Zwiedzanie Tbilisi i dlaczego nie pojechaliśmy do Mcchety
Trudno pisze się podczas podróży, bo zawsze jest coś innego, ciekawego do roboty. Być może powód mojej zwłoki jest jeszcze inny – trudno zabrać mi się do tego konkretnego tekstu, bo Tbilisi pozostawiło po sobie dość niespójne wrażenie, odbiegające od wszystkich przewodnikowych ochów i achów.
Zwiedzanie Tbilisi – pierwsze wrażenie
Jest miastem dużym, dość chaotycznym i pełnym samochodów i samochody królują na ulicach. Przejścia dla pieszych pojawiają się rzadko, a i wtedy trzeba bardzo uważać. I to nawet nie dlatego, że prawie połowa samochodów ma tu kierownicę po prawej stronie (ruch obowiązuje tu prawostronny). Tak się tu po prostu jeździ. Dzielnice z porządnymi kamienicami sąsiadują z budynkami przypominającymi trzeci świat i z kompletnymi ruderami. Niektóre z nich nawet kiedyś były ładne i atrakcyjne, ale lata bez remontów robią swoje.
Zachęceni przez jednego z autorów przewodnika wybraliśmy się na spacer nad rzekę. Nie róbcie tego. Auta mkną z zawrotną prędkością, chodnik często gdzieś znika, a spaliny wypełniają drogi oddechowe. W gorący dzień bardzo się tym spacerem zmęczyliśmy.
Jest też Tbilisi nowoczesne, można je zobaczyć ze wszystkich stron, bo szklane budynki górują nad miastem. Są też nowoczesne sale wystawowe, które jakoś nie zachęcały, aby do nich zajrzeć. Nie krytykuję pomysłów i realizacji architektonicznych z ostatnich lat, ale czasem wygląda to tak jakby zamysł rozpoczęty został porzucony i nie wiadomo co z tą nowoczesnością robić dalej.
Jest też Tbilisi miastem pełnym życia, uroczych zakątków, restauracji i kawiarni. Zachwycają odnowione domy z uroczymi, drewnianymi balkonami oraz urocze podwórka. Ludzie są życzliwi i mili, a liczne sklepy otwarte całą dobę. Jest też handel uliczny. Nie ma natomiast zachwalanego przez niektórych opisywaczy miasta ulicznego jedzenia. Można oczywiście kupić jedzenie na wynos, gruziński chleb, czy chaczapuri, ale na klasyczne jedzenie uliczne nie liczcie. Nie ma też opisywanych niezliczonych winiarni w piwnicach. Owszem zdarza się, że sklep z winem jest w piwnicy.
Zwiedzanie Tbilisi – trochę historii
W końcu każdemu przyda się trochę informacji, aby zrozumieć miasto. O początkach Tbilisi, które sięgają V wieku, opowiada legenda, jak często w takich wypadkach bywa. Wachtang Gorgasali, ówczesny władca tych terenów wybrał się na polowanie. Królewski sokół porwał zdobycz i zniknął, po długich poszukiwaniach odnaleziono go u gorących źródeł. Król urzeczony pięknem tego terenu rozkazał zbudowanie tu miasta.
Kolejny z Wachtangów, Daczi, przeniósł tu stolicę państwa. W kolejnych wiekach Persowie usiłowali na tych już chrześcijańskich terenach wprowadzić zaratustranizm. W połowie IX wieku miasto zdobyły wojska arabskie i pozostały tu przez kilka stuleci.
Szczyt rozwoju Tbilisi przypada na okres panowania królowej Tamary, czyli XII i XIII wiek. Gruzja stała się wówczas jedną z największych potęg w tym rejonie Azji. Wkrótce jednak nastąpiły najazdy tatarskie, perskie i tureckie. Miasto podupadło.
W XVIII wieku Gruzja, zagrożona kolejnym najazdem perskim, sprzymierzyła się z Rosją. Nie wyszła na tym dobrze, bo już w 1801 roku utraciła niepodległość. Przymierza z Rosją bywają kosztowne. W czasach rosyjskich nastąpił jednak rozwój miasta. Do Tbilisi przyjechali znani architekci. Potem Rosja carska upadła, Gruzja na moment odrodziła się, ale uległa sile bolszewików. Dopiero po rozpadzie ZSRR w 1991 roku Gruzja stała się niepodległym państwem, a Tbilisi jego stolicą.
Zwiedzanie Tbilisi – zabytki i inne atrakcje
Mieszkaliśmy niedaleko Placu Wolności, to charakterystyczne miejsce z kolumną ze świętym Jerzym. Bardzo tu ruchliwie. Dla turystów ważnym punktem jest mieszczące się w środku Placu biuro informacji turystycznej z obsługą mówiącą dobrze po angielsku i kompetentną. Podkreślam ten fakt, bo podczas dalszej podróży po Gruzji z kompetentnymi biurami informacji turystycznej już się nie zetknęliśmy. Z Placu też odjeżdżają autobusy na wycieczkę do Dawid Garedża. Wokół znajdują się kawiarnie, niestety jeździ tu też wiele samochodów więc kawiarniane życie ma zdecydowanie miejski urok.
