Szlak Gugny-Barwik w Biebrzańskim parku Narodowym
Tytuł jest trochę na wyrost, bo całego szlaku nie pokonaliśmy, czego się zresztą spodziewaliśmy już na początku wędrówki. Ale zacznijmy od początku. Po dniu spędzonym na oglądaniu ptaków, nabraliśmy ochoty na dalsze wędrówki. W „Zagrodzie Kuwasy” zjedliśmy jeszcze obiad, więc przedpołudnie spędziliśmy w okolicy.
Spacer z leśniczówki Grzędy
Samochodem dojechaliśmy na parking przy leśniczówce i ruszyliśmy polną drogą na spacer w znane nam już miejsce. Musieliśmy skrócić naszą trasę, bo inaczej nie zdążylibyśmy na obiad. Doszliśmy jedynie do pierwszej ścieżki przyrodniczej Czerwone Bagno. Udaliśmy się na jej koniec drewnianych kładkach.
Co jakiś czas przystawaliśmy, aby podziwiać i fotografować przyrodę. W lesie było pusto, cieszyliśmy się ciszą i usiłowaliśmy rozpoznać przelatujące ptaki. Ale okazało się, że jedna wycieczka to zdecydowanie za mało. Musimy jeszcze poćwiczyć. Ale i tak zabawa była świetna.
Zrobiła się pora obiadowa, musieliśmy więc wracać do Zagrody Kuwasy.
Szlak Gugny – Barwik początek wędrówki
Po opuszczeniu Zagrody udaliśmy się w drogę powrotną, mieliśmy jednak trochę czasu, postanowiliśmy więc zatrzymać się po drodze i udać na wędrówkę. Wracaliśmy Carską Drogą i właśnie tam poszukaliśmy szlaku. Kiedy znaleźliśmy tablicę informacyjną i mały parking, stwierdziliśmy, że właśnie znaleźliśmy odpowiednie miejsce.
Trochę zaniepokoiła nas kartka z informacją, że nie da się samodzielnie przejść całego szlaku, wymagane jest towarzystwo wykwalifikowanego przewodnika. Doszliśmy do wniosku, że najwyżej wrócimy.
Początkowo droga wiodła przez las i nic nie zapowiadało kłopotów. Minęliśmy parking leśny i poszliśmy dalej. Ale tu już było gorzej.
Szlak Gugny-Barwik początek kłopotów
Pojawiły się kałuże, najpierw mniejsze, ale zaraz potem większe, takie, które zalewały całą ścieżkę. A my zamiast włożyć buty górskie, wybraliśmy się w adidasach. Kto nie ma w głowie, ten ma mokre nogi. Omijanie tych wielkich kałuż było całkiem zabawne. I tak doszliśmy do wieży widokowej.
Trzeba przyznać, że nie tylko z wieży, ale podczas całego spaceru widoki mieliśmy rewelacyjne. W pewnym momencie usłyszeliśmy łosia, nie widzieliśmy go, bo ukrył się w zaroślach.
Przy wieży nie zakończyliśmy naszego spaceru, poszliśmy dalej. Jak należy się domyślić, kałuże były coraz większe i głębsze, a nam już było wszystko jedno. Doszliśmy do rzeki o wdzięcznej nazwie Kosódka i tu zakończyliśmy naszą wędrówkę. Rozlewiska nie dało się już przejść. Od tego właśnie miejsca można było chodzić tylko w towarzystwie przewodnika.
Szlak Gugny-Barwik odwrót
Wracało się prościej, bo znaliśmy głębokość wody i mieliśmy opracowane przejście. Więcej czasy mogliśmy poświęcić na podziwianie przyrody i robienie zdjęć.
Doszliśmy już w pobliże parkingu leśnego, kiedy Marcin ze spokojem stwierdził, że w lesie po drugiej stronie drogi jest krowa. Spojrzałam w tamtą stronę i od razu zauważyłam, że to nie krowa, tylko byk. Zwierzę było imponujących rozmiarów. Spojrzało w naszym kierunku i truchtem pobiegło w drugą stronę. Na całe szczęście, bo nie mielibyśmy żadnych szans w bezpośrednim starciu.
A potem czekał już nas tylko powrót do Warszawy i tkwienie w korku przy wjeździe do miasta.
Jeśli
chcecie podróżować po województwie podlaskim, zerknijcie tu;
jesteście ciekawi, co u nas słychać, obserwujcie nas na Facebooku i Instagramie;
lubicie podróżować po Polsce o odkrywać niezwykłe miejsca, kupcie nasz ebook, szczegóły na jego temat znajdziecie w tym wpisie, a jeśli klikniecie w poniższe zdjęcie, przeniesiecie się do naszego sklepu.
Poniższy link jest afiliacyjny, będzie nam miło, gdy z niego skorzystacie.
Booking.com