
Trochę o Gruyeres, czyli w krainie sera
Gruyeres jest położone wśród niewielkich, jak na Szwajcarię, gór. Zamek i malownicze centrum góruje nad wszystkim. Na dole znajdują się parkingi i tu należy zostawić samochód. Nie ma z tym problemu, bo ruchem kierują policjanci. Parkingi są darmowe.
Gruyeres – zamek
Teraz drobne podejście i naszym oczom ukazuje się uroczy obrazek: mały rynek, otoczony drewnianymi domami, z kwiatami w oknach. Są tu głównie sklepy, restauracje i hotele, a jeszcze wyżej zamek, którego historia sięga XIII wieku. Znajduje się tu muzeum, które pokazuje historię regionu. Miasteczko założyli hrabiowie Sabaudii. Mury obronne pochodzą z XV wieku.

Gruyeres – zwiedzanie zamku
Zamek zwiedza się samodzielnie. Warto zwrócić uwagę na salę numer 8, tzw. komnatę Corota, w której wiszą pejzaże tego francuskiego malarza, mieszkającego na zamku w 1851 roku.

Pejzaże można przeoczyć, bo stanowią ścienną dekorację. Z kolei w sali numer 13 są ozdobne panele z wizerunkami ptaków i kwiatów, namalowane około 1900 roku przez Francisa Fureta i Juliusa Crosniera. W przewodniku przeczytaliśmy, że na zamku często można spotkać wizerunek żurawia, bo od niego wzięła się nazwa miejscowości (fr. grue – żuraw), znajdował się też w herbie hrabiów sabaudzkich. Nam te żurawie jakoś nie rzuciły się w oczy.

Z zamku rozciąga się wspaniała panorama, widać góry i jezioro. Na wewnętrznym dziedzińcu jest mały ogród, który najlepiej oglądać z drewnianych tarasów.

Przy głównym dziedzińcu jest kaplica, do której warto zajrzeć, jeśli nie uczyniliśmy tego wcześniej.

Chętni przed zwiedzaniem zamku mogą obejrzeć pokaz multimedialny na temat budowli i historii hrabiów sabaudzkich.

Gruyeres – lunch
Po zejściu z zamku najlepiej zjeść lunch albo wypić kawę w którejś z licznych restauracji. Nie dlatego, że jedzenie jest tu jakieś specjalne, ale takiego widoku długo będziecie szukać. Jeśli jesteście w sezonie i w porze lunchu, to o dobre miejsce będzie trudno. Tak to już jest i w Szwajcarii i we Francji, iż w południe zdobycie miejsca w restauracji może stanowić problem. Jeśli chodzi o jedzenie, to można tu zjeść zarówno potrawy typowe dla regionu i samego Gruyeres jak i normalny zestaw dań kuchni międzynarodowej.

Gruyeres – muzeum H.R.Gigera
Po posiłku pora odwiedzić muzeum H.R.Gigera z dziełami tego surrealisty. Został on nagrodzony Oskarem za efekty wizualne w filmie Ridleya Scotta „Obcy – ósmy pasażer Nostromo”. Nie przepadam za tego typu gatunkiem filmowym, ale pamiętam, iż pod względem scenograficznym film naprawdę robił wrażenie. Momentami obrazy były naprawdę przerażające. Byliśmy tu kilka dni po jego śmierci.
W muzeum obowiązywał zakaz fotografowania. Powiem więc tylko, iż można zobaczyć zarówno dzieła nawiązujące do „Obcego” jak i szereg innych prac artysty. Trudno nie docenić jego warsztatu. To sztuka w której szczegół i precyzja dopracowane są do ostatniej linii i kropki. Jest też część przeznaczona wyłącznie dla osób dorosłych z dziełami, powiedzmy bardzo śmiałymi, a przez niektórych mogącymi być uznane za pornograficzne. Na mnie ekspozycja wywarła dość przerażające wrażenie, całkowicie różne od ładnego i cukierkowatego miasta. Być może mieszkający tu Giger w taki sposób musiał odreagować.
Gruyeres – muzeum sera
Chętni mogą jeszcze na górze zobaczyć muzeum tybetańskie. My nie zdążyliśmy, bo chcieliśmy jeszcze zobaczyć muzeum sera Gruyere, które znajduje na dole miejscowości. Muzeum prezentuje proces produkcji tego twardego, o charakterystycznym ostrym smaku sera. Dostaliśmy audio-guide w języku polskim. Po muzeum „oprowadzała” krowa o wdzięcznym imieniu „Wiśnia”.

Można było powąchać zapachów traw i ziół, którymi karmią się tutejsze krowy. Widać było salę z procesem technologicznym, niestety popołudniu była już pusta. Ci, którzy przyszli wcześniej mogli na własne oczy zobaczyć proces powstawania sera. Trwa to godzinę więc nie wiem czy troszkę nie nudzilibyśmy się. Nam pozostał film. Przy fabryce jest restauracja, wyglądająca trochę jak stołówka, ale serwująca podobno świetne jedzenie (tyle, że bez pięknych widoków) i sklep z pamiątkami.


Na koniec zachęta. Jeśli ktoś nie próbował sera Gruyere zdecydowanie warto to zrobić. Można jeść go traktując jak nasz rodzimy „żółty”, świetnie nadaje się także jako dodatek do różnych dań, gdy pod wpływem ciepła się roztapia, no i oczywiście stanowi znakomitą zakąskę do wina (najlepiej szwajcarskiego). I jeszcze jedno. Kupując Gruyere można wybrać jego smak. Im starszy – tym bardziej słony. Stosowna informacja znajduje się na opakowaniu.
Jeśli
lubicie Szwajcarię, zajrzyjcie tu;
chcecie wiedzieć, co się u nas dzieje, obserwujcie nas na Facebooku i Instagramie;
interesujecie się ciekawymi miejscami w Polsce, kupcie nasz ebook, szczegóły znajdziecie w tym wpisie, a klikając w poniższy obrazek, przeniesiecie się do naszego sklepu.
Link poniższy jest afiliacyjny, będzie nam miło, gdy z niego skorzystacie.
Booking.com
Doodane przez Małgosia dnia 2014-08-27