Niedaleko jest Gruzińskie Muzeum Sztuk Pięknych, które naprawdę warto zwiedzić. Są tu ikony i inne wyposażenie z gruzińskich klasztorów i katedr, jest wspaniała biżuteria, w tym XII-wieczny inkrustowany krzyż królowej Tamary. Wszystko znajduje się w skarbcu, który zwiedza się w towarzystwie przewodnika. Bilet kosztuje 25 lari. To jak na tutejsze standardy dużo, ale warto zainwestować w ten zakup. niestety nie można było fotografować.
Do najstarszej bazyliki Anczischati trafiliśmy przez przypadek. Świątynia została wzniesiona w VI wieku. Znajdują się w niej XVIII-wieczne freski. Przy bazylice znajduje się słynna wieża zegarowa. O pełnych godzinach w okienkach pojawiają się drewniane kolorowe lalki. Nasze zegarki były chyba przestawione, bo dwa razy trafialiśmy tu dokładnie pięć minut po pełnej godzinie.
Tuż obok znajduje się też katedra Sioni. Do niedawna była siedzibą patriarchy Gruzińskiego Kościoła Prawosławnego. Katedra została wzniesiona w latach 575-639. Niestety, była wielokrotnie niszczona. Nam w zwiedzaniu przeszkadzał odbywający się w świątyni pogrzeb. Ku naszemu zdziwieniu turyści byli wpuszczani zupełnie normalnie, ale ja miałam opory i szybko wyszłam na zewnątrz. Okolice tych trzech ostatnich atrakcji to jedne z przyjemniejszych miejsc w Tbilisi.
Zwiedzanie Tbilisi – Most Pokoju, Park Rike i kościół Metechi
Nowoczesny most pieszych jest symbolem nowoczesnego miasta, miał przypominać morskie zwierzę. Co przypomina zależy od skojarzeń, w Tbilisi mieszkańcy pieszczotliwie nazywają go „podpaską”. Wieczorem most jest podświetlony. Przeszliśmy nim na drugą stronę rzeki do miejsca szumnie zwanego w przewodnikach Parkiem Rike. Według jednego z przewodników jest to „najpopularniejszy teren rekreacyjny w mieście”. Nie obiecujcie sobie jednak wiele. Jest tu kilka drzew i kilka ławek, jakaś kawiarnia oraz dolna stacja kolejki do twierdzy Narikala.
Obok znajduje się kościół Metechi, trochę trudno do niego dojść, bo przejścia dla pieszych w tym mieście są dość rzadkie, ale jakoś nam się udało. Kościół pochodzi z XIII wieku. Zwiedzaliśmy go pośpiesznie, bo na dziedzińcu czekała już w pełnej gotowości para młoda w otoczeniu gości.
Obok kościoła wznosi się rzeźba, której nie sposób nie zauważyć. Pomnik przedstawia króla Wachtanga Gorgasalego. Został wykonany w 1958 roku i ma wiele wspólnego z socrealizmem. Jego autorem jest Elgudża Amaszukeli, którego dziełem jest również znany i widziany z prawie każdego miejsca w Tbilisi pomnik Matki Gruzji.
Do skał obok kościoła przyczepione są ładnie odrestaurowane gruzińskie domy z balkonami. Obejrzeliśmy je i poszliśmy do kolejki, aby wjechać do twierdzy. Najpierw musieliśmy kupić kartę magnetyczną za 2 lari i bilety 2,5 lari w jedną stronę. Szybko wjechaliśmy na górę, podziwiając widok miasta.
Zwiedzanie Tbilisi – twierdza Narikala
Twierdza jest dość zrujnowana. Jej początki sięgają już IV wieku. Większość obecnych ścian pochodzi z VIII wieku, Narikala była wtedy siedzibą arabskich emirów. Mury obronne są znacznie młodsze, ale to nie twierdza jest głównym powodem, dla którego warto wjechać na górę. Słusznie się domyślacie, że chodzi o wspaniały widok na miasto. Tuż pod nią jest dzielnica Abanotubani ze słynnymi saunami, ale jak możecie się domyślić przy 40-stopniowym upale nie byliśmy specjalnie zdeterminowani, aby się do nich udać.
Na górze można jeszcze obejrzeć pomnik Matki Gruzji od tyłu oraz spojrzeć na rozciągający się z drugiej strony wzgórza park. Wracając do pomnika to otwarcie muszę powiedzieć, że nie bardzo nam się podobał. Znaczenie emocjonalne to jedna sprawa, ale dzieło artystyczne druga. Artysta z pewnością nie był uczniem Michała Anioła. My stwierdziliśmy, że nie ma co jechać z powrotem kolejką, a później iść przez całe miasto, bo pewnie da się jakoś zejść. No i tak szliśmy i szliśmy, a schodów w dół jak nie było, tak nie ma. Ale w końcu się znalazły i sprowadziły nas dokładnie dwieście metrów od wynajmowanego mieszkania.
