Weekend w okolicy Sandomierza
Do Sandomierza przyjechaliśmy w piątek wieczorem i nie mieliśmy siły na spacer po mieście, zjedliśmy kolację i zrobiliśmy plan na najbliższe dwa dni. Czy ma sens przyjeżdżanie gdzieś w piątek wieczorem ? Ależ tak, bo przecież przynajmniej jeden dzień możemy w pełni przeznaczyć na zwiedzanie. W niedzielę trzeba przecież wracać. Tak więc zaczęliśmy weekend w okolicy Sandomierza
Weekend w okolicy Sandomierza – Sandomierz
Sobota
Zwiedzanie rozpoczęliśmy zaraz po 9, bo od tej godziny można wejść na wieżę, znajdującą się na Bramie Opatowskiej. Muszę przyznać, że warto było wdrapać się po schodach na samą górą, bo rozciąga się stąd wspaniały widok na miasto i okolice. Nam z jednej strony przeszkodziła mgła, ale z drugiej strony nadała krajobrazowi trochę tajemniczości.
Ruszyliśmy teraz do Katedry, bo mimo usilnych prób nie mogliśmy znaleźć informacji, w jakich godzinach się ją zwiedza. Jedyna informacja, jaką znaleźliśmy mówiła, że w sobotę można wchodzić do środka o określonych pełnych godzinach i to chyba począwszy od 10 tej. Na miejscu okazało się, iż z wejściem nie problemu, choć do wyznaczonej (chyba) godziny zostało kilkanaście minut. Mieliśmy szczególne szczęście, bo oprowadził nas przewodnik, którego spotkaliśmy w kościele. I choć przygotowaliśmy się do zwiedzania całkiem solidnie, to w trakcie zwiedzania poznaliśmy kilka sekretów Katedry, o czym pisaliśmy w tekście „Sandomierz jego legendy i atrakcje„.
Najwspanialszym zabytkiem w kościele są słynne, namalowane w stylu bizantyjskim, czy też może bizantyjsko – ruskim, freski, które ufundował Władysław Jagiełło. Znajdują się w prezbiterium, są wspaniale odnowione. Przetrwały, bo przed wiekami pokryto je wapnem i nie poddały się klęskom i pożarom nawiedzającym kościół. Pewnego razu ze ściany spadł obraz i zrobiła się rysa, która odsłoniła cześć dekoracji, a resztę już planowo przywrócono na światło dzienne.
Inne atrakcje wewnątrz
Na ścianach wewnątrz świątyni umieszczono obrazy Karola de Prevot przedstawiające makabryczne sceny z przeszłości. Obrazy zostały przypisane poszczególnym miesiącom a postaci na nich ponumerowane. Przewodnicy mówią, że należy poszukać miesiąc i dzień, w którym się urodziliśmy i na obrazie znaleźć odpowiednią postać, a wtedy dowiemy się, jak umrzemy. Na obrazach widnieją chrześcijańscy męczennicy, a o szczegółach przedstawień informują napisy umieszczone z boku obrazów. To taka makabryczna wizja historii. Ja, co rzadkie na obrazach, umrę śmiercią naturalną, natomiast Marcin zostanie powieszony. Muszę przyznać, że z zakończeniem życia wyjątkowo nam się poszczęściło, bo na obrazach były postacie bez głów oraz z rozprutymi brzuchami.
Najbardziej kontrowersyjnym dziełem Prevota jest obraz porzedstawiający Żydów kupujących chrześcijańskie dziecko, aby je zabić, a jego krew dolać do macy. Jeszcze niedawno obraz był zasłonięty z powodu swojej antysemickiej wymowy. Dziś został opatrzony tablicą, która w trzech językach wyjaśnia, że przedstawione na nim wydarzenia nigdy nie miały miejsca. O tym obrazie wiedzieliśmy, bo pojawił się w kryminale Zygmunta Miłoszewskiego „Ziarno prawdy”, którego akcja dzieje w Sandomierzu, a który tuż przed wycieczką czytaliśmy. Mieszkańcy Sandomierza żyją jeszcze filmem, jaki na podstawie książki był niedawno kręcony.
