
Amsterdam – kanały, rowery…i inne atrakcje
Niedawno przeczytałam świetną książkę Russella Shorto pt.”Amsterdam”. Pokazuje ona historię tego niezwykłego miasta, jego specyfikę. Skłoniło mnie do napisania o Amsterdamie, w którym byliśmy w 2010 roku, kiedy jeszcze nie prowadziliśmy naszej strony.
Amsterdam – kanały, rowery – no właśnie rowery
Zgadzam się z autorem książki, jest to miasto niezwykłe, niepodobne do innych. Czuje się to już na dworcu kolejowym, gdzie przyjeżdża się z lotniska. Niegdyś za dworcem rozciągał się port, a z drugiej strony funkcjonowała giełda. Właściwie nie na dworcu, a przed nim, stoją rowery. Tak naprawdę tych rowerów są tu tysiące. Wygląda to faktycznie niesamowicie.

Na rowery trzeba bardzo uważać, bo mieliśmy takie wrażenie, że jadący na nich uważają się za kierujących pojazdami uprzywilejowanymi. Niemożliwe, a na pewno niebezpieczne, jest chodzenie po ścieżkach rowerowych. Pewnie też dlatego, że jest na nich tłok i czasami tworzą się prawdziwe korki. Chyba każdy mieszkaniec Amsterdamu ma rower. Jeżdżą na nich także do pracy, również i ci, którzy przemieszczają się w eleganckich garniturach. Rowery nie oszałamiają swoim wyglądem, mało też tak popularnych u nas rowerów górskich. To ostatnie jest chyba zresztą całkiem zrozumiałe, bo wzniesień tu i gór nie uświadczy. Rowery obecne są też na placach, placykach leżą w nieco bezwładnych stertach. Właściciele chyba jakoś potrafią odnaleźć swój, no chyba, ze rower już „zmienił” właściciela. Bo rowery tutaj kradną także. Tak czy owak rower pozostaje symbolem miasta i chyba znakiem egalitarności społeczeństwa. To w sumie całkiem ciekawe zważywszy, że Holandia to przecież nie republika, a królestwo.

Amsterdam – kanały, rowery – kanały
Malowniczości miastu dodają oczywiście kanały. Pokazują też, w jaki sposób przedsiębiorczy Holendrzy wyrywali morzu ziemię. Pokazują także jak woda, która tyle razy niosła tu zniszczenie i śmierć, została ujarzmiona i służy ludziom. Dziś amsterdamskie kanały to atrakcja turystyczna no i jednocześnie miejsce znajdujące się na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Fantastycznym pomysłem jest wycieczka się po nich statkiem. Świat z perspektywy kanału wygląda inaczej. Jest to także okazja do przyjrzenia się życiu tych, którzy przycumowane barki i statki obrali sobie za miejsce zamieszkania.

Takie wodne mieszkania można zobaczyć i iw innych miastach, ale nigdzie nie ma ich tak dużo jak w Amsterdamie.

Jeśli ktoś lubi podglądać życie to niewątpliwie trafił w dobre miejsce. Ciągle żywa jest tu tradycja protestancka każąca prezentować życie poprzez niezasłanianie wnętrza pomieszczeń zasłonami. Już zdecydowanie nie z tą tradycją związana jest dzielnica czerwonych latarni. Dla osób spragnionych seksualnych uciech za pieniądze oferta jest tu bogata. Więcej jednak jest tu chyba turystów. Tłum przechadza się powoli, oglądając wystawione w oknach kobiety. No nie brzmi to dobrze, ale tak jest. Nie było tu niebezpiecznie, jak czasem bywa w takich miejscach na świecie. Nie widzi się też wielu chętnych, choć i tacy musieli się znaleźć, bo niektóre okna były puste.

Coffie shopy
Był dworzec, rowery, kanały, dzielnica uciech, to dochodzimy do marihuany itd. Z coffie shopów rozchodzi się jej charakterystyczny zapach. Tych przybytków nie brakuje w centrum, a w wielu sklepach można kupić koszulki, ba nawet skarpetki, z charakterystycznym krzaczkiem. To element amsterdamskiej rzeczywistości. Mieliśmy jednak wrażenie, że to liberalne podejście do narkotyków spowodowało, że niektórzy raczyli się ich cięższymi odmianami. To wszystko nie wywołuje jednak poczucia zagrożenia. Na ulicy można czuć się bezpiecznie, bo to, że niektórzy nieco stracili kontakt z rzeczywistością nie powoduje, iż coś z ich strony nam grozi.

Kiedy zatrzymamy się na moment, zejdziemy w boczną ulicę w centrum, usiądziemy, z łatwością dostrzeżemy
Amsterdam – kanały, rowery – urok
charakterystyczne piękno Amsterdamu. Rzędy kamieniczek niczym żywo wyjętych z obrazów holenderskich mistrzów, niezwykły kolor nieba. Prawdziwe skarby miasto ukrywa jednak, a może pokazuje, w swoich największych muzeach. Rijskmuseum i muzeum poświęconym Van Goghowi. W czasie naszego ostatniego pobytu ciągle jeszcze oczekiwano na otwarcie tego pierwszego po wieloletnim remoncie. Teraz już działa, trzeba więc będzie tam pójść. Muzeum Van Gogha to miejsce, które uświadamia raz jeszcze, że w historii sztuki byli twórcy i geniusze, a ten nieco szalony malarz zdecydowanie znalazł miejsce w tej drugiej kategorii.

Zgiełk, hałas, blichtr i co tu dużo mówić czasami nawet nieporządek, przypisane są do wspaniałego centrum miasta. Gdy oddalimy się nieco od najbardziej znanych miejsc wszystko wygląda zgodnie ze stereotypami dotyczącymi Holandii. Porządek, ascetyzm no i rowery oczywiście także. Gdzieś w tym wszystkim zagubiło się morze. Ale ono jest naprawdę blisko.

Plaża w pobliżu
Pojechaliśmy poczuć klimat nadmorskiej Holandii (czy właściwie inna niż nadmorska istnieje?) doZandvort. To dosłownie niecałe pół godziny z dworca centralnego, oczywiście pociągiem. To już koniec linii kolejowej i dosłownie parę metrów dalej rozpościerają się plaże nad Morzem Północnym. To miłe miejsce, choć turystyczne i skomercjalizowane.

W lecie woda potrafi tu bardziej zachęcać do kąpieli niż niegościnny Bałtyk. To, co dziwi, to dość chaotyczna zabudowa, prawie wdzierająca się na plaże. Można tu jednak jeszcze raz dostrzec morski charakter tego niezwykłego kraju. No i wreszcie zobaczyć na żywo krajobrazy i kolory z marynistycznych obrazów holenderskich mistrzów.
Tu znajdziecie teksty o innych holenderskich miastach.
Jeśli
chcecie wiedzieć, co u nas słychać, obserwujcie nas na Facebooku i Instagramie;
lubicie zwiedzać niezwykłe miejsca w Polsce, kupcie nasz ebook, informacje na jego temat znajdziecie w tym wpisie, a gdy klikniecie w poniższy obrazek, przeniesiecie się do naszego sklepu.
Poniższy link jest afiliacyjny, będzie nam miło, gdy z niego skorzystacie.

