Przyroda wokół Warszawy – powroty w dawne miejsca
Sytuacja zmusiła nas do krótkich wyjazdów, aby zaczerpnąć świeżego powietrza i zobaczyć trochę zieleni. Owszem, nasz staw w pobliżu mieszkania jest fajny, ale codzienne wizyty zaczęły nam przypominać krążenie po więziennym spacerniaku. Ruszyliśmy więc trochę dalej.
Przyroda wokół Warszawy – Puszcza Kampinoska
To najbardziej oczywisty kierunek i jeszcze zanim pojawił się zakaz wstępu do lasu (teraz na szczęście znów można spacerować po lesie) pojechaliśmy do Granicy. Początkowo chcieliśmy zatrzymać się w Roztoce, ale okazało się, że wiele osób wpadło na ten sam pomysł i na parkingu zabrakło miejsc. Pojechaliśmy więc dalej, za Kampinosem skręciliśmy na parking w Granicy. Tu udało się zaparkować i ruszyliśmy do lasu.
Granica to takie dobre miejsce, bo wychodzi stąd mnóstwo szlaków, mimo tłoku na parkingu udało nam się przez dłuższy czas cieszyć się samotnością wśród drzew. Poszliśmy do Sosny Powstańców. Kiedyś już odwiedziliśmy to miejsce, ale obecnej trasy nie pamiętaliśmy. Po wyjściu z parkingu na rozstaju dróg skręciliśmy w prawo w kierunku zabudowań dyrekcji Parku, tablic informacyjnych. Była to trasa wybierana przez większość turystów. Na szczęście dość dużo osób tu też kończyło swój spacer. My poszliśmy dalej i wybraliśmy szlak zielony, który prowadzi do miejscowości Górki.
Szlak najpierw prowadził szerokim leśnym duktem, potem pojawiła się droga wyłożona betonowymi płytami. Kiedy już chcieliśmy ponarzekać na nie, okazało się, że to droga pożarowa. Tu gdzieś zjedliśmy kanapki i wypiliśmy herbatę. Okazało się, że nasz termos przecieka, czeka nas więc zakup nowego.
Najciekawszy był ostatni odcinek, a właściwie przedostatni, czyli wąska ścieżka w lesie. Byliśmy zupełnie sami. Szkoda, że wiosna nie była jeszcze bardzo widoczna i jak zwykle w Puszczy nie spotkaliśmy żadnego zwierzaka. A ten ostatni odcinek to była asfaltowa droga prowadząca do miejscowości Górki. Pojawiło się trochę ludzi, którzy właśnie stąd rozpoczynali swoją wędrówkę.
Z Sosny Powstańców właściwie niewiele zostało. Sosna nazwę zawdzięcza temu, że Rosjanie wieszali na niej złapanych powstańców styczniowych.
Podczas odpoczynku zastanawialiśmy się, czy iść dalej do Zamczyska, a potem do Granicy, czy wrócić znaną drogą. Trasa przez Zamczysko wydawała nam się jednak zbyt długa, ponad 17 kilometrów, zdecydowaliśmy się więc na krótszy wariant. Może niesłusznie zwątpiliśmy we własne siły?
Wisła w okolicy Czerska
Kiedy mieliśmy psa było to nasze ulubione miejsce. Psa od dawna nie mamy, więc o wizycie nad Wisłą w okolicy Czerska trochę zapomnieliśmy. Jak zwykle nie udało nam się trafić na pełnię kwitnienia jabłoni, ale spacer i tak był bardzo udany. Do Czerska przeważnie jeździ się, aby zobaczyć zamek. Ja o zamku już pisałam, więc nie będę się powtarzać, tekst jest tu. Wspomnę tylko, że niegdyś było to jedno z ważniejszych miejsc na Mazowszu. Przestało nim być między innymi z powodu zmiany biegu Wisły. Koryto rzeki znalazło się w odległości kilku kilometrów od Czerska i miejscowość straciła swoje walory handlowe.
Kiedy pojawiliśmy się tu po latach, pierwsze zaskoczenie przeżyliśmy po drodze, bo właśnie została oddana do użytku obwodnica Góry Kalwarii i musieliśmy się bardzo skupić, aby znaleźć właściwy zjazd. Cały dowcip polegał na tym, aby nie skręcić zbyt prędko, bo zjazd do Czerska był oznaczony.
Minęliśmy Rynek i górujący nad nim zamek i przez mostek pojechaliśmy nad Wisłę. Najpierw po betonowych płytach poszliśmy nad sam główny nurt. Ptaki śpiewały, zieleń się rozwinęła, rzeka płynęła wartko. Było miło dopóki nie pojawiły się dwa motory, ale na szczęście szybko odjechały.
Wróciliśmy na wał, a właściwie pod wał i poszliśmy tam, gdzie są stare rozlewiska. Odnaleźliśmy miejsce, w którym nasz pies zawsze wskakiwał do wody. Pogoda jednak nie zachęcała, aby rozbić obóz. Pospacerowaliśmy więc po wale, oglądając sady i szklarnie.
Przyroda wokół Warszawy – Zalesie Górne
Niegdyś to też było nasze ulubione miejsce. Ostatni raz byliśmy tu kiedyś 1 stycznia, co opisałam. O tym miejscu przypomnieliśmy sobie, kiedy dzień wcześniej jechaliśmy do Czerska. Jest bardzo blisko Warszawy i naszego mieszkania, trzeba przejechać przez Piaseczno, a potem skręcić drogą do Zalesia.
Kiedy już skręciliśmy z głównej drogi, okazało się, że w Chojnowskim Parku Krajobrazowym pojawiło się wiele parkingów. My pojechaliśmy na nasze stałe miejsce, czyli na parking koło stawu. Ruszyliśmy znanymi niegdyś ścieżkami. Piszę niegdyś, bo bardzo się w Zalesiu zmieniło. Te zmiany widzieliśmy już podczas ostatniej wizyty. Teren został zagospodarowany. Są tu stoły, wiaty, miejsca do ćwiczeń i tym podobne udogodnienia. Wiecie już do czego ten opis zmierza? Tak, było mnóstwo ludzi.
Niegdyś to właśnie w Chojnowskim Parku spotykaliśmy najwięcej zwierząt. Na ścieżce pojawiały się sarny. Tym razem byli tylko ludzie. Pewnie to dobrze, że teraz więcej osób ceni sobie kontakt z przyrodą. A my z Marcinem spędziliśmy ostatnio tyle czasu we dwoje, że ten tłum nam wcale nie przeszkadzał. Stąd wniosek: cenimy sobie zmienność.
Jeśli
lubicie zwiedzać województwo mazowieckie, kliknijcie tu;
chcecie wiedzieć, co u nas słychać, obserwujcie nas na Facebooku i Instagramie;
jeździcie po Polsce i szukacie interesujących miejsc do zobaczenie, kupcie nasz ebook, w tym wpisie znajdziecie szczegóły, a klikając w poniższe zdjęcie przeniesiecie się do naszego sklepu.
Jeśli lubicie spacery po ciekawych miejscach, w których żyli niezwykli ludzie, wybierzcie się z nami do Konstancina.