Ale wracajmy do kościoła, bo dużo jest tu jeszcze przedmiotów godnych uwagi. Na przykład Chrystus na dużym krucyfiksie z jednej strony ma twarz radosną, a jak się spojrzy z drugiej strony wyraźnie widać cierpienie. Na jednym z filarów, z kolei wisi obraz przedstawiający brzemienną Matkę Boską, co jest bardzo rzadkie w ikonografii. W kaplicy Najświętszego Sakramentu nie mogłam oderwać wzroku od hebanowo-srebrnego ołtarza. Dzięki uprzejmości naszego przewodnika zobaczyliśmy też w zakrystii pozostałości budowli romańskiej i gotyckiej.
Muzeum Diecezjalne
Katedra zrobiła na nas naprawdę duże wrażenie, ale trzeba było się ruszyć, aby obejrzeć inne miejsca. Poszliśmy do pobliskiego Domu Długosza i obejrzeliśmy kolekcję zgromadzoną przez Muzeum Diecezjalne. Trzeba przyznać, że obraz Łukasza Cranacha Starszego „Matka Boża z Dzieciątkiem i św. Katarzyną Aleksandryjską”, znajdujący się przy samym wejściu, robi naprawdę duże wrażenie. Znaleźliśmy rękawiczki królowej Jadwigi. Legenda mówi, że Jadwiga zgubiła drogę i zakopała się saniami w śniegu. Pomogli jej okoliczni chłopi, którym na pamiątkę zostawiła swoje rękawiczki. Marcin odszukał rysunek Norwida i brewiarze księży Kordeckiego i Skorupki. Szczególnie spodobał mu się przenośny relikwiarz.
W muzeum były jeszcze szaty liturgiczne, a także odcisk słonia i kości mamuta, oczywiście wiele innych przedmiotów. Na piętrze warto zwrócić uwagę na średniowieczne rzeźby oraz wspaniały gdański piec kaflowy. Nie można oczywiście pominąć jednego z najcenniejszych eksponatów, a mianowicie romańskiej figury Matki Boskiej Tronującej z Goźlic.
W Rynku i w jego okolicy
Po tak intensywnym zwiedzaniu należała nam się chwila przerwy, poszliśmy więc do Rynku i „Cafe Iluzjon” wypiliśmy herbatę, Marcin skusił się na sernik, który bardzo chwalił. Przez okno podziwialiśmy renesansowy ratusz.
Ruszyliśmy w stronę zamku. Po drodze minęliśmy dwa budynki, w których urzędują władze miasta. Zobaczyliśmy też obelisk poświęcony krzemieniowi pasiastemu z informacją, że jest on kamieniem Sandomierza. I rzeczywiście wszędzie pełno było różnych wyrobów jubilerskich z tego kamienia. Trzeba przyznać, że jest on wyjątkowo elegancki.
Jeszcze przed zamkiem odkryliśmy rozpadającą się kamienicę i domyśliliśmy się, iż właśnie w niej toczy się część kryminału Miłoszewskiego, muszę dodać, iż jest to część wyjątkowo makabryczna. Podobno po nakręceniu filmu na podstawie książki pojawiły się głosy, iż kamienica powinna pozostać w niezmienionym stanie. Nam się ten pomysł wydał trochę kontrowersyjny.
Zamek
W końcu dotarliśmy do zamku, ale na dziedzińcu jeszcze spojrzeliśmy na nadwiślańskie bulwary. Samo muzeum nas już tak bardzo nie zachwyciło. Jeżeli mielibyście wybierać, czy pójść do muzeum regionalnego, czy diecezjalnego, zdecydowanie poleciłabym to drugie. Ale i w muzeum regionalnym znaleźliśmy eksponaty godne uwagi, w tym słynne XII-wieczne szachy. I to właśnie wykopaliska archeologiczne stanowiły najciekawszą część zbiorów.
Ze wzgórza, na którym stoi zamek zobaczyliśmy kościół św. Jakuba. Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy do niego nie poszli. Jest to najstarszy kościół w Sandomierzu, a rosnące przed nim lipy są bohaterkami kolejnej sandomierskiej legendy. Kościół nosi ślady licznych przebudów i niestety było w nim ciemno, co uniemożliwiło nam przyjrzenie się sarkofagowi księżnej Adelajdy. Wracając do Rynku zerknęliśmy na wąwóz królowej Jadwigi.
