
Leysin w szwajcarskich Alpach – co można tu robić?
Pogoda mi sprzyja i chyba uda mi się przed nadejściem wiosny podzielić się z Wami naszymi zimowymi wyjazdami. Bardzo lubimy jeździć w Alpy pod koniec lutego i na początku marca. Jest wtedy spokojnie, bo dzieci z różnych krajów chodzą sobie do szkoły i w górach robi się luźniej. Pogoda zazwyczaj panuje zimowa, słońce świeci mocniej, a dni są już stosunkowo długie.

Leysin w szwajcarskich Alpach – gdzie to jest?
Leysin znajduje się godzinę drogi od Genewy samochodem, pod warunkiem, że nie jedziemy podczas szczytu i nie utkwimy w korku. Samochodem i pociągiem trzeba dojechać do miejscowości Aigle, a potem piąć się po górskiej drodze. Na marginesie dodam, że w rejonie Aigle produkują jedno z moich ulubionych win szwajcarskich, zwane w naszej rodzinie „z jaszczurką” z powodu wizerunku zwierzątka na nalepce.
My w Leysin byliśmy pierwszy raz, ale w tym rejonie w pobliskim Diablerets spędziliśmy wcześniej dwa urlopy: jeden zimowy, jeden letni. Jest tu mnóstwo szlaków i tras narciarskich.

Leysin w szwajcarskich Alpach – co robiliśmy?
Dwa dni spędziliśmy, próbując swoich sił na nartach biegowych. Nawet łatwa trasa w Leysin okazała się dla nas bardzo wymagająca. Kilka lat temu jeździliśmy na nartach biegowych w Leukerbad i wtedy wydawało nam się to łatwe, bo trasa miała tylko jeden zjazd, który szybko kończył się podjazdem, więc dawaliśmy radę.
Po wypożyczeniu nart udaliśmy się na specjalnie przygotowaną tor, znajduje się on w dole miejscowości. Włożyliśmy narty i ruszyliśmy zupełnie nie spodziewając się tego, co nas czeka. A czekał nas zjazd taki bardzo dłuuuugi. Narty jechały coraz szybciej, a my razem z nimi. Wtedy przypomniało mi się, że właściwie to nie wiem, jak hamować na tych nartach biegowych. Kiedy pęd powietrza zrobił się naprawdę duży, a strach zagościł w mojej duszy na dobre, postanowiłam coś z tym zrobić. Pomysł miałam jeden – przewróciłam się. Marcin zrobił to samo trochę wcześniej i leżeliśmy poobijani, jak dwie kupki nieszczęścia.
Nie daliśmy się jednak i próbowaliśmy dalej. Zaliczyliśmy jeszcze kilka upadków i postanowiliśmy się dokształcić. W tym celu po powrocie do miejsca zakwaterowania odpaliliśmy filmy instruktażowe na YouTube. Wszystko wyglądało bardzo prosto, na filmie. Niestety, nikt nie pokazał, jak hamować w tych specjalnych torach.
Postanowiliśmy więc następnego dnia ćwiczyć obok torów. Udało nam się zaliczyć po jednym upadku, ale tym razem nie jeździliśmy już po tych najbardziej stromych górkach. Wybieraliśmy w miarę płaskie trasy i kiedy pojawiał się zjazd, robiliśmy w tył zwrot. W każdym razie zabawę mieliśmy przednią, mięśnie nas bolały i stłuczone miejsca też. Niektórzy twierdzą, że łatwiej nauczyć się hamować na nartach zjazdowych, bo są krótsze. W następnym roku sprawdzimy.



Leysin w szwajcarskich Alpach – trasy zjazdowe
Tras zjazdowych jest w Leysin całkiem sporo. Kolejka wywozi na szczyt, a potem mniejszymi można udać się na trasę, jaka nam pasuje. Kolejek nie było wcale, więc można było jeździć na okrągło.
Kolejka gondolowa na Bernuese wyjeżdża na wysokość 2048 metrów (czynna pomiędzy 9 – 17). Na końcu jej trasy znajduje się restauracja składająca się z dwóch poziomów. Na pierwszym jest samoobsługa, a na drugim restauracja. Ta restauracja nie jest taka zwykła. Obraca się ona wokół swojej osi i można podczas jedzenia podziwiać różne widoki. Całkiem to sprytny pomysł.



