
Jafa, Tel Awiw, czyli drugi dzień w Izraelu
2 listopada 2018
A właściwie wrócę jeszcze do wczorajszego wieczora, bo po opublikowaniu pierwszego wpisu z Izraela wybraliśmy się na spacer do mieście. Wszystkie knajpy były przepełnione, po ulicach poruszało się mnóstwo młodych ludzi, głównie na elektrycznych hulajnogach. I żeby nikt sobie nie myślał, iż te hulajnogi mknęły jedynie po jakichś chodnikach czy ścieżkach. O nie, nie, w normalnym ruchu ulicznym , manewrując między samochodami i autobusami. Wszyscy pili, przede wszystkim piwo, ale wino i drinki też się zdarzały.


Jafa, Tel Awiw – Jafa
Do Jafy udaliśmy się autobusem, najpierw z naszego hotelu do centrum (204, 4 lub 104), a później przesiedliśmy się w 10. Dojechaliśmy na sam główny plac, ten, na którym stoi wieża zegarowa, główny punkt orientacyjny. To zabytek z czasów tureckich, ale już z początków XX wieku. Poszliśmy drogą pod górę i stamtąd rozciągał się rewelacyjny widok na cały Tel Awiw, jeszcze na dodatek z morzem w tle.


Na placu, do którego doszliśmy stał kościół pod wezwaniem św. Piotra. Weszliśmy do środka, ale jakoś specjalnego wrażenia nie robi, jest w nim ładna ambona i obraz Matki Boskiej Częstochowskiej (oczywiście kopia).


Obejrzeliśmy też mityczną skałą, do której przykuta była Andromeda, tam przynajmniej głosi legenda. A później zapuściliśmy w wąskie uliczki charakterystyczne dla arabskich miast. Przejścia były malownicze, a w sklepach można było kupić obrazy albo pamiątki.

Okazało się, że w piątki odbywa się tu targ staroci, ale nie tylko. Pochodziliśmy trochę i obejrzeliśmy zgromadzone przedmioty, od dywanów do starych łyżek. Postanowiliśmy coś wypić, a to coś oznaczało w tym wypadku świeżo wyciskany sok. Nie było banalnie, no był pomarańczowy, ale był i z granatów. W literaturze, ale i wielu tekstach podróżniczych autorzy rozwodzą się nad smakiem tego ostatniego. No cóż nam jakoś nie przypadł do gustu.



Poczuliśmy głód, udaliśmy się więc do opisywanej restauracji serwującej szakszukę. Restauracja szczyci się wyszukaną nazwą „Szakszuka”. Zdecydowaliśmy się zamówić lunch, a właściwie dwa. Potrawy nie mieściły się na stole. Oczywiście połowę zostawiliśmy. Jedzenie było dobre, szkoda, ze obsługa traktuje klientów z pewnego rodzaju lekceważeniem, ale tak to już bywa gdy lokal zdobywa popularność, a goście sami garną się w jego progi. Za wszystko zapłaciliśmy 192 szekle, a właściwie 200. Najedzeni byliśmy do końca dnia.



Jafa, Tel Awiw – promenada i plaża
Po tak obfitym obiedzie zdecydowaliśmy się na spacer do centrum miasta. Wybraliśmy promenadę. Najpierw oglądaliśmy dzielnicę, która przylega do Jafy, miała być artystyczna, ale z promenady widzieliśmy tylko jakieś burzone domy, więc się tam nie zapuszczaliśmy. Widać, że władze Tel Awiwu postawiły sobie cel – miasto musi być nowoczesne, przynajmniej na pewno na terenach przylegających do promenady. I te nowoczesne wieżowce podczas tego spaceru oglądaliśmy.
Wybraliśmy tą samą plażę, co dzień wcześniej. Wylegiwaliśmy się na leżakach, kąpaliśmy się we wspaniałej, ciepłej wodzie. Dziś miałam na oczach okulary i widziałam jak wiele ryb pływa całkiem blisko brzegu i byłam zdziwiona, że dania rybne nie są bardzo popularne. Na leżakach czytaliśmy też książki o Izraelu, kupiliśmy ebooki i teraz je czytamy. Jest to świetny sposób, aby w danym miejscu czytać książki mu poświęcone. Na plaży nieodmiennie bawiły nas komunikaty podawane w kilku językach mówiące o tym, iż kończy się czas pracy ratowników, należy wyjść z wody, a przebywanie w niej jest zabronione. Nikt, ale to nikt nie zwracał na to najmniejszej uwagi, czemu zresztą trudno się dziwić.
Dziś zaczynał się szabas, więc wracając o zmierzchu widzieliśmy wielu elegancko ubranych ludzi, sklepy były w większości zamknięte, ale niektóre restauracje działają. Wracając do hotelu robiliśmy zdjęcia zachodu słońca. W Izraelu robi się paranoicznie szybko ciemno. Zachód słońca jest o 16.40, a wschód o 5.57. Aż prosiłoby się, aby te godziny poprzesuwać.





Jafa, Tel Awiw – piątek wieczór, jak wygląda w szabas?
Z ciekawości ruszyliśmy jeszcze zobaczyć Tel Awiw wieczorem. W porównaniu z poprzednim dniem było o wiele mniej ludzi, ale niektóre restauracje też były pełne. Zdziwiły nas otwarte sklepy spożywcze, oczywiście nie wszystkie, ale dwa znaleźliśmy otwarte. Nieprawdziwe okazały się więc informacje, że w Tel Awiwie piątek wieczór jest taki sam jak inne dni; nieprawdziwe były też te, które mówiły, że wszystko jest zamknięte.
Największe nasze zdziwienie budzi brak komunikacji miejskiej i międzymiastowej. Taksówkarze mają tu dobrze, Uber zresztą też.
Jeśli
interesuje Was Izrael, zerknijcie tu;
chcecie wiedzieć, co u nas słychać, obserwujcie nas na Facebooku i Instagramie;
lubicie zwiedzać niezwykłe miejsca w Polsce, kupcie nasz ebook, informacje na jego temat znajdziecie w tym wpisie, a gdy klikniecie w poniższy obrazek, przeniesiecie się do naszego sklepu.
Poniższy link jest afiliacyjny, będzie nam miło, gdy z niego skorzystacie.


2 komentarze
Helena
Super opis. Żywy i bez nadęcia. Żałuje, że mnie tam nie ma.
Małgorzata Bochenek
My też żałujemy Heleno