Zwiedzanie Glasgow, nasz subiektywny przewodnik
Jak już pisałam w tekście o Bożym Narodzeniu w Glasgow ze zwiedzaniem mieliśmy drobne problemy. Okazało się bowiem, że wszystkie muzea były zamknięte przez całe Święta. Ale na szczęście przyjechaliśmy wcześniej i udało nam się zwiedzić miasto. A oto, co sądzimy o Glasgow i jego atrakcjach. Zwiedzanie Glasgow czas zacząć.
Zwiedzanie Glasgow – pierwsze wrażenie
Z lotniska do miasta dotarliśmy wygodnie autobusem pospiesznym. Podróż kosztowała 7,5 funta od osoby. W sumie wyszło 15. Z powrotem wzięliśmy taksówkę za 21 funtów, bo padał deszcz i nie chcieliśmy moknąć na przystanku.
Cóż tu dużo pisać, miasto nie robi dobrego wrażenia, zwłaszcza, jak pada deszcz i wieje wiatr. Są tu ogromne, ciemne gmaszyska, które przytłaczają przestrzeń. Takie jest oczywiście centrum. Dalej od niego znaleźliśmy piękne parki, bulwary nad rzeką i zieleń, tak zieloną, że aż bolały oczy. To było naprawdę niesamowite.
Zwiedzanie Glasgow – trochę historii
No cóż ja lubię wiedzieć trochę o miejscu, w którym spędzam czas. Dlatego przed wyjazdem przeczytaliśmy, że Glasgow jest największym miastem Szkocji, a jego dzieje sięgają średniowiecza. W XVIII wieku kupcy handlujący rumem, bawełną i tytoniem przyczynili się do jego świetności. Powstały stocznie. Miało też trudne chwile, kiedy upadła większość zakładów, ale ostatnio bardzo się przeobraża. Widzieliśmy nowe dzielnice nad rzeką.
Zwiedzanie Glasgow – Muzeum Kelvingrove
Na wstępie przypomnę, że muzea państwowe w Wielkiej Brytanii są bezpłatne. Wspomniane wyżej znajdowała się na każdej liście must w Glasgow, przeważnie na pierwszym miejscu. Do niego więc skierowaliśmy nasze kroki zaraz po przyjeździe. Muszę przyznać, że trochę nas zadziwiło. Otóż znajdują się w nim eksponaty z wielu dziedzin. Na początku powitały nas wypchane zwierzęta (których osobiście nie znoszę) i wiszący nad nimi samolot. Ale to oczywiście nie wszystko, są też wystawy malarstwa, ze świetną kolekcją obrazów impresjonistycznych oraz sale poświęcone Szkocji, a także zbiory archeologiczne, a nawet egipskie mumie.
Na dodatek okazało się, że twórcy ekspozycji mieli zacięcie edukacyjne, np. taki obraz Salvadora Dali miał dwie ściany wypełnione informacjami wyjaśniającymi poszczególne znaczenia. Było to bardzo interesujące.
W muzeum znajduje się kafeteria, my skorzystaliśmy i zjedliśmy wstępny lunch, czyli zupę dnia (to ja) i haggis (Marcin). Podczas naszej wizyty w muzeum rozpoczął się koncert organowy i towarzyszył nam do końca zwiedzania. Nie mieliśmy jednak czasu na wysłuchanie go do końca, bo kolejne atrakcje czekały, a czas biegł.
Podczas spaceru do kolejnej naszej atrakcji udało nam się zabłądzić, poznaliśmy więc park i ja doznałam drobnego szoku, bo padał drobny deszcz i w płaszczu puchowym nadmiernie się nie zgrzewałam, a zauważyłam kobietę z małą dziewczynkę ubraną tylko w ocieplany sweter, ale okazało, że to nic, bo w wózku była druga dziewczynka, tym razem bez rękawków, z gołymi rękami. Nie ma, jak zimny wychów. Dzieci wcale nie sprawiały wrażenia zmarzniętych.
Zwiedzanie Glasgow – Muzeum Transportu i Podróży
W trakcie poszukiwania Muzeum Transportu i Podróży rozpadało się na dobre. Szczerze mówiąc, zaczęło lać. Na miejsce dotarliśmy więc cali mokrzy. Mokre rzeczy zostawiliśmy w szatni i oglądaliśmy zabawne eksponaty. Muzeum przypominało nam trochę muzeum samochodów w Brukseli, jednak to było bardziej urozmaicone. Znalazły się w nim nawet lokomotywy i pierwsze wagoniki metra. Do niektórych pojazdów można było wejść do środka. Szczególnie podobał mi się fragment ekspozycji pokazujący stary fragment miasta z zakładem fotograficznym, pubem i innymi tego typu pomieszczeniami.
