Verden, czyli o pobycie w niemieckim miasteczku
Przygotowania do podróży do Verden zaczynamy standardowo. Mycie samochodu, sprawdzenie czy wszystko w porządku. Wszak jedziemy do kraju słynącego z porządku. Droga, choć długa, upływa bez większych niespodzianek. Tylko z pewną zazdrością myślimy o małych miejscowościach nad jeziorami w okolicach Berlina. W przeciwieństwie do polskich kurortów jest tu spokojnie i brak krzykliwych reklam, no i ryby w restauracji podają świeże.
Verden – festyn
Na miejscu czeka na nas niespodzianka. Właśnie kończy się kilkudniowy festyn tradycjami sięgający średniowiecza. Jest tłoczno, głośno, a uliczki miasteczka pełne są atrakcji w postaci licznych barów, barków no i karuzel. To ostatnie napełniają nas raczej przerażeniem. Zawsze zadajemy sobie pytane co takiego jest w niektórych z nas, iż ciężko zarobione pieniądze wydają dając się maltretować za pomocą tych mechanicznych urządzeń. Bo to jest tak – nogi w dole, nogi w górze, zwisamy głową do dołu, obracamy się, robimy miny idioty, a na koniec boli nas brzuch. No to chyba wolimy mniej baletowe rozrywki.
Są na festynie zespoły podtatusiałych rockmanów grających covery znanych utworów, jest też sporo muzyki , którą możemy nazwać chyba disco german. Zgromadzeni znają całkiem dobrze teksty i z lubością powtarzają je za wokalistami. Oszołomieni tym brakiem porządku raczymy się, jak zawsze dobrym, niemieckim piwem. Oczywiście, wokół kuszą jeszcze słynne niemieckie kiełbaski , włoskie przysmaki, a także tradycyjne dolnosaksońskie ( bo zapomniałem napisać, iż jesteśmy w Dolnej Saksonii) sushi. Są też tańce na sprężystym ruchomym parkiecie. To rozrywka zdecydowanie kontaktowa. Jest bowiem taki tłok, ze właściwie trudno tańczyć, a można raczej podrygiwać w rytm muzy.
Kiedy kończy się dzień, około północy, kończy się też i impreza. To w sumie dziwne, że cały festyn kończy się w czwartek i wszyscy skacowani w piątek pójdą do pracy. No, ale i w Niemczech nie wszystko jest logiczne. Końcówka to jednak zaskoczenie. Procesja smutno na czarno i elegancko ubranych mężczyzn z orkiestrą niesie bowiem ulicami miasta trumnę. W tej trumnie zaś jest… impreza. Na koniec trumnę wrzucają do rzeki. Fantastyczny pure nonsens. Zabawa wróci za rok. Humor jest raczej brytyjski.Tak sobie pomyśleliśmy, a co by na to powiedzieli obrońcy środowiska – wrzucać trumnę do rzeki ? Rzeki, której czystość w ostatnich latach znacznie się poprawiła. Wrzucili jednak.
Verden miasto
Następny dzień w miasteczku powitał wszystkich słońcem. Mieszkańcy wyprowadzili na drogi swoje samochody z błyszczącymi deklami, czyściutkie (ale jeden z naszych warszawskich sąsiadów myje także opony – jest więc lepszy). My mieliśmy okazję podziwiać piękno starych kościołów i katedry, a mieszkańcy skromnie i z godnością (przynajmniej niektórzy ) leczyli kaca. Ten zmęczony wzrok, powolne ruchy…W Verden można podziwiać katedrę i kościoły i ślicznie wyglądającą główną ulicę. Niemcy są praktyczni i żeby nikt nie zapomniał jak nazywa się ulica dali jej oryginalne miano Haupstrasse. Ten dzień to dla nas także czas spacerów z linijką. Chodząc sprawdzaliśmy czy trawa w klombach jest równo przycięta i czy wszystko wygląda jak należy. No było nieźle. Tylko frau Glock (a może nazywa się jakoś inaczej) miała trochę nieporządku w ogródku, ale ponieważ było już po czasie hucznych i swobodnych zabawa nie śmieliśmy zwrócić jej uwagi.
