
Twierdza Boyen i Stary Młyn nasze wrażenia
Każdy, kto podróżuje, bywa w miejscach znanych i polecanych. To zupełnie naturalne i logiczne. Zwiedzamy polecane miejsca, czasem jemy w lokalach, które są polecane. Rekomendacje pomagają, ale nie zawsze i o tym jest ten tekst. Może nieco złośliwy, ale prawdziwy. Cóż, zawsze piszemy o naszych własnych przeżyciach i wycieczkowych doświadczeniach. Na naszej drodze stanęła twierdza Boyen.
Twierdza Boyen – trochę historii
Trafiliśmy do Giżycka. Napisałem „trafiliśmy”, bo tak zwykle piszą autorzy rozmaitych relacji z podróży. Prawda jest jednak znacznie bardziej banalna – po prostu postanowiliśmy tam pojechać. Naszym celem była twierdza Boyen. Twierdza reklamowana jest jako jeden z najciekawszych zabytków sztuki militarnej. Potężny kompleks umocnień powstały w XIX wieku, w latach 1844 – 1856, nigdy nie został zdobyty. Swą nazwę zawdzięcza pruskiemu generałowi noszącemu śpiewnie brzmiące nazwisko „Boyen”. Wszędzie można przeczytać, iż jest to jedna z atrakcji Giżycka.

Zaczęło się całkiem dobrze. W drodze do twierdzy nie musieliśmy czekać na otwarcie mostu obrotowego, bo akurat był to czas dla samochodów. Jak działa most mieliśmy okazję zobaczyć w drodze powrotnej, ale o tym za moment.

Twierdza Boyen – zwiedzanie
No i dotarliśmy do twierdzy. Kupiliśmy bilet i znaleźliśmy się na dość obszernym dziedzińcu. Tu można przeczytać, iż zwiedzający ma do wyboru 3 trasy. My wybraliśmy zieloną. Trzeba wejść pod górę po schodach. Napisano, iż jest to donżon, a więc istotny składnik umocnień. Kiedy jednak człowiek znajdzie się u góry jego oczom ukazuje się trawa i ścieżki biegnące w różne strony. Po dłuższej chwili można odnaleźć wyblakły nieco znak zielonego szlaku. No to ruszyliśmy w drogę. Wiodła ona koroną umocnień wśród krzaków.


I tak szliśmy, szliśmy. Po pewnym czasie w dole ukazał się naszym oczom budynek (później stwierdziliśmy, iż jest dawny blok koszarowy). Wreszcie dotarliśmy do kolejnej bramy. Tym razem przy niej nie było nikogo, żadnej kasy, czy czegoś takiego. Z tej strony chyba można wejść na teren twierdzy bez opłaty biletowej. Ruszyliśmy drogą wzdłuż magazynów i dotarliśmy do budynku koszarowego.
Przy nim wygrzewali się w słońcu dwa dżentelmeni (zdjęć nie robiliśmy – ochrona wizerunku obowiązuje). Co mieści się w środku nie wiadomo. Na pytanie o muzeum stwierdzili, iż jest ono przy wejściu. Nie chcąc zabłądzić na sporym całkiem terenie twierdzy wróciliśmy na drogę, którą pokonaliśmy od wejścia. Gdy znaleźliśmy się na dziedzińcu przed nami stał jeden budynek. Tu musiało być muzeum. Wejście od frontu prowadziło jednak pod…prysznice. Ano można tu nocować, jest schronisko. Z boku dojrzałem napis „galeria”. I to był właściwy kierunek. Jest tu rzeczywiście galeria/ muzeum przedstawiająca historię miasta i twierdzy. Warto zobaczyć. Z drugiej strony część twierdzy nadaje się do zwiedzania, a poszczególne części są nawet podpisane.


