
Czeski Krumlov, to miasto nas zauroczyło
Wyobraźcie sobie małe miasteczko, które zachowało w pełni średniowieczną i renesansową zabudowę, leżące nad pięknie wijącą się przez centrum rzeką z górującym nad wszystkim potężnym zamkiem na skale. To właśnie Czeski Krumlov, miasto znajdujące się na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Jechaliśmy tu z Kromierzyża długo, bo Czeski Krumlov leży na samym południu, gdzieś na cyplu między Austrią i Niemcami.
Czeski Krumlov – trochę historii
W XIII wieku przedstawiciele rodu Vitkoviców rozpoczęli budowę zamku. Od 1302 roku zamek był własnością i główną siedzibą znanej rodziny Rozmberków. Pod zamkiem wyrosła osada, której mieszkańcy pracowali w zamku. Jednocześnie po drugiej stronie rzeki wybudowano nowoczesne, jak na owe czasy, miasto z kwadratowym rynkiem. Ze względu na płynącą zakolami rzekę powstały też uliczki okrężne. Dodaje to dziś miastu uroku.
Okres panowania Rozmberków to dobry czas dla miasta. W 1602 roku Piotr Vok zmuszony był jednak sprzedać posiadłości cesarzowi Rudolfowi II. Od 1622 do początków XVIII wieku zamkiem i miastem zarządzał ród Eggenberków. Od 1719 zamek należał do rodu Schwarzenbergów. Został im odebrany po II wojnie światowej. Cała historia zamku kryje w sobie wiele ciekawostek. Nie sposób ich wszystkich przywołać. Jedna z ciekawszych to informacja, iż ostatni właściciele jako jeden z nielicznych rodów w Czechach mieli prawo posiadać prywatną gwardię. Tę zlikwidowano ostatecznie w 1947 roku, kiedy to państwo skutecznie przejęło ich dobra. Zdjęcia i mundury można obejrzeć w zamkowym muzeum.
Czeski Krumlov ominęły zawieruchy wojenne, stąd ten zupełnie unikatowy wygląd miasta.
Czeski Krumlov – spacer po mieście
Jak już wspomniałam trochę czasu zajął nam dojazd, więc po zaparkowaniu samochodu (na zewnątrz Starego Miasta jest parking i radzę nie wjeżdżać do środka, bo możecie obudzić się z blokadami na kołach, jak Holendrzy, których samochód widzieliśmy z okna), zaniesieniu bagaży do niezwykłego hotelu, znajdującego się w kamienicy której początki sięgają 1370 roku, a dziś urzeka renesansowymi detalami, ruszyliśmy na spacer po mieście. Trzeba przyznać, że uliczki w Czeskim Krumlovie charakteryzują się niezwykłą różnorodnością. Jedne biegną prosto, inne zataczają łuki, kolejne wydają się być zupełnie płaskie, a następne, ni stąd ni zowąd, pną się pionowo w górę.
Spacer po mieście nie jest nudny, bo oprócz tych urozmaiconych uliczek z różnych punktów widać naprawdę ogromny zamek wznoszący się na skale, a na dole możemy podziwiać wijącą się Wełtawę. Wszystkie domy w tej starej części są starannie odrestaurowane, jeden ładniejszy od drugiego. Jak to w tego typu miejscowości bywa, najwięcej ludzi jest koło południa, wieczorem robi się spokojnie. Jest tu dużo restauracji i sklepów z pamiątkami.
Staliśmy też w kolejce, aby skosztować miejscową specjalność, czyli trdelnika. Skąd pochodzi chyba do końca nie wiadomo, bo jedno mówią, iż ze Słowacji, a i o Siedmiogrodzie także można przeczytać. Jakiś czas temu zawitał on do Polski w okolice Zakopanego. Jest to ciasto nadziewane na metalowy walec, następnie pieczone. Serwowany jest albo w postaci walca, albo rożka. Te zwinięte w rożek napełnia się lodami. Nasz był walcem posypanym cynamonem. Na chwilę zapomniałam o diecie. No, dobry był.
Inną tradycyjną potrawą w tych stronach jest karp, ale oboje za nim nie przepadamy, więc jedliśmy pysznego sandacza w knajpie rybnej tuż nad brzegiem Wełtawy z widokiem na zamek.
