Ostenda, De Haan, czyli nad Morzem Północym
Ostenda, de Haan – jak tam się dostaliśmy
Podczas pobytu w Brugii zapragnęliśmy zobaczyć morze. Lubimy zaspakajać swoje pragnienia, udaliśmy się więc na dworzec i kupiliśmy bilety. Był weekend i w związku z tym dostaliśmy zniżkowe – 5 euro w obie strony. Pociąg do Ostendy jechał 15 minut, a stacja jest prawie w porcie. Pogoda była wyjątkowo ładna, nawet nie było wiatru, przed którym ostrzegał przewodnik, ruszyliśmy więc z tłumem innych prosto nad morze.
Ostenda, de Haan – jaka jest Ostenda?
Ostenda, jak na kurort morski, jest trochę za duża i nie ma oddzielonej części nadmorskiej od miejskiej. A jednak kurortem była i podobno jest. Upodobał ją sobie pierwszy król Belgii Leopold I i za jego przykładem podążyli inni. Leopold był przekonany o walorach nadmorskiego klimatu i latem przeprowadzał się właśnie do Ostendy. Nam miasto kojarzy się też z książką Erica Emanuela Schmitta „Marzycielka z Ostendy”.
Zaraz po wyjściu z dworca zobaczyliśmy sylwetkę ładnego kościoła, wyglądał jak gotycki, ale to wybudowany w 1907 roku kościół św. św. Piotra i Pawła. Naszym celem była jednak plaża, więc skręciliśmy w prawo i wkrótce dotarliśmy do mola. Spacer po nim sprawił nam dużą przyjemność. Musieliśmy tylko uważać na dzieci, jeżdżące w dziwnych pojazdach. Co prawda przed wejściem na molo stał znak zakazujący wjazdu tego rodzaju samochodom, ale nikt się tym nie przejmował. Uznaliśmy, że jest to jawny przykład podobieństwa między mieszkańcami Flandrii i Polakami.
Następnie spacerowaliśmy po plaży, a że był właśnie odpływ była ona wyjątkowo szeroka. Przeszkadzał nam widok domów stojących bezpośrednio na piasku. I to bardzo przeszkadzał… Spotkałam się już z taką zabudową wybrzeża w Holandii i w Hiszpanii, ale bardzo tego nie lubię. Bo tam, gdzie morze i plaża, powinny być też wydmy.
Ostenda, de Haan – jakie jest słynne de Haan?
W okolicy centrum handlowego wyszliśmy na pasaż, a ponieważ w oddali usłyszeliśmy odgłos tramwaju, zaczęliśmy szukać przystanku, bo postanowiliśmy jeszcze zobaczyć, jak wygląda słynne De Haan. Mieliśmy nadzieję, że tam będę dzikie plaże i piękne wydmy. Tutejsza linia tramwajowa numer 0 łączy nadmorskie miejscowości. To podobno najdłuższa linia tramwajowa na świecie. Łączy nadmorskie miejscowości Belgii (od De Panne na zachodzie do Knokke na wschodzie) i liczy około 70 kilometrów. Udaliśmy się w kierunku Knokke i po dwudziestu minutach byliśmy w De Haan. Wiało tu znacznie bardziej niż w Ostendzie. Jednak wąski pas wybrzeża również został zabudowany. Budynki są tu niższe niż te w Ostendzie, a po obu stronach promenady rozciągały się wydmy. Wiatry pewnie zawsze są tu mocniejsze, bo na plaży ustawiono stałe parawany. Zanim jednak schroniliśmy się za jednym z nich, weszliśmy do restauracji na obiad. Mieliśmy szczęście, bo trafiło nam się zarówno dobre jedzenie, jak i ładny widok. Często w kurortach nie chodzi to w parze. Ale zaryzykowaliśmy i się udało.
Miasto było na pewno ładniejsze od Ostendy, ale z opisu spodziewaliśmy się, że secesyjne budynki powalą nas na kolana.
Ale nie powaliły. Na pewno jednak warto tu przyjechać.
Spaliśmy w Brugii, a tu macie promocyjne noclegi na najbliższy weekend.
Jeśli
chcecie zobaczyć więcej miejsc w Belgii, to tu je znajdziecie;
jesteście zainteresowani, co aktualnie robimy, śledźcie nas na Facebooku i Instagramie;
lubicie podróżować po Polsce, kupcie naszą książkę, szczegóły na jej temat znajdziecie w tym wpisie, a jak klikniecie w obrazek przeniesiecie się do naszego sklepu.
Poniższy link jest afiliacyjny, będzie nam miło, kiedy z niego skorzystacie.
Dodane przez Małgorzata Bochenek dnia 2015-11-16