W pałacu Opatów mieści się dziś jeden z oddziałów Muzeum Narodowego. Wystawiona jest tu polska sztuka współczesna. Gdańsk nie może się poszczycić zbiorami tak bogatymi, jak Wrocław, ale w kolekcji są dzieła prawie wszystkich wybitnych malarzy. Brakowało jednak Witkacego.
Zwiedzanie Trójmiasta – Sopot
I tak zrobiło się całkiem obiadowo, postanowiliśmy pojechać do Sopotu, chcieliśmy zjeść rybę w kultowym barze „Przystań”, ale na ten sam pomysł wpadło mnóstwo innych ludzi, a jak wiecie, nie znosimy stania w kolejkach. Ruszyliśmy więc dalej w poszukiwaniu lokalu. W końcu zatrzymaliśmy się w „Tawernie Rybackiej”. Zupy były bardzo dobre, ale smażony dorsz dyskwalifikował to miejsce. Restauracja nie poradziła sobie chyba z natłokiem chętnych.
Tłum zresztą towarzyszył nam w Sopocie przez cały czas. Pełno było nam morzem, pełno na molo i też pełno na słynnym Monciaku. Ale samo morze jak zwykle było wspaniałe. W Sopocie zostaliśmy do zachodu słońca.
W Gdańsku we włoskiej Pizzerii (Sempre) zjedliśmy smaczną kolację. Udało się w ten Walentynowy wieczór zdobyć stolik, mimo braku wcześniejszej rezerwacji. Czasem ma się szczęście. To naprawdę bezpretensjonalny lokal będący częścią małej sieci – po 2 lokale mieszczą się w Gdańsku i Sopocie.
Weekend w Trójmieście – gdańskie muzea
Następny dzień zarezerwowaliśmy na zwiedzanie Gdańska i od odwiedzenie licznych tu muzeów. Zaczęliśmy od Muzeum Narodowego, oddziału sztuki dawnej, jedynego, które nie znajdowało się na szlaku drogi królewskiej. Tak naprawdę żałowaliśmy, że tam poszliśmy, bo ołtarz Memlinga akurat był badany (cokolwiek to znaczy) i nie można go było zobaczyć. Na parterze jest kolekcja porcelany z różnych miejsc i z różnych epok. Na piętrze zaś znajdują się obrazy. Najbardziej dla nas interesujące były te, przedstawiające Gdańsk oraz liczne portrety. Podsumowując trzeba jednak szczerze powiedzieć, że obrazy nie zachwycają i jak na tak okazały budynek wystawy zdecydowanie zawodzą.
Muzeum Bursztynu
Muzeum Bursztynu zafascynowało Marcina i spędziliśmy w nim bardzo dużo czasu. Oglądaliśmy pod lupą i mikroskopem różne zwierzątka zatopione w bursztynach. Podziwialiśmy wielkie surowe okazy, a także ozdoby pochodzące zarówno z dawnych czasów, jak i te jak najbardziej współczesne. Muzeum mieści się w zabytkowym gotycko-renesansowym Zespole Przybramia ulicy Długiej. Składa się on z trzech części: Wieży Więziennej, Szyi z Domem Więziennym i Katowni. W tej ostatniej zaaranżowano trzy cele więzienne.
Dom Uphagena
Kolejnym punktem naszej wycieczki był dom Uphagena. Jest to jedyna w Polsce i jedna z niewielu w Europie mieszczańska kamienica z XVIII wieku udostępniona do zwiedzania. Kamienicę kupił Johann Uphagenn w 1775 roku. Do końca XIX wieku była własnością tej samej rodziny. W 1911 roku utworzono w kamienicy muzeum, które działało do 1944. Zagłada domu nastąpiła w marcu 1945 roku.
Na podstawie zachowanej dokumentacji kamienica została pieczołowicie odrestaurowana, łącznie z dekoracją ścian i sufitów. Meble pochodzą z różnych innych miejsc. Zwróćcie uwagę na piece. W kuchni zauważyłam, że brak jest pieca do pieczenia. Okazało się, że w bogatych domach przygotowywało się ciasto, a potem zanosiło się je do piekarza.
Na koniec zwiedzania w małej salce można obejrzeć film dotyczący koncepcji architektonicznych w Wolnym Mieście Gdańsku i wierzcie mi warto poświęcić chwilę, aby zobaczyć, w jaki sposób planowano miejsca do życia na początku poprzedniego wieku.
Muzeum Historii Gdańska
Dostarczyło nam ciekawych kolejnych ciekawych informacji na temat miasta. Może byliśmy już trochę zmęczeni, ale zdziwiła nas ilość miejsca poświęconego królowi Stanisławowi Leszczyńskiemu. Ciekawe były na parterze sale dawnych posiedzeń Rady Miasta, a na samej górze historia Wolnego Miasta Gdańska. Idea wolnego miasta jest interesująca jako koncept teoretyczny, w praktyce jednak rzadko się sprawdza.
Na sam koniec dotarliśmy do Dworu Artusa. Nazwa wywodzi się z Legendy o Królu Arturze i Rycerzach Okrągłego Stołu. Przyjęło się w krajach germańskich nazywać jego imieniem domy spotkań rycerstwa i patrycjatu. W Polsce dwory Artusa zakładane były przez mieszczan. Najsłynniejszym z nich jest oczywiście gdański. Gromadzili się tu bogaci kupcy oraz goście zagraniczni. Co jakiś czas wyprawiono trwające kilka dni uczty. Dwór Artusa miał być ekskluzywnym miejscem spotkań gdańskiej elity. W 1742 roku przemianowano dwór na giełdę.
Musicie tu przyjść, aby zobaczyć fantastyczny piec. Przeczytajcie informacje wyjaśniające alegorie. Piec ma 11 metrów wysokości i pięć kondygnacji. Nazywany jest królem wszystkich pieców. Od XVII wieku pełni funkcje dekoracyjne. Wyłożony jest 520 kaflami, przedstawiającymi wizerunki wybitnych postaci epoki. W 1943 roku został zdemontowany, odrestaurowano go w 1994 roku.
Jedzenie
Mieliśmy jeszcze wejść do Muzeum Morskiego, ale w końcu ile można zwiedzać? Poszliśmy nad Mołtawę i zjedliśmy obiad w najlepszej, według Trip Advisora, restauracji w mieści, czyli w „Fish Market”. Jedzenie było naprawdę wyśmienite. Zabawiliśmy tu już do końca naszego pobytu w Trójmieście. Pełnym ludzi pendolino wróciliśmy do Warszawy. Na szczęście to wygodny pociąg, jest cichy, płynnie się porusza, no podróż do Warszawy trwa mniej niż 3 godziny.
Jeśli
chcecie zobaczyć więcej miejsc z województwa pomorskiego, to tu je znajdziecie;
jesteście zainteresowani, co aktualnie robimy, śledźcie nas na Facebooku i Instagramie;
lubicie podróżować po Polsce, kupcie naszą książkę, szczegóły na jej temat znajdziecie w tym wpisie, a jak klikniecie w obrazek przeniesiecie się do naszego sklepu.
Poniższy link jest afiliacyjny, będzie nam miło, kiedy z niego skorzystacie.
Dodane przez Małgosia dnia 2015-02-17