Czeski Krumlov – zwiedzanie teatru
Pewne dziwicie się skąd ten teatr. Otóż jest on największą atrakcją zamku. Na szczęście przed przyjazdem postanowiliśmy poprosić obsługę pensjonatu o zarezerwowanie biletu na zwiedzanie. Była to słuszna decyzja, bo w kasie biletów już nie było. Do teatru wpuszczana jest limitowana liczba zwiedzających. Jest to jeden z dwóch zachowanych teatrów barokowych w Europie. Drugi znajduje się w Sztokholmie.
Teatr zwiedza się w małych grupach z towarzystwie przewodnika. A niezwykłe jest to, że jest on taki sam, jak w 1766 roku. Zachowały się kulisy, kurtyna, kostiumy. W teatrze raz do roku wystawiana jest sztuka operowa. Marcin stwierdził, że chciałby ją zobaczyć, ale ja bym chyba nie wytrzymała siedzenia na wąskiej ławce bez oparcia.
Przewodniczka wyjaśniła nam, na czym polega iluzjonistyczna scena. W tym teatrze wiele rzeczy sprowadzało się do magii. Choćby i taka historia. Na scenę wyprowadzano konia, którego prowadził aktor. Przechodził tuż przed oczyma widzów. Ponieważ akcja kazała pojawić się na drugim planie pojawiał się znów już nieco dalej od widowni. Szkopuł polegał jednak na tym, iż dalej scena była znacznie niższa, a tylko iluzjonistyczne malowidła sprawiały wrażenie , iż jest większa. Koń nie mógł się więc tam zmieścić. Zaraz, zaraz – ten, którego widzowie widzieli na początku spektaklu nie, ale mniejszy…no i tak właśnie to było. Im dalej od widzów pojawiał się koń tym mniejsze było to zwierzę. Gdy już był daleko na scenę wyprowadzano …kucyka. Ten teatr i jego magia…
Maszyneria
Zeszliśmy też na dół i oglądaliśmy mechanizmy, które wspomagały sceniczne przedstawienia. Były tu zapadnie, ruchome elementy, zmieniające dekoracje, a także urządzenia do efektów specjalnych, jak na przykład dźwięk wiatru, deszczy czy burzy. Znalazło się też miejsce dla suflera, którego żywot był kiedyś ciężki, bo sztuka trwała kilka godzin i przez cały ten czas musiał on pozostać na miejscu, w swojej budce. Jadł tam obiad no i cóż – do toalety wyjść też nie mógł (inna sprawa, że takowe były rzadkością).
Pewnie zastanawiacie się, jak ludzie wytrzymywali te kilka godzin na tych niewygodnych ławkach. No cóż, widzowie nie siedzieli cały czas na miejscu. Przedstawienie było rodzajem imprezy towarzyskiej. Podczas gdy na scenie aktorzy odtwarzali swoje role, na widowni trwały rozmowy, pogaduszki i ogólnie było bardzo imprezowo.
W teatrze obowiązywał zakaz fotografowania, jak w wielu miejscach w Czechach.
Czeski Krumlov – zwiedzanie zamku
Zamek zwiedza się w towarzystwie przewodnika, my wybraliśmy zwiedzanie w języku czeskim, nie dlatego, że było tańsze, bardziej pasowała nam godzina. Pani przewodniczka powitała nas z różą w dłoni, bo róża była w herbie rodziny Rozmbergów, która przez kilka wieków posiadała zarówno zamek, jak i miasto. Była to rodzina potężna, przez trzy wieki wywierająca wpływ na prawie całe południowe Czechy. Zamek zawdzięcza jej przebudowę w stylu renesansowym.
Obejrzeliśmy też pracownię alchemika. Były to czasy, kiedy próbowano wyprodukować złoto.
Kolejna wielka przebudowa zamku miała miejsce w XVIII wieku, kiedy stanowił on własność rodziny Schwarzenbergów.
Wybraliśmy trasę po wnętrzach barokowych, ale właściwie nie mieliśmy wyboru, bo druga zamkowa trasa po wnętrzach XIX-wiecznych była nieczynna. Zwiedzaliśmy kolejne komnaty, słuchaliśmy historii z życia mieszkańców, oglądaliśmy ich portrety. Niestety, obowiązywał zakaz fotografowania, nagminnie łamany przez uczestników wycieczki.