Leysin w szwajcarskich Alpach – trasy zimowe
Po zaliczeniu odpowiedniej ilości upadków na nartach, postanowiliśmy w jeden dzień udać się na spacer. Są wyznaczone specjalne zimowe trasy do chodzenia na rakietach. Marcin jednak zasięgnął języka w biurze turystycznym i dowiedział się, że właściwie można chodzić w normalnych górskich butach. Zaopatrzeni w kijki wyruszyliśmy. Pogoda nam w miarę dopisywała, bo na początku było dość pogodnie, chociaż zimno. W najwyższym punkcie temperatura wynosiła minus 15 stopni i to dawało się we znaki.
Trasa jednak jest godna polecenia, bo trawersuje zboczem góry i rozciągają się z niej fantastyczne widoki. Liczyliśmy na jakiś lunch w restauracji na górze, niestety, zastaliśmy zamknięte drzwi. Na dole tak się zasugerowaliśmy, że będzie otwarte, iż nie doczytaliśmy dokładnie informacji. No cóż, obeszliśmy się smakiem i po zrobieniu kilku zdjęć, co wymagało zdjęcia rękawiczek i nie był to najprzyjemniejszy moment, zaczęliśmy schodzić.
Z tym zejściem nie byłoby problemu, gdybyśmy nie zdecydowali się pójść inną trasą. No i trafiliśmy na oblodzone zbocze. Na całe szczęście mieliśmy kije i obejrzeliśmy na YouTube, jak hamować na nartach. Wykorzystaliśmy zdobytą wiedzę i schodziliśmy bokiem do zbocza na krawędzi butów. Udało się bez upadku dotrzeć na dół. Wycieczka była naprawdę świetna.





Leysin w szwajcarskich Alpach – ceny raczej wysokie
Jedynym mankamentem związanym z urlopem w szwajcarskich Alpach są ceny. Niestety, dla nas wysokie, dlatego staramy się nie przeliczać na złotówki, kiedy tam jesteśmy. Nie lubimy sobie odmawiać podczas wyjazdów.
Leysin leży na wysokości 1260 m n.p.m. Jest to francuskojęzyczna część Szwajcarii. Wyjazd kolejką na górę do restauracji panoramicznej to koszt 30 franków w obie strony.
Za wypożyczenie nart biegowych zapłaciliśmy 36 franków od osoby. Wypożyczalnia znajduje się koło kolejki linowej, czyli na górze miejscowości. Tam, gdzie jest tor do nart biegowych, nie ma wypożyczalni.
Aby obniżyć koszty warto wynająć mieszkanie z kuchnią (jest przeważnie tańsze niż hotel) i przygotowywać samodzielnie posiłki ( nie dość, że tańsze, to smaczniejsze i bardziej urozmaicone).
Jeśli
lubicie Szwajcarię, zajrzyjcie tu;
chcecie wiedzieć, co się u nas dzieje, obserwujcie nas na Facebooku i Instagramie;
interesujecie się ciekawymi miejscami w Polsce, kupcie nasz ebook, szczegóły znajdziecie w tym wpisie, a klikając w poniższy obrazek, przeniesiecie się do naszego sklepu.
Link poniższy jest afiliacyjny, będzie nam miło, gdy z niego skorzystacie.
Booking.com
Wysokie ceny gwarantują dobrze przygotowane trasy, porządek i bezpieczeństwo oraz miłą atmosferę, bo Szwajcarzy są sympatyczni, często się uśmiechają i nie tłoczą przy wyciągach.
I jeszcze jedno w Szwajcarii dba się o czyste powietrze. Mimo sezonu zimowego w powietrzu nie czuło się żadnego dymu, a woda w kranie nie tylko nadaje się do picia, jest po prostu smaczna.



2 komentarze
Alina i Stanisław Krawiec
Bajeczny błękitno-biały świat, przepiękne zdjęcia i i Wy… . Dziękujemy, że przynajmniej tak możemy podróżować i oglądać (i to za darmo) te cuda natury. Pozdrawiamy Was serdecznie. Ala i Staś.
Małgorzata Bochenek
A my dziękujemy za miłe słowa. Małgosia i Marcin