Wycieczka z widokiem na Matterhorn
Zrobiłam drobną przerwę w opisie naszej wycieczki do Szwajcarii. Dziś przyszła pora na prawdziwą górską trasę. Zacznę od tego, że w naszym pensjonacie w Zermatt podawali wspaniałe, obfite śniadania. Marcin zamówił jajecznicę. Kiedy pojawiła się na stole, okazało się, iż składa się chyba z czterech jaj. Marcin dzielnie prawie dał radę, ale w górach okazało się, iż takie śniadanie przed wycieczką, to nie był najlepszy pomysł, ale i tak nasza wycieczka z widokiem na Matterhorn była wspaniała
Wycieczka z widokiem na Matterhorn – plany i rzeczywistość
Wjechaliśmy kolejką do Schwarzsee (była to ta sama kolejka, co na Mały Matterhorn, tylko wysiedliśmy wcześniej). W planie był jedynie spacer wokół jeziora i zejście w dół do Zermatt. Dzień wcześniej Marcin pokazywał mi ambitniejszą trasę, wiodącą wzdłuż lodowca, ale został ofuknięty, bo przecież jeszcze dwa lata temu kardiolog zabronił mi wjeżdżać kolejką na szczyt Teide na Teneryfie. Miało był więc spokojnie i relaksowo.
Ale… jeziorko okazało się małe, więc postanowiliśmy podejść trochę do góry, był tam widoczny jakiś budynek, stwierdziliśmy, że z góry będzie lepszy widok. No i ruszyliśmy godnym krokiem, w swoim tempie. Poszło zadziwiająco dobrze, więc kiedy Łukasz zaproponował dalszą trasę, wzdłuż lodowca, do kolejnej (a jak się potem okazało do jeszcze kolejnej stacji kolejki) wcale nie protestowaliśmy. Marcin nieśmiało tylko zauważył, iż jest to ta sama trasa, którą wczoraj proponował, za co został ofuknięty. Ale przecież dzień wcześniej nie wiedziałam, w jakiej będę formie.
Wycieczka z widokiem na Matterhorn – trasa
Łukasz nas trochę zmanipulował, bo twierdził, że trasa wiedzie w dół, wiodła w górę, ale była dość przyjazna, bo podejściom towarzyszyły odcinki po płaskim. No i ten widok. Cały czas przed nami był Matterhorn. Stał się więc bohaterem większości zdjęć. Spotkaliśmy młodych ludzi, którzy schodzili z tej magicznej góry. Okazało się jednak, że nie udało im się zdobyć szczytu. Życzyliśmy szczęścia następnym razem.
Matterhorn został po raz pierwszy zdobyty stosunkowo późno, bo 14 lipca 1865 roku przez siedmioosobowy zespół. Jednak tylko trzem jego członkom udało się wrócić z wyprawy. Pozostali zginęli podczas zejścia, bo to, jak przeczytałam, jest to najtrudniejsza część wyprawy. Nam z Marcinem wystarczą trasy, które nie są wspinaczkowe. Wszystkich tych, którym nie udało się wrócić z gór w okolicach Zermatt odwiedziliśmy na wzruszającym cmentarzu w centrum miasteczka.
Wycieczka z widokiem na Matterhorn – wzdłuż lodowca
Krajobraz był trochę księżycowy, szło się po drobnych kamykach. Był to szlak wiodący wzdłuż lodowca. Spotykaliśmy więc tablice informacyjne na temat specyfiki mijanych miejsc. Kiedy wyszliśmy na grań ukazał się widok na drugą stronę gór, równie wspaniały, jak wcześniejszy na Matterhorn.
Ostatni odcinek był najgorszy, wcale nie dlatego, że ostatni. Droga do stacji kolejki wiodła dość stromo pod górę. Daliśmy radę. W końcu prawie dwa lata jogi zrobiło swoje. Znów odzyskałam siły i mogę cieszyć się górskimi wędrówkami. Pokonaliśmy około 400 metrów różnicy poziomów, od 2583 m n.p.m. do 2939 m n.p.m. Nie udał się tylko posiłek, bo w restauracji były same dania mięsne z frytkami.
Wycieczka z widokiem na Matterhorn – zjazd w Zermatt
Wypiliśmy więc piwo i zjechaliśmy do Zermatt, gdzie w restauracji zatrzymaliśmy się na zasłużone jedzonko. Było to tradycyjne szwajcarskie fondue, popite dużą ilością wina. Co się odwlecze, to nie uciecze. Przy okazji otrzymaliśmy od właściciela restauracji praktyczną lekcję jedzenia fondue. Widelec z kawałkiem chleba zanurzamy w roztopionym serze. Potem dziesięciokrotnie go obracamy. Ser trzyma się mocno naszego chlebka i nie jest już przeraźliwie gorący. No i jeszcze otrzymaliśmy zgrabnie wyskrobany przypieczony ser z dna naczynia. To już oczywiście na koniec uczty. Taki ser, może nie wygląda świetnie, ale uważany jest za specjał.
Wycieczka z widokiem na Matterhorn – szwajcarskie oznaczenia szlaków
Jeszcze na koniec o oznaczeniach szlaków w Szwajcarii: żółtymi rombami oznaczone są trasy spacerowe. Są to zwykle proste do przejścia ścieżki. Na czerwono oznaczone są wszystkie trasy w górach, które nie wymagają sprzętu wspinaczkowego. Należy natomiast mieć górskie buty. Jeśli ktoś ich nie będzie miał i ulegnie wypadkowi, może mieć trudności z uzyskaniem odszkodowania z ubezpieczenia. Tu nie obowiązują polskie reguły.
Pani w klapkach wędrującą i nie potrafiąca zejść samodzielnie ze Świnicy w Tatrach mogłaby zaliczyć w Szwajcarii wycieczkę życia. Oczywiście biorąc pod uwagę koszt akcji ratowniczej, który musiałaby pokryć… Trasy wspinaczkowe oznaczone są na niebiesko. Trochę się zastanawialiśmy dlaczego na niebiesko, bo przecież w wysokich partiach gór pośród zalegającego śniegu, niebieskie znaki nie są najlepiej widoczne. Tego jednak w praktyce jeszcze nie sprawdziliśmy (może jednak kiedyś zdecydujemy się na trudną trasę).
Jeśli
lubicie Szwajcarię, zajrzyjcie tu;
chcecie wiedzieć, co się u nas dzieje, obserwujcie nas na Facebooku i Instagramie;
interesujecie się ciekawymi miejscami w Polsce, kupcie nasz ebook, szczegóły znajdziecie w tym wpisie, a klikając w poniższy obrazek, przeniesiecie się do naszego sklepu.
Link poniższy jest afiliacyjny, będzie nam miło, gdy z niego skorzystacie.
Booking.com
2 komentarze
Ewa
Piękne widoki, możecie napisać coś o kosztach?
Małgorzata Bochenek
Niestety jest drogo. Szwajcaria do tanich miejsc nie należy, a Zermatt jest szczególnie drogie. Nocleg w pensjonacie to około 200 franków. Drogie są też kolejki, tańsze popołudniu. Samochód trzeba zostawić na parkingu w innej miejscowości. Parking też jest płatny. W związku z tym byliśmy tam tylko trzy noce, a i frank był tańszy. Ale jest naprawdę pięknie. Pozdrawiam. Małgosia