W sumie jednak było to rozczarowanie. Zrozumieliśmy jednak dlaczego twierdzy nie można było zdobyć. Tak fatalne oznaczenia wewnątrz i chaos powodowały u atakujących strach i odstępowali od walki. Dziś ta tradycja jest kontynuowana, przynajmniej częściowo. Ale kto chce zdobyć dziś twierdzę Boyen?

Twierdza Boyen – zwodzony most w Giżycku
Wracaliśmy dość rozczarowani i z powrotem dojechaliśmy do mostu. Tu trafiła nam się gratka. Most był właśnie zamykany tak by mogły przezeń przejeżdżać samochody. Przedtem biegnący pod nim kanał służył jachtom i łodziom. Co ciekawe mechanizm została tak skonstruowany, ze cały proces ręcznie może obsłużyć jedna osoba. To naprawdę kawał solidnej roboty inżynierskiej. Most powstał w 1898 roku. Co ciekawe po II wojnie światowej w ramach unowocześniania wprowadzono do obsługi mostu mechanizm elektryczny. Ten jednak okazał się być znacznie mniej przydatny niż tradycyjny. No więc wrócono do tradycyjnego ręcznego rozwiązania.

Stary Młyn
Dla pocieszenia postanowiliśmy pojechać do Starego Młyna. Zobaczyliśmy ten lokal w drodze do Giżycka. Reklamował się w sposób może nie nazbyt oryginalny , ale niewątpliwie skuteczny. Tu kręcony był bowiem serial „Przystań”. Czy i tym razem miał nas czekać zawód ? Na szczęście karczma jest sympatyczna, a posiłek można zjeść siedząc przy stoliku na trawiastej łączce tuż nad brzegiem jeziora. Obiekt ma malowniczy urok XIX wiecznej budowli.

Dla porządku dodam, iż mieści się w małej miejscowości Upałty niedaleko Giżycka. Skosztowaliśmy sandacza i placków ziemniaczanych z szyjkami rakowymi. Dania były smaczne, a karta zawiera jeszcze wiele potraw o których pomyśleliśmy z sympatią. Na miejscu można kupić także sporo domowych wyrobów – dżemów, ryb w słoikach itd. No i tym razem znane okazało się dobre. Dzień zakończyliśmy w innym miejscu, także znanym ze swej telewizyjnej kariery, ale o tym pensjonacie napiszemy wkrótce.
Inne teksty o ciekawych miejscach w województwie warmińsko-mazurskim, znajdziecie tu.
Jeżeli chcecie na bieżąco obserwować nasze wyjazdy, śledźcie nas na Instagramie i Facebooku.
Będzie nam miło, jak skomentujecie tekst, podzielicie się nim lub zostawicie jakikolwiek ślad.
Jeśli lubicie odkrywać niezwykłe miejsca w Polsce, kupcie naszą książkę, szczegóły na jej temat znajdziecie w tym wpisie, a jak klikniecie w poniższe zdjęcie, przeniesiecie się do naszego sklepu.
Poniższy link jest afiliacyjny, będzie nam miło, gdy z niego skorzystacie.
Booking.com
Dodane przez Marcin dnia 2014-07-31


2 komentarze
Krystyna Zieleskiewicz
Niezwykle interesujacy opis Twierdzy Boyen. Tak bylo w 2014 r., jak zorientowalam sie po dacie. Ja mam wspomnienia i zdjecia z tegoz miejsca, ktore zwiedzalam w 2017 r. I one roznia sie od waszych, gdyz przez 3 lata nastapily dosc istotne zmiany na lepsze. Jest ciekawie – trasy dobrze oznaczone i opisane, przybylo kilka dodatkowych atrakcji, otoczenie w wiekszosci zadbane. Nalezy sie uznanie dla Towarzystwa Milosnikow Twierdzy Boyen, bo porownujac wasza relacje i moje odczucia, widac postep.
Małgorzata Bochenek
Dziękuję Krysiu za cenne uzupełnienie tekstu. Faktem jest, że miejsca się zmieniają i miło, jak ktoś uaktualni naszą relację.