Kołobrzeg, czyli powrót do odległej przeszłości
To była bardzo sentymentalna wycieczka, bo w końcu nie zawsze wraca się miejsca swojego urodzenia, dzieciństwa i pierwszej młodości. Tym wszystkim jest dla mnie Kołobrzeg. Pojawiłam się tu po kilku latach nieobecności. Miasto zrobiło na mnie znacznie lepsze wrażenie niż w 2012 roku.
Zatrzymaliśmy się w apartamencie po zachodniej stronie miasta. Wiem, że nie wszystkim ta lokalizacja przypada do gustu, ale nam się bardzo podobała. Nowe osiedle powstało na granicy z Grzybowem, przy samej ścianie drzew, za którymi jest morze. To najspokojniejsza część miasta i w związku z tym nad morzem było prawie pusto. I właśnie te długie spacery były najprzyjemniejszą częścią naszego pobytu. Za spokój trzeba płacić i w tym przypadku „opłatą” był brak restauracji w najbliższej okolicy. Dla nas to żadna przeszkoda, bo do centrum lub w okolice portu szliśmy jakieś 20 minut.
Okolica portu zmieniła się w sposób znaczący. Powstały tu liczne kawiarnie i restauracje, zrobiło się bardzo ruchliwie. No i ten nowy most. Zabawnie było oglądać te niby znajome, a właściwie nieznajome miejsca. Na niekorzyść zmieniło się natomiast samo wejście do portu. Kiedyś spokojnie można było dojść do końca i gapić się na morze. Dziś nie ma żadnego widoku, chyba że nielegalnie wejdzie się na mur.
Kołobrzeg – od portu do molo
W porcie zabrakło ulubionych przez Marcina obrońców wybrzeża, czyli starych okrętów wojskowych o wdzięcznych nazwach „Maćko” i „Zbyszko”. Marcin przez lata podziwiał tych pogromców obcych, twierdząc, że wróg na ich widok padłby ze śmiechu. Ale to już historia i pewnie „Maćko” i „Zbyszko” trafili do jakiegoś muzeum. Aż łezka się w oku kręci. Można za to pływać na Bornholm, ale się nie zdecydowaliśmy, bo zabrakło nam czasu.
W porcie jeszcze jak zawsze stała latarnia morska.
Trochę dalej wznosi się Pomnik Zaślubin. Marcin twierdzi, że brzydki. Mnie trudno się do tego odnieść, bo pamiętam go od zawsze i przez wiele lat był bohaterem rysunków na lekcjach wychowania plastycznego. Na wysokości pomnika w morzu stoi maszt, a na nim łopocze flaga biało-czerwona. W tym miejscu odbyły się 18 marca 1945 roku zaślubiny Polski z morzem i Franciszek Niewidziajło wrzucił swoją obrączkę ślubną w bałtyckie fale.
Tę historię poznawałam od nowa każdego 18 marca, więc mi się utrwaliła. Tak śmiesznie się składało, że historia Kołobrzegu prezentowana w czasach mojej odległej młodości składała się właściwie z dwóch wydarzeń. Najpierw był Bolesław Chrobry, utworzenie biskupstwa, a zaraz potem walki o Kołobrzeg w czasie II wojny, zakończone jego zdobyciem i nieomal całkowitym zniszczeniem.
Park i molo
Ale wracajmy nad morze: od Latarni do Pomnika Zaślubin na promenadzie spacerowej znajdują się lokale gastronomiczne, a potem są już tylko dzieła sztuki. I należy się za to chwała władzom miasta. Uporządkowanie tej przestrzeni na pewno wyszło na dobre. I tak zbliżyliśmy się do mola. Ale zanim na nie wejdziemy kilka historii z przeszłości.
Tu, gdzie dziś jest park, z lewej strony od mola, patrząc w stronę morza, niegdyś znajdował się cmentarz. Właśnie tak, moi drodzy. Ale nie bójcie się szczątki zostały przeniesione do Zieleniewa (znajduje się tu cmentarz miejski). „Bałtyk” jest jedynym domem wypoczynkowym stojącym na plaży. Znajduje się w miejscu dawnej willi Goeringa. Willa była mniejsza i trochę ładniejsza.