Tu też możecie coś zjeść. Plusem restauracji jest wspaniały widok na rzekę, a jedzenie też całkiem nam smakowało. To był nasz lunch numer dwa, czyli ryba z frytkami.
Do hotelu postanowiliśmy wrócić metrem i nawet udało nam się nie zabłądzić po drodze na stację. Obie komórki padły nam, gdy dojechaliśmy na miejsce. Mieliśmy więc drobny kłopot, aby trafić do hotelu. Pojawiła się jednak dobra dusza, która zaprowadziła nas na miejsce. Bo nie wiem, czy już pisałam, Szkoci są naprawdę bardzo, bardzo sympatyczni.
Kolację zjedliśmy w pubie. Małą, żeby nie było, taki dodatek do piwa.
Zwiedzanie Glasgow – w centrum miasta
czyli Buchanan Street, jest to duża ulica z wieloma sklepami. Są tu zarówno domy towarowe, jak i butiki i oczywiście tłum ludzi (z wyjątkiem pierwszego dnia Świąt). My udaliśmy się do znajdującego się w pobliżu Muzeum Sztuki Współczesnej. Niestety te wystawy do nas nie przemówiły, szybko więc ruszyliśmy dalej do znajdującej się po drugiej stronie głównej ulicy, Latarni Morskiej.
Znajduje się tu muzeum poświęcone twórczości Charlesa Renniego Mackintosha projektanta mebli, architekta i malarza. Przed wyjazdem do Szkocji nie miałam pojęcia o jego istnieniu (tuż przed samym już miałam, bo się do wyjazdu przygotowałam). I to jest właśnie świetne w podróżowaniu, ciągle trafiamy na coś nowego: ludzi, sztukę, budynki, historie i tak się ten nasz świat rozszerza. Ale wracając do Mackintosha to był on twórca secesyjnym, wywarł wpływ także na secesję wiedeńską. Dziś Glasgow chwali się jego pracami, a nawet zorganizowało to interesujące muzeum. Jest też specjalna trasa pokazująca jego dzieła w mieście.
Wystawę obejrzeliśmy z dużym zainteresowaniem, podobały nam się meble i budynki przedstawione na zdjęciach. Detale rysunków architektonicznych to już było za dużo, ale dla specjalistów pewnie są ciekawe. Spaliliśmy tu też parę kalorii, bo po schodach wdrapaliśmy się na wieżę i z góry spojrzeliśmy na Glasgow. Szczerze mówiąc, nie wyglądało ono najlepiej. W drugi dzień Świąt zjedliśmy lunch w kawiarni zaprojektowanej przez Mackintosha. Sami zobaczcie, jak ona wygląda. Są dwa poziomy, my zdobyliśmy miejsce na górze w sali chińskiej.
Zwiedzanie Glasgow – katedra, cmentarz i muzeum
Trochę jakby na końcu centrum mieści się najstarsza część miasta z katedrą na czele. Jakże różni się ona od katedr hiszpańskich. Gdybym miała wybierać, oczywiście wybrałabym hiszpańską, choć ta też miała swój tajemniczy urok. Najpierw jednak oglądaliśmy ją z góry, z zewnątrz, bo korzystać z chwilowej przerwy w opadach najpierw udaliśmy na cmentarz. Faktycznie nagrobki na wzgórzu dodają katedrze tajemniczego uroku. Po wejściu do środka, stwierdziliśmy, że wygląda ona jak żywcem wyjęta z filmów grozy. A już w szczególnie w podziemiu, nastrój się potęgował.
Katedry protestanckie zawsze na nas sprawiają wrażenie pustych, pewnie dlatego, że przyzwyczailiśmy się do katolickiego przepychu
Z katedry udaliśmy się do muzeum św. Munga. Znajduje się ono blisko katedry i jest poświęcone różnym religiom. W jeden z sal przedstawiono okresy w życiu człowieka i towarzyszące im obrzędy w różnych religiach. Są też stare witraże z katedry, wyobrażenie Buddy i sztuka religijna.
Pewnie zainteresowało Was, kim był patron muzeum, katedry, a także samego Glasgow. Święty Mungo był biskupem Glasgow, żył ok.518-614. W wieku 25 lat udał się nad rzekę Clyde i nawracał okolicznych mieszkańców. W 540 roku został konsekrowany na biskupa i postawił swą siedzibę w miejscu, w którym obecnie znajduje się katedra. Przez 13 lat nawracał mieszkańców swej diecezji, sam mieszkał w małej celi, spędzając godziny na modlitwie i umartwianiu. Jego Grób znajduje się w katakumbach katedry.
