Bruksela Muzeum Starych Samochodów
Wieczorem pojechaliśmy już tradycyjnie na Grand Place. Znów zaczął padać deszcz, więc schowaliśmy się w znanej nam restauracji „Manneken”, tuż koło rynku. Napiliśmy się piwa i zjedliśmy kanapkę z łososiem. Potem kupiliśmy belgijskie czekoladki, no i zrobiło się późno, a deszcz dalej padał, a my nie zabraliśmy parasolki. Wróciliśmy więc do hotelu trochę przemoczeni. Następnego ranka obudziliśmy się wcześnie, bo to był ostatni dzień naszego pobytu, wieczorem mieliśmy samolot do Warszawy. Obejrzeliśmy Muzeum Starych Samochodów, które zrobiło na nas piorunujące wrażenie.
Bruksela Muzeum Starych Samochodów – zwiedzanie
Nie żebyśmy byli pasjonatami motoryzacji, ale ilość eksponatów jest tu naprawdę imponująca. Spędziliśmy tu chyba dwie godziny, fotografując każde auto z osobna i wszystkie razem. Pozwólcie, że nie będę podpisywać zdjęć, bo pasjonaci i tak poznają, a pozostałym pewnie wystarczy ładne auto na zdjęciu.
Bruksela Muzeum Starych Samochodów – Lamborghini
Na wystawie samochody były ustawione tak by można było chronologicznie poznawać historię motoryzacji. Tak więc od jeszcze XIX wiecznych automobili, przez piękne modele z początku ubiegłego wieku …i Lamborghini ( całkiem współczesne).
Bruksela Muzeum Starych Samochodów – karety
W tej kolejności są wyjątki, ale wystawa jest naprawdę świetnie skomponowana. W głębi jeszcze była wystawa starych karet, także po to by przypomnieć jak poruszano się po drogach przed erą motoryzacji.
Miłośnicy rowerów odkryją w muzeum jeden z najstarszych tego typu pojazdów na świecie.
Były też reprezentowane motocykle, ale w skromniejszym zestawie za to często były to naprawdę „antyczne” modele.
Bruksela Muzeum Starych Samochodów – samochody służbowe
Samochody królowały niepodzielnie. Były zarówno te użytkowe, czyli strażackie, policyjne, karetki,
karawany, jak i osobowe. Warto może zwrócić uwagę na z pewnością jeden z pierwszych kamperów.
Trzeba przyznać, że jest bardzo malowniczy.
Bruksela Muzeum Starych Samochodów – samochody wyścigowe
Na pięterku można oglądać przede wszystkim samochody wyścigowe i to znów od tych najwcześniejszych do tych, jak najbardziej współczesnych.
Po wypiciu kawy poszliśmy do Muzeum Etnograficznego. Byliśmy już w tego typu muzeach w Paryżu, Lizbonie, Londynie i Kopenhadze, ale trzeba przyznać, że to w Brukseli może się poszczycić całkiem bogatymi zbiorami, ciekawie wyeksponowanymi. Może jedynie niepotrzebnie wypożyczyliśmy przewodnik audio, bo nie obejmował całej kolekcji, a skupił się na tym, co najbardziej znane, czyli na kulturze europejskiej. Muzeum, królewskie, a jakże, nie reklamuje się jako etnograficzne, ale sądzę, że bez wątpienia można mu przypisać takie miano.
Nam najbardziej podobały się eksponaty pochodzące z obu Ameryk.
Po wyjściu z muzeum chcieliśmy pojechać do centrum na obiad, bo jeszcze akurat mieliśmy tyle czasu. Wsiedliśmy do autobusu, który tego dnia zastępował metro na tym odcinku, ale do centrum nie udało nam się dotrzeć. Kiedy zrobiliśmy koło i wróciliśmy w to samo miejsce, stwierdziliśmy, że może lepiej zjeść coś na miejscu. I tak znaleźliśmy bardzo dobrą lokalną knajpkę „Carpe Diem”. Marcin zjadł tutejszy specjał (flamandzki), carbonadę, czyli wołowinę w piwie, a ja tradycyjnie rybę . Na deser zamówiliśmy gofra, bo stwierdziliśmy, że wstyd byłoby nie skosztować go w Brukseli.
Trochę Unii Europejskiej, w końcu to Bruksela
Potem jeszcze przeszliśmy się po dzielnicy europejskiej, trochę dziś rozkopanej. Wielki plakat wita już wstępującą do Unii 1.07.2013 Chorwację.
Podeszliśmy pod drzwi, którymi wchodzą przywódcy udający się na szczyt. W przejściu stoją zazwyczaj dziennikarze i wykrzykują pytania.
Ale przejście zazwyczaj trwa krótko, bo zaraz podjeżdża kolejna delegacja. Obrady przywódców toczą się na osobnym piętrze, potem także tam ma miejsce kolacja. W osobnej sali jedzą najbliżsi współpracownicy przywódców, ale jedzą to określenie na wyrost, raczej wszyscy nerwowo oczekują, kiedy skończy się kolacja szefów, bo zazwyczaj zaraz potem jest konferencja prasowa. Pozostała część delegacji siedzi zazwyczaj w pokojach poszczególnych misji. Dziennikarze pracują na parterze, a na piętrze poniżej jest sala jadalna dla pozostałych członków delegacji. Jedzenie zazwyczaj zależy od kraju, jaki przewodniczy Unii. Podawane są charakterystyczne dla niego potrawy. To także dotyczy potraw podawanych na wyższych piętrach. Tego dnia przed wejściem do Berlaymontu było pusto i tylko wiatr ożywiał atmosferę. Wystarczy tych wspomnień.
Zdecydowaliśmy się pojechać na lotnisko autobusem. Ponieważ stacja metra była zamknięta, wydawało nam się to dobrym pomysłem. Nie było, ale to jeden z nielicznych złych pomysłów jakie mieliśmy w Brukseli. Sęk w tym, że przystanek autobusu też był przeniesiony. Po jakimś czasie doczytaliśmy to po francusku i holendersku, bo tylko w tych językach były informacje. A kiedy już udało nam się wsiąść do spóźnionego autobusu, okazało się, że ma on przystanki co kilkaset metrów, więc podróż trwała ponad 30 minut i to w niedzielę, bez korków. Ale zdążyliśmy na czas, a potem okazało się, że samolot jest opóźniony.
Jeśli
podoba Wam się Belgia, zerknijcie tu
chcecie wiedzieć, co u nas słychać, obserwujcie nasz Facebook i Instagram
lubicie zwiedzać niezwykłe miejsca w Polsce, kupcie nasz ebook, szczegóły na jego temat znajdziecie w tym wpisie, a klikając w poniższy obrazek, przeniesiecie się do naszego sklepu.
Poniższy link jest afiliacyjny, będzie nam miło, gdy z niego skorzystacie.
Dodane przez Małgosia dnia 2013-06-24