Molo to też kolejna historia. Jeżeli będziecie w Kołobrzegu, zwróćcie uwagę, że duża jego część stoi na piasku. Otóż trochę dalej w kierunku amfiteatru znajdowały się niegdyś wielkie głazy, fale się o nie rozbijały i służyły naturalnej inhalacji. Komuś w czasach poprzedniego ustroju, nie wiem dlaczego, przyszło do głowy, aby te kamienie wywieźć z plaży. Jak postanowił, tak zrobił. Wtedy okazało się, że pełniły one jeszcze jedną funkcję, a mianowicie regulowały bałtyckie prądy.
Skoro już wiecie, dlaczego kołobrzeskie molo stoi na piasku, pora się po nim przespacerować. Zostało właśnie odnowione, powstała też kawiarnia, wreszcie. Pomysły na kawiarnię ja pamiętam dwa: jedna miała się obracać, a druga miała być pod wodą. Ta obecna jest na powierzchni, oczywiście. Posiedzieliśmy więc, wypiliśmy piwko i pogapiliśmy się na morze i ludzi. Było naprawdę miło, choć nie tanio, ale za widok naprawdę warto zapłacić.
Coś do jedzenia
Nie wstąpiliśmy do kawiarni w „Bałtyku”, a może szkoda, bo był czas kiedy regularnie jadłam tam ciastko (ale wtedy byłam bardzo szczupła). Widok na morze był świetny, a nie wiało. Ale chyba stwierdziłam, że dość już tych sentymentów. Poza tym zachciało nam się jeść, ruszyliśmy więc do lokalu polecanego przez właścicielkę wynajmowanego przez nas apartamentu. „Pirania II” znajduje się za parkiem na deptaku i jedzenie jest w niej naprawdę świetne; rybki świeże, a do tego fenomenalne flaki z kalmara. „Pirania”, chyba trzeba rzec „jeden” podobno jest równie dobra, a mieści się nieopodal dworca.
Po jedzeniu pora na spacer po parku. Zauważyliście już, że park nadmorski w Kołobrzegu jest niesamowity. Rosną w nim drzewa liściaste. Alejki są ładnie uporządkowane i właśnie odkryłam, że jedna z nich nosi imię mojego lekarza z dzieciństwa, czyli doktora Zygmunta Maja. To był naprawdę świetny lekarz. W okolicach muszli koncertowej weszliśmy znów na plażę, ale jakież było moje zdziwienie, kiedy nie znalazłam uroczej kawiarni „Morskie Oko”. Ciekawe, komu przeszkadzała? Zamiast budynku na palach mamy tam jakieś drewniane pozostałości dawnych zabudowań. Wyglądają okropnie.
Bardzo zmieniła się wschodnia część Kołobrzegu, czyli okolice amfiteatru. Niektórzy z Was być może pamiętają „Festiwal Piosenki Żołnierskiej”, była to bardzo zabawna impreza. Obok polskich sław piosenki występowali też przedstawiciele zaprzyjaźnionych armii, śpiewali oni polskie piosenki. Najbardziej utkwił mi w pamięci występ przedstawiciela NRD, który z przejęciem i niemieckim akcentem śpiewał po polsku „Szli na zachód osadnicy”.
Teraz powstało tu wiele nowych i nowoczesnych obiektów. Są eleganckie hotele z basenami, apartamenty. Nie mieliśmy już czasu tędy spacerować, ale z okien samochodu, zauważyłam wielkie zmiany.
Kołobrzeg – centrum miasta
A teraz pora wybrać się do centrum miasta. Ono także się zmieniało. Najbardziej popsuły je domy z wielkiej płyty wybudowane w „radosnych” czasach socjalizmu. Są okropne i do dziś straszą. No dobra – zawsze straszyły. Na szczęście dawny dom handlowy „Bryza” zyskał nowy image. Uliczki wokół katedry może nie powalają na kolana, ale są przyjemne, z lokalami gastronomicznymi. Za moich czasów właściwie ich nie było, więc centrum miasta jest mi jakieś obce.
Nad miastem góruje katedra. Pamiętam, jak w katedrze mieściło muzeum, w którym wystawiono sprzęt wojskowy. Serio. Kościół mieścił się w dzisiejszym prezbiterium, a w pozostałej części wystawiano armaty. Wchodziło się wtedy na górę, gdzie nie było dzisiejszego dachu, tylko taras widokowy. Nie uwierzyłabym w to, gdybym nie pamiętała. Teraz znów jest otwarty taras widokowy, jest nawet winda.