Chyba czas skończyć z tymi głupimi żartami i udać się na dworzec. Na dworzec, bo postanowiliśmy pociągiem podjechać do pobliskiej Bremy. Dworzec jak to dworzec, ale oczekiwaliśmy że pociąg przyjedzie o czasie. A tu niespodzianka – opóźnienie 5 minut. Byliśmy zbulwersowani, no bo jak to z tym opóźnieniem. Przyjechał rzeczywiście 5 minut po czasie. Jechało się jednak szybko i dotarliśmy w kilka chwili do Bremy.
Obserwacje
Cały czas podziwialiśmy żywotność i ruchliwość naszych niemieckich sąsiadów. Rowery, plecaki – te atrybuty spędzania wolnego czasu pojawiały się stale przed naszymi oczami. Podróżują wszyscy od najmłodszych do najstarszych. Jeśli zaś nie podróżują to oddają się innym rozrywkom – np. jedzeniu i piciu. Co najdziwniejsze , z naszego punktu widzenia, wydają się być zadowoleni. Z lubością oddają się konsumpcji, choć przyznać trzeba, że mają nieco mniej szans na dotarcie do sklepów, bo te są w niedziele zamknięte, a w inne dni otwarte znacznie krócej niż w naszym kraju. Mieliśmy ochotę pośmiać się trochę z lokalnych produktów, ale te są całkiem zwyczajne, a wokół przeważają sklepy znane nam dobrze z Polski.
Uliczne i przydrożne stragany oferują szparagi, no i to jest różnica. Bo te szparagi u nas też są , ale żeby tak osobno na straganach… Musimy jeszcze wrócić do wieczoru z poprzedniego dnia . Zwiedzaliśmy okolice Verden. Jak zawsze towarzyszyła nam historia, ale także trochę dziwnych obrazów. Taki np. bocian pozował z podniesioną nogą – nie potrafiliśmy tego zinterpretować. U nas te bociany jakoś inaczej. Na początku to myśleliśmy , że on jakiś sztuczny, taki krasnalo- dzięcioł ogrodowy. Nieprawda …prawdziwy.
Okolice
Ale to może dlatego, ze schronisko dla bocianów założył facet o nazwisku Bocian. To tak w ogóle świetne miejsce, ale to pozowanie…Poznaliśmy także związki historyczne i kulturowe tutejszych mieszkańców z mieszkańcami wysp brytyjskich i mroczne historie średniowiecza. To może stąd ten brytyjski humor z wrzucaniem trumny do rzeki?
Byliśmy także w Legolandzie. Nie w tym duńskim , ale w kilku wioskach, gdzie domy idealnie dopasowane, stały na swoich miejscach, jakby była to kompozycja złożona ze specjalnych elementów. Tak naprawdę pozazdrościliśmy porządku architektonicznego naszym sąsiadom. Polska wieś, często urocza i zadbana, bywa architektonicznym koszmarem. Niektóre domy wzorują się na architekturze szlacheckiej inne przypominają połączenie sali gimnastycznej z fragmentem pochylni na kosmodromie Bajkonur, jeszcze inne barwą przypominają , iż śmiałość kolorów znaną z malarstwa fowistów można zastosować wszędzie.
W Verden rozmawialiśmy także z ludźmi i sporo dowiedzieliśmy się o tym co myślą i jak się bawią , ale to już historia na inne opowiadanie.
Jeśli
chcecie przeczytać o innych miejscach w Niemczech, zerknijcie tu;
interesuje Was, co u nas słychać, obserwujcie nas na Facebooku i Instagramie:
lubicie zwiedzać Polskę, kupcie nasz autorski ebook, informacje na jego temat znajdziecie w tym wpisie, a klikając w poniższe zdjęcie, przeniesiecie się do naszego sklepu.
Poniższy link jest afiliacyjny, będzie nam miło, gdy z niego skorzystacie.
Booking.com