Zwiedzanie Glasgow – nad brzegiem rzeki
W pierwszy dzień Świąt, jak już pisałam, nie funkcjonowała w mieście komunikacja. Wyruszyliśmy więc na spacer wzdłuż rzeki. Doszliśmy do nowoczesnych budynków, które postawiono, aby zmienić oblicze Glasgow. Kiedyś nad rzeką Clyde znajdowały się stocznie, które przyczyniły się do rozwoju miasta. Ostatnim wielkim statkiem, jaki wybudowano w Glasgow była „Queen Mary”. Oddano ją do użytku w 1934 roku.
Przez długi czas tereny nad rzeką były zaniedbane. Doszliśmy do nowoczesnego budynku Szkockiego Centrum Wystawienniczo -Konferencyjnego. Obok jest zaprojektowana przez Normana Fostera sala widowiskowa. Dalej Znajduje się po drugiej stronie rzeki Szkockie Muzeum Transportu i Podróży opisałam wcześniej. Niestety z powodu padającego deszczu nie udało mi się zrobić zdjęcia budynku. A szkoda, bo jest ładny. Widzieliśmy też celowo zachowany dźwig.
Po drugiej stronie rzeki jest Centrum Nauki i Pasaż Nauki. Jest to prawdziwa nowoczesna atrakcja turystyczna. My, niestety, z powodu Świąt, nie zdążyliśmy się tu pobawić, no może lepiej będzie brzmiało poeksperymentować.
Zwiedzanie Glasgow – browar
Browar nie był na naszej liście miejsc koniecznych do zobaczenia, ale okazało się, że jest czynny w drugi dzień Świąt, no to poszliśmy. Nasza wycieczka zaczęła się o 16 i było już prawie ciemno. Zobaczyliśmy, że proces jest już całkowicie zautomatyzowany i rola pracowników sprowadza się w zasadzie do naciskania guzików. Poznaliśmy historię browaru, a na koniec odbyła się degustacja. W gruncie rzeczy byłam zadowolona z tej wycieczki, bo zawsze czegoś nowego się dowiedzieliśmy.
Zwiedzanie Glasgow – informacje praktyczne
Spaliśmy w hotelu Hampton by Hilton ( 140 W Campbell Street)w centrum miasta.
Jedliśmy:
– The Fish People Cafe (350 a Scotland Street, prawie na stacji metra), świetne dania rybne
– Obsession of India (25 High Street), ta restauracja była otwarta w pierwszy dzień świąt i uratowała nas przed kolejną porcją hotelowych kanapek (kanapki to był nasz lunch); świetne dania, naprawdę doskonałe, strasznie się przejedliśmy – łakomczuchy
– Wagamama (97 West Georg Street), sieciówka z japońskim jedzeniem, znaliśmy ją z Londynu, można dobrze zjeść w umiarkowanej cenie.
– The Willow Tea Rooms (97 Buchanan Street) jedliśmy lunch, niezły, ale przyszliśmy tu dla wnętrza.
– Opium (191Hope Street) naprawdę świetne, najlepsze pierożki, jakie w życiu jadłam
– The Pot Still (127 Hope Street) – mają tu 700 rodzajów whiskey. Wszystkich nie spróbowaliśmy.
Jedliśmy też w pubach i muzealnych restauracjach, ogólnie na jedzenie w Glasgow nie narzekaliśmy, raczej na siebie, bo ciągle chodziliśmy przejedzeni.
Podsumowanie
Największą zaletą Glasgow są jego mili mieszkańcy. Mimo wiatru i deszczu czuliśmy się tu naprawdę dobrze i wcale nie żałujemy, że spędziliśmy tu Święta, było ciekawiej i inaczej.
Jeśli
lubicie Wielką Brytanię, zerknijcie tu:
chcecie wiedzieć, co u nas słychać, obserwujcie nas na Facebooku i Instagramie
fascynuje Was Polska i chcecie odwiedzić piękne miejsca, kupcie nasz ebook, szczegóły na jego temat znajdziecie w tym wpisie, a gdy klikniecie w poniższy obrazek, przeniesiecie się do naszego sklepu.
Poniższy link jest afiliacyjny, będzie nam miło, gdy z niego skorzystacie.
Booking.com
2 komentarze
Patryk Zieliński
Mimo iż mieszkam w największym szkockim mieście już od ponad 3 lat to nadal poznaje kolejne atrakcje, które są niesamowite. Dodatkowe street art, który stoi na bardzo wysokim poziomie. Jednym słowem warto spędzić tam chociaż kilka dni!
Małgorzata Bochenek
Zgadzam się całkowicie. Miasto zyskuje z każdą chwilą. Rzeczywiście murale są fantastyczne. Serdecznie pozdrawiam