Zwiedzanie Tbilisi – mieszkanie
Pierwszy raz skorzystaliśmy z serwisu Airbnb i muszę przyznać, że byliśmy bardzo zadowoleni. W starej dzielnicy wynajmowaliśmy spore mieszkanie z ładnym patio. Nasz samolot przyleciał nad ranem, a na lotnisku czekał zorganizowany przez właścicielkę mieszkania kierowca. Mogliśmy więc od razu się wprowadzić i wyspać.
Podczas spacerów po dzielnicy mogliśmy też poznać prawdziwy obraz miasta, a więc rozpadające się budynki, mnóstwo przejeżdżających szybko samochodów, między którymi trzeba było szybko przemieszczać się na drugą stronę i nie dać się przejechać, sklepiki czynne cały czas.
Zwiedzaniu Tbilisi – metro i dlaczego nie pojechaliśmy do Mcchety
Mccheta to dawna stolica Gruzji, znajduje się niedaleko Tbilisi i oczywiście planowaliśmy ją zobaczyć, ale nam nie wyszło. Planowaliśmy nawet tak bardzo, że mimo widocznych objawów zatrucia żołądka i gorączki zwlekłam się i poszliśmy na stację metra. Już sam zjazd w dół był dość niesamowity, bo metro blisko Placu Wolności jest bardzo głęboko. Potem nadjechał pociąg i wsiedliśmy, po kilku stacjach nawet udało mi się usiąść, pociąg wyjechał na powierzchnię, Marcin stwierdził, że teraz wysiadamy, wstałam i ocknęłam się na peronie.
Podobno jednocześnie osunęłam się i trzymałam kurczowo uchwytu, kilku rosłych Gruzinów musiało mnie z tego wagonu wyciągać. Potem inni poili mnie swoją wodą, polewali twarz, zawołali policjantów. Jedna pani włożyła mi do ust małą tabletkę i po minucie czułam się znacznie lepiej. Myślę, że była to nitrogliceryna, ale pewna nie jestem. Poprosiłam, aby nie wzywać lekarza, bo nie chciałam zaliczać kolejnej atrakcji w postaci pobytu w szpitalu.
Wzięliśmy więc taksówkę i wróciliśmy do domu, ja przez cały dzień walczyłam z gorączką i następnego dnia czułam się już na tyle dobrze, że wynajętym samochodem pojechaliśmy do Telavi. A potem w każdym miejscu musieliśmy się tłumaczyć, dlaczego nie pojechaliśmy do Mcchety. Dlaczego musieliśmy się tłumaczyć ? Bo każdy Gruzin, który z Tobą rozmawia musi sprawdzić czy w odpowiedni sposób poznajesz jego kraj. Czy oglądasz co należy (jego zdaniem) zobaczyć, czy spożywasz właściwe potrawy itd.
Zwiedzanie Tbilisi – informacje praktyczne
– Tbilisi jest miastem bardzo różnorodnym, bogate rejony, przeplatają się z biednymi, nigdzie jednak nie czuliśmy się w żaden sposób zagrożeni. Jest bezpiecznie.
– Zjeść można, jak wszędzie, i tanio i drogo. Generalnie jest dużo taniej niż w Polsce. Jeśli zależy Wam na rozsądnych cenach należy wystrzegać się restauracji tuż przy samym Placu Wolności. Około 40 lari powinno wystarczyć na posiłek dla 2 osób, konsumpcja wina lub piwa wliczona. Polecamy Cafe TeaMen, dobra była także Restauracja Pastoral.
– podróżowanie komunikacją tylko z kartą magnetyczną – 2 lari. Można ją doładowywać np. na stacji metra
– marszrutki mają tablice dokładnie opisujące trasę. Problem w tym, że …obowiązuje tu inny alfabet.
– komunikacje poza miasto obsługują dworce marszrutek. W zależności od kierunku w który chcecie się udać trzeba wybrać odpowiedni dworzec. Łatwo to sprawdzić w Internecie. Rozplanowane jest to logicznie – dworzec w zachodniej części miasta – kursy na zachód etc.
– spaliśmy w Charming Flat In Old Tbilisi – wynajętym za pośrednictwem Airbnb. O mieszkaniu możemy powiedzieć same dobre rzeczy. Uczciwie jednak dodajemy, że dochodzi się tam uliczkami, które pokazują, iż Tbilisi pozostaje dość biednym miastem.
– kwestia języków. Powiedzmy sobie wprost – znajomość rosyjskiego jest niezwykle przydatna. Starsi ludzie mówią po rosyjsku, a i sporo młodszych także. Z angielskim, mówiąc delikatnie, bywa różnie.
Jeśli
interesuje Was Gruzja, zerknijcie tu;
chcecie wiedzieć, co u nas słychać, obserwujcie nas na Facebooku i Instagramie;
lubicie zwiedzać ciekawe miejsca w Polsce, kupcie nasz ebook, informacje na jego temat znajdziecie w tym wpisie, a klikając w poniższy obrazek, przeniesiecie się do naszego sklepu.
Poniższy link jest afiliacyjny, będzie nam miło, gdy z niego skorzystacie.
Booking.com