Obiad zjedliśmy w restauracji na Rynku „Casa de Locos”. Brała ona udział w programie „Kuchenne rewolucje”. Niestety, w karcie nie było żadnych bezmięsnych potraw kubańskich, byłam więc zmuszona zamówić pizzę. W planie mieliśmy jeszcze dwa punkty: Chcieliśmy zobaczyć zmumifikowane zwłoki Teresy Morsztynówny i zwiedzić trasę podziemną. Z powodu zamkniętego kościoła zwłok nie zobaczyliśmy (to zdanie strasznie zabrzmiało…)
Podziemna trasa
Podziemne trasy lubię zwiedzać nie ze szczególnej miłości do przebywania pod ziemią, choć klaustrofobii nie mam i nie robi to na mnie wrażenia, nawet wspomniany kryminał (część akcji, najbardziej okropna, się tu odbywa) nie spowodował, że czułam się nieswojo. Lubię zwiedzać trasy podziemne, bo przewodnicy opowiadają przy okazji wiele interesujących historii związanych z danym miastem. W przypadku Sandomierza trasa turystyczna powstała przy okazji ratowania miasta. Leży ono na wzgórzu lessowym i było w nim pełno piwnic, w których niegdyś składano towary. Tak było w dawnych wiekach. Całkiem niedawno, w początkach lat 70 tych ubiegłego stulecia, woda wyciekająca z wodociągów spowodowała wypłukanie się lessu, co o mało nie poskutkowało zawaleniem całego centrum. Na pomoc pośpieszyli pracownicy AGH i górnicy. A przy okazji ratowania budynków powstał zabezpieczony korytarz, którym poprowadzono trasę.
Z podziemi wychodzi tuż obok wejścia do mieszczącej się w piwnicach ratusza piwiarni. Uznaliśmy to za znak, iż należy nam się piwo albo cydr. Atmosfera jest tu bardzo miła i właśnie wszyscy przygotowywali się do koncertu jazzowego, niestety nie mieliśmy już siły i wróciliśmy do hotelu.
Niedziela
Weekend w okolicy Sandomierza – Baranów Sandomierski
Przyszła kolej na wspomniane w tytule okolice Sandomierza. Pojechaliśmy do Baranowa Sandomierskiego (a to już województwo podkarpackie). Zamek z zewnątrz robi naprawdę niesamowite wrażenie. Zrobiliśmy mu sesję zdjęciową, pozował nam z każdej strony. Został wybudowany w XVII wieku przez włoskiego architekta Santi Gucciego i wykończony przez Tylmana z Gameren. Najpierw należał do rodziny Leszczyńskich, a potem do kolejnych rodów między innymi Lubomirskich, Potockich i Krasickich. W czasie wojny został zniszczony i ograbiony najpierw przez Niemców, potem przez Rosjan, a na koniec przez miejscowych.
Zamek odbudował Siarkopol i przeznaczył na swoją siedzibę, w której goszczono kontrahentów, organizowano spotkania, a co jeszcze się tu działo, to już tajemnica władz kopalni, bo na piętro nikt nie mógł się dostać. Od lat 90-tych ubiegłego wieku zamek należy do Agencji Rozwoju Przemysłu, można w nim mieszkać, a także można go zwiedzać. Jest wynajmowany na konferencje, spotkania, a nawet na randki i wesela.
W restauracji zjedliśmy wczesny obiad. Pierogi z kurkami były wspaniałe, a gołąbki z kaszą całkiem dobre.
Weekend w okolicy Sandomierza – zamek Krzyżtopór
Po obiedzie ruszyliśmy do Ujazdu, aby zobaczyć zamek Krzyżtopór. Na miejscu czekała nas niespodzianka, bo za pieniądze unijne ruiny trochę wyremontowano i poprowadzono trasy. Byliśmy więc w dawnej sali balowej, tej samej, w której nad głowami gości pływały ryby w akwarium. Aby to zobaczyć, trzeba było mieć trochę wyobraźni, natomiast sama wielkość budowli do dziś budzi respekt. Dobrze zachowały się niektóre podpisy z galerii przodków. W piwnicach były niegdyś stajnie, a konie miały w nich marmurowe żłoby. W pomieszczeniu zachował się charakterystyczny dla stajni układ.
Zamek należał do rodziny Ossolińskich, wybudował go Krzysztof Ossoliński, miał to być rok w kamieniu, czyli zamek posiadał cztery wieże (pory roku), dwanaście sal balowych (miesiące), pięćdziesiąt cztery pokoje (tygodnie ) i trzysta sześćdziesiąt cztery okna (dni). Przetrwał jedynie kilkanaście lat, zniszczony przez potop szwedzki, a dzieło zniszczenia dokończyło się w czasach konfederację barską.
