
Święto Trzech Króli w Madrycie
Ten zimowy wyjazd zaplanowałam właściwie po to, aby zobaczyć Święto Trzech Króli w Madrycie. Paradę oglądałam kiedyś w Polsce w telewizji i stwierdziłam, że warto to przeżyć osobiście. Odbyła się wczoraj, w przeddzień święta.
Od samego rana Madryt był pełen ludzi, co oczywiście dla tego miasta nie jest czymś szczególnie dziwnym, ale wczoraj tłum był taki, jakiego jeszcze nie widzieliśmy. A wszystko z powodu prezentów, bo w Hiszpanii to właśnie w Święto Trzech Króli daje się dzieciom upominki. Sądząc po rodzaju kupowanych prezentów obdarowane zostały nie tylko dzieci.
Święto Trzech Króli w Madrycie – przygotowania do parady
Od godziny 16 zaczęły się natomiast przygotowania do wielkiej parady. Zamknięto dla ruchu samochodowego pół miasta i jedną stację metra. Blisko naszego hotelu miało się wszystko skończyć pokazem sztucznych ogni. Kiedy tłumy ciągnące w to właśnie miejsce, postanowiliśmy wszystkich przechytrzyć i pojechać na sam początek pochodu. Tu też był tłum, ale trochę mniejszy. Nie byliśmy tak przemyślni, jak niektórzy Hiszpanie; oni przynieśli ze sobą składane drabiny. Zajęliśmy miejsce gdzieś w czwartym rzędzie, co widać, niestety, na zdjęciach. Przed nami dwoje dzieci siedziało „na barana” i bardzo gestykulowało.

Święto Trzech Króli w Madrycie – parada
Atmosfera była bardzo sympatyczna, to jest święto dzieci i dla dzieci, co nie przeszkadza wszystkim świetnie się bawić. Brakowało nam trochę kodów kulturowych, ale Marcin dzielnie krzyczał ze wszystkimi. Ze śpiewaniem poszło mu gorzej z powodu nieznajomości zarówno języka, jak i słów piosenek.

Parada to nie jest zwykłe odniesienie do momentu opisanego w Biblii. Trzej Królowie pojawiają się dopiero na końcu parady. A wcześniej było wszystko…, a więc orkiestry, akrobatka wznosząca się za pomocą balonów, Gwiazda Betlejemska (chociaż dziewczynka obok twierdziła, że to nie gwiazda, bo gwiazdy są żółte, a nie białe), samochód z pingwinami, reklamujący sieć domów towarowych.

Największy entuzjazm wzbudził przemarsz uczestników programu Junior Masterchef. Bohaterem małych Hiszpanów był niewątpliwie Jorge, bo jego imię były wykrzykiwane najgłośniej.

Na platformach jechały też fortepiany, a na innych mała orkiestra jazzowa. Duże wrażenie zrobiła na nas wielka kukiełka, sterowana za pomocą dźwigu. Podczas parady widzieliśmy ją tylko z boku, ale po zakończeniu mieliśmy szczęście i zobaczyliśmy ją także z przodu, jak zjeżdżała do bazy.



Dzieciaki krzyczały na widok gęsi. Najwięcej jednak emocji budziło łapanie i gromadzenie cukierków, bo podczas całej parady z przejeżdżających platform były rzucane cukierki (Marcin raz dostał pod oko, a mnie ochronił aparat fotograficzny).

Pochód kończyli trzej królowie i wielbłądy.


Święto Trzech Króli w Madrycie – po paradzie
A potem wszyscy rozchodzili się do domów. Byliśmy pod wrażeniem sprawności organizacyjnej całego przedsięwzięcia. W miejscu w którym oglądaliśmy paradę zgromadziło się pewno około 150 – 200 tysięcy ludzi… Na całej trasie oglądało ją około miliona ludzi. Czemu tu się jednak dziwić skoro na spotkanie z Fernando Torresem, piłkarzem, który po latach wrócił do Atletico Madryt na stadion przyszło bagatela 40 – 45 tysięcy ludzi. To nie był mecz… Zaraz po zniknięciu pochody na ulicę wyjechały śmieciarki i wszystko zostało uprzątnięte. My mieliśmy szczęście, bo jeszcze przed hotelem oglądaliśmy pojazdy, które już zakończyły paradę. Pianiści nadal grali na fortepianach, a jazzmani na saksofonach, no i zabawa trwała dalej…
Jeśli lubicie Hiszpanię, zerknijcie tu.
Chcecie na bieżąco śledzić nasze podróże, obserwujcie nas na Facebooku i Instagramie.
Zainspirujcie się do odwiedzenia ciekawych miejsc w Polsce, kupując nasz ebook, szczegóły na jego temat znajdziecie w tym wpisie, a klikając w zdjęcie, przeniesiecie się do naszego sklepu.
Poniższy link jest afiliacyjny, będzie nam miło, jeśli z niego skorzystacie.