Trasa kończyła się w przepięknej sali balowej, wypełnionej iluzjonistycznymi malowidłami, kryształowymi lustrami. Sala ma świetną akustykę, o czym mogliśmy się przekonać, kiedy nasza przewodniczka wykonała część arii operowej.
Czeski Krumlov – muzeum, wieża i ogrody
Po zwiedzaniu z przewodnikiem zwiedziliśmy jeszcze muzeum. Jak rozumiem, jest to miejsce dla tych, dla których nie starczyło biletów na zwiedzanie z przewodnikiem. Można było obejrzeć kilka ciekawych przedmiotów i zobaczyć portrety dawnych właścicieli. Muzeum nie zrobiło na nas specjalnego wrażenia. Nie mogło się równać z wnętrzami zamkowymi.
Weszliśmy też na wieżę i to był akurat dobry pomysł, bo z góry doskonale widać było miasto i meandrującą rzekę.
Ogrody jeszcze w zdecydowanie wiosennej szacie, mieszczą się za kolejnymi pięcioma dziedzińcami zamkowymi. Jest tu też teatr letni z obrotową sceną. Konstrukcja jest dość dziwna i ma zostać rozebrana. Nam podobała się fontanna i długie aleje.
Czeski Krumlov – informacje praktyczne
W czerwcu w mieście odbywają się uroczystości Pięciolistnej Róży. Miasto na trzy dni cofa się do czasów renesansu. W kolejnych miesiącach odbywają festiwale muzyki dawnej.
Spaliśmy w renesansowym domu, przez sklepienie naszego pokoju biegła wspaniała, gruba belka, podłoga skrzypiała i było bardzo klimatycznie. Śniadanie przynoszono nam do pokoju na tacy. Pensjonat mieścił się przy ulicy Szerokiej i nazywał się Alt Straninger. Klikając w link możecie dokładnie obejrzeć nasz pokój i nawet go zarezerwować, co polecamy, bo pensjonat jest naprawdę niezwykły.
Świetne ryby jedliśmy w restauracji „Rybarske Obceastremi”.
Nie wjeżdżajcie samochodem do Starego Miasta, parking jest wygodny, nasz pensjonat oferował zniżkę i za dwudniowy pobyt zapłaciliśmy 7 euro za dzień.
Nie zapomnijcie wcześniej zarezerwować biletów do teatru, a w sezonie letnim warto też pomyśleć wcześniej o biletach do zamku.
Zwiedzanie teatru było najdroższe, oprowadzanie w języku angielskim kosztowało 350 koron od osoby (aktualizacja 30.11.2022 – znalazłam tylko w języku czeskim 280 koron, tak samo 25.01.2024)
Za trasę po wnętrzach barokowych w języku czeskim zapłaciliśmy 150 koron od osoby (aktualizacja 30.11.2022 240 koron, 240 koron – aktualizacja 25.01.2024)
Wejście na wieżę i do muzeum kosztowało 130 koron (aktualizacja 30.11.2022 180 koron, tak samo 25.01.2024)
Park zwiedza się za darmo.
Aktualizacja z Warszawy 25.01.2024: Hotel i restauracja funkcjonują, nowe ceny są podane wyżej.
Jeśli
lubicie Czech, zerknijcie tu;
chcecie wiedzieć, co u nas słychać, obserwujcie nas na Facebooku i Instagramie;
interesują Was ciekawe miejsca w Polsce, kupcie nasz ebook, szczegóły znajdziecie w tym wpisie, a gdy klikniecie w poniższy obrazek, przeniesiecie się do naszego sklepu.
Poniższy link jest afiliacyjny, będzie nam miło, gdy z niego skorzystacie.
Booking.com


2 komentarze
Bogdan
Wczoraj wróciliśmy z Krumlova. Tego nie daje się opisać, atmosfera, klimat średniowiecznego miasta, zabytki. Okolica równie niczego sobie jak samo miasto, praktycznie co kilkadziesiąt kilometrów jakiś zamek czy klasztor, wszystko perełki. Daleko ale warto, polecamy.
Małgorzata Bochenek
Nam też się bardzo podobało.