Ze względu na niesamowitą historię, którą dzień wcześnie przeczytaliśmy udaliśmy się do pobliskiego Ossolina. Otóż w tym miejscu drugi z braci Ossolińskich Jerzy postawił swój zamek, mniej spektakularny niż Krzyżtopór, ale podobno również wspaniały. Zamek ten przetrwał wszelkie zawieruchy dziejowe, a więc potop szwedzki, konfederację barską, a kazał go rozebrać w 1806 roku sam właściciel Antoni hr.Ledóchowski, aby jego syn nie wydawał pieniędzy na jego urządzenie (tak to tłumaczył), ale podejrzewano, że hrabia miał nadzieję znalezienia olbrzymich skarbów, które miały być ukryte przez Jerzego Ossolińskiego. Wydawało nam się to tak kuriozalne, że pojechaliśmy zobaczyć niewielki fragment murów, jaki jeszcze pozostał.
Weekend w okolicy Sandomierza – Opatów
Ostatnim celem naszej wycieczki był Opatów. Prze Bramę Krakowską weszliśmy do centrum, ale chcieliśmy tu jedynie zobaczyć kościół. Znajduje się w nim wspaniały sarkofag Krzysztofa Szydłowieckiego zwany Lamentem Opatowskim. Jest to dzieło naprawdę wybitne, ale wymaga, aby poświęcić mu nieco uwagi. Bowiem płaskorzeźba na dole pomnika przedstawia różnych ludzi, którzy właśnie dowiedzieli się o śmierci Szydłowieckiego i nie mogą w nią uwierzyć. Poszukajcie ojca, który nie zwraca uwagi na czepiające się jego nogi dziecko, bo tak jest przejęty.
W kościele na ścianach są freski pokazujące wielkie polskie zwycięstwa. Ale moją uwagę zwrócił wspaniały obraz Madonny z Dzieciątkiem. Podarował go kościołowi Krzysztof Szydłowiecki, a przywiózł go z Włoch. Z czasów romańskich zachowały się wewnątrz kościoła małe, charakterystyczne okienka oraz portale.
Obeszliśmy jeszcze kościół dookoła, szukając śladów romańskich, a potem już wracaliśmy do Warszawy.
Rady praktyczne:
- – proponowany przez nas plan na drugi dzień jest jak najbardziej wykonalny. Kolejność zwiedzania zależy trochę od tego dokąd, w którą część Polski wracacie z wycieczki.
- – na zwiedzenie Sandomierza należy poświęcić cały dzień
- – w Sandomierzu napisano, iż nie wolno robić zdjęć w katedrze, ale jednak… wolno
- – warto pamiętać, że ilość osób, które mogą zwiedzić podziemną trasę jest ograniczona i w sezonie warto wcześniej zadbać o bilet
- – w Baranowie Sandomierskim warto poświęcić trochę czasu na spacer po parku – to także szansa na zrobienie naprawdę ładnych zdjęć. I pamiętamy – zwiedzanie zaczynamy o pełnej godzinie
- – w Krzyżtoporze trzeba zaopatrzyć się w mini przewodnik (albo w jego rozszerzoną wersję) pozwala to przy zwiedzaniu na łatwe zorientowanie się, co było w miejscu, które właśnie oglądamy
- – w Opatowie kościół można zwiedzać w określonych godzinach, a za zwiedzanie pobierana jest opłata. Nie należy zrażać się zamkniętymi drzwiami, bo osoba pilnująca może być w pobliżu, a ponieważ nie ma gości nie siedzi w samym kościele.
Jeśli
chcesz zobaczyć więcej miejsc w Świętokrzyskiem, kup naszą książkę
chcesz śledzić na bieżąco naszą aktywność, obserwuj naszego Facebooka i Instagrama;
lubisz zwiedzać Polskę, kup nasz ebook, szczegóły znajdziesz w tym wpisie, a gdy klikniesz w obrazek poniżej, przeniesiesz się do naszego sklepu.
Link jest afiliacyjny, będzie nam miło, gdy z niego skorzystacie.
Booking.com
2 komentarze
Iwona
Bardzo przyjemnie czytało mi się ten wpis. Wiele lat temu zwiedzałam Sandomierz i Ujazd. Piękne miejsca 🙂
Marcin Bochenek
Dziękujemy za miłe słowa. Pozdrawiamy.