Wjeżdżając do miasta od strony Koszalina zauważyłam, że została do niego przyłączona cała nowa dzielnica, czyli Bagicz. Dawniej znajdowała się tu jednostka wojsk radzieckich. Co jakiś czas startowały stąd samoloty i przekraczając barierę dźwięku powodowały ogromny hałas. Istniały też pogłoski o składowanej tu broni jądrowej. Dziś dawne radzieckie instalacje wojskowe przyciągają hobbystów chcących zobaczyć „pamiątki” po upadłym ZSRR.
Jakie miałam refleksje po tej wizycie w Kołobrzegu? Po pierwsze, wszystko wydawało mi się mniejsze. Też tak macie? A po drugie, było to miejsce bardzo znajome i bardzo obce jednocześnie. Szczególną przyjemność sprawiły mi spacery nad morzem. Tyle refleksji, a teraz dla Was przydatne informacje:
Kołobrzeg – informacje praktyczne
– do Kołobrzegu właśnie zaczął jeździć pociąg Pendolino, łatwiej więc się tu dostać
– najbardziej puste plaże są w zachodniej części miasta, za portem
– można wybrać się na Bornholm
– można wejść (lub wjechać) na taras widokowy znajdujący się na wieży Bazyliki NMP
– w Kołobrzegu zachowało się trochę zabytków, najbardziej widoczna jest oczywiście bazylika, ale są także fragmenty dawnych umocnień, jak Baszta Prochowa
– na molo przyjemnie jest posiedzieć w kawiarni
– pyszne ryby jedliśmy w Piranii II
– w zakładzie przyrodoleczniczym jest basen z solanką
– wokół Kołobrzegu są pokłady z borowiną, znajdziecie więc i takie zabiegi,
– podobno w Kołobrzegu jest obecnie około 50 krytych basenów (w różnych obiektach, oczywiście)
– z dworca kolejowego idąc prosto dojdziecie do centrum miasta, z drugiej strony jest morze, ale aby do niego dojść trzeba najpierw skręcić w prawo
– Kołobrzeg leży wzdłuż wybrzeża
– morze w Kołobrzegu potrafi być bardzo zimne, nawet w upalny, letni dzień
I na koniec jeszcze jedno. W Kołobrzegu w zasadzie zawsze jest tłoczno. Są tu i wczasowicze, ale oczywiście także kuracjusze. Poza tym to przecież całkiem spore miasto żyjące własnymi sprawami. Jeśli szukacie noclegów w sezonie (mam tu na myśli okres tradycyjnych polskich wakacji), to łatwo nie będzie. Dość powiedzieć, że na portalach rezerwacyjnych widnieją już informacje, iż zarezerwowanych jest nawet 90 i więcej procent miejsc.
Jeśli
lubicie Zachodniopomorskie, zerknijcie tu:
chcecie wiedzieć, co u nas słychać, obserwujcie nas na Facebooku i Instagramie
fascynuje Was Polska i chcecie odwiedzić piękne miejsca, kupcie nasz ebook, szczegóły na jego temat znajdziecie w tym wpisie, a gdy klikniecie w poniższy obrazek, przeniesiecie się do naszego sklepu.
Poniższy link jest afiliacyjny, będzie nam miło, gdy z niego skorzystacie.
Booking.com
4 komentarze
Krystyna Zieleskiewicz
Kolobrzeg – piekne miasto, pieknie opisane. Bylam tam 2 razy. W dziecinstwie, w czasie wakacji, majac 7-8 lat.
I nie pamietam zupelnie nic, wiec zdjecia tez nie pomogly. Drugi raz, gdy odbieralam syna po kuracji sanatoryjnej. I to byl wrzesien 1985r. Tez pamietam niewiele, jakis ogromny budynek poniemiecki z czerwonej cegly. Pewnie to sanatorium i dworzec kolejowy, na ktorym czekalismy na pociag. Ale odwiedzilam Twoja mame i Wujka Staszka. Byl tez Twoj brat, przygotowywal sie do matury. Wiec jednak troche zostalo w mojej pamieci?
Małgorzata Bochenek
A ja pewnie w Krakowie byłam.
Alina i Staszek
Dzięki Ci Gosiu za „Kołobrzeg” w Waszym blogu – tak miło i ciepło na duszy kiedy czytamy co napisałaś i udokumentowałaś – świetnymi zdjęciami.
Małgorzata Bochenek
Czasem warto wracać w dawne miejsca. Pozdrawiam serdecznie. Małgosia