Sète w południowo-zachodniej Francji, byliśmy, ale krótko
Miejscowość warta uwagi, leży nad Morzem Śródziemnym, w regionie Oksytania. Jest znanym kurortem. Oczywiście nie jest tak słynna jak choćby Saint Tropez, ale czy o ten blichtr naprawdę chodzi. Ale żeby nie było, jest coś co łączy Sete z kurortami Lazurowego Wybrzeża. Z naszych obserwacji wynika, że nie warto poruszać się po niej samochodem, bo korki potrafią się robić naprawdę długie, a i miejsc parkingowych nie ma tu w nadmiarze.
Sète – jak się tu dostaliśmy
Nasza wizyta wypadła podczas igrzysk olimpijskich, zrezygnowaliśmy więc z podróży przez Paryż. Inne francuskie połączenia były długie i kosztowne. Teoretyczne można było dolecieć do Montpellier. My wybraliśmy jednak inną opcję. Polecieliśmy do Barcelony, a stamtąd pociągiem z przesiadką w Narbonie. Podróż była co prawda długa, ale wygodna. Bilety kupiliśmy wcześniej przez internet. I gdyby ktoś zdecydował się na podobny manewr, to też internetowe zakupy polecam. Trasę obsługują pociągi hiszpańskie AVE i francuskie TGV. Tańsze są te pierwsze, ale szybkość obu jest podobna. Na niektórych odcinkach około 300 km na godzinę. Jeśli przyjdzie Wam do głowy żeby tak popodróżować koleją, to mamy dobrą radę. Nie wszystkie wyszukiwarki pokazują wszystkie połączenia. Warto zatem pogrzebać nieco na stronach przewoźników czyli w tym wypadku – https://www.sncf-connect.com/, https://www.renfe.com/es/en
Trasa jest bardzo malownicza, szczególnie po francuskiej stronie. Po drodze mijaliśmy saliny. Pociąg jechał groblą i obserwowaliśmy flamingi i inne ptaki. Stwierdziliśmy, że pewnie warto byłoby spędzić tu trochę czasu. Ale nie tym razem.
Sète – plażowanie
Mieszkaliśmy w części miejscowości, znajdującej się w pobliżu plaży. Od centrum na plażę jest kawałek. Plaże w Sète są długie i piaszczyste. Takie samo jest dno morskie. Woda miała około 22 stopni i była całkiem znośna do kąpieli. Można było wypożyczyć leżak i parasol. Funkcjonowały też całkiem niezłe restauracje i co ważne, oferujące jedzenie w rozsądnych cenach. W sumie nie odbiegających od tych z bałtyckiego wybrzeża, Mimo środka sezonu nie odczuwa się tu tłoku.
Jeśli więc komuś zależy na plażowaniu, to ta część miasta będzie dobrym wyborem.
Centrum miasta
Sète nazywane jest Wenecją Langwedocji z powodu kanałów, przecinających miasto. Faktycznie są one bardzo malownicze. Muszę też zaznaczyć, iż jest to miasto średniej wielkości, liczące około 50 tysięcy mieszkańców. Nie spodziewajcie się więc małych domków i wąskich uliczek. Wręcz przeciwnie, domy są okazałe. Z tą Wenecją, to oczywiście trochę przesada, ale wiecie przecież, iż w Europie tych „Wenecji” jest bardzo wiele…
Głównymi miejscami spacerowymi są promenady ciągnące się wzdłuż kanałów. Pełno tu restauracji serwujących ryby i owoce morza, ale oczywiście nie tylko to. Nic dziwnego, wszak w miejscowości znajduje się port rybacki. A daniem, które króluje na stołach są ostrygi, podawane na różne sposoby.
Miasto powstało w 1666 roku, dlatego nie ma w nim starszych zabytków. Warto zajrzeć do tutejszych muzeów – Muzeum Paul Valery, Muzeum Sztuki Współczesnej. Zachowało się sporo monumentalnej zabudowy i momentami ulice Sete przypominają wielkie francuskie miasta. Ale tak naprawdę liczy się klimat i urok centrum, gdzie w kanałach cumują małe statki i łodzie. Wszystko to możecie obserwować z za kawiarnianego czy restauracyjnego stolika. Sete powstało jako port morski i portem do dziś pozostaje. Nie ma tu jednak wrażenia, iż trafiliście do przemysłowego miasta. Mnie trochę męczyła pogoda, gorąca i wilgotna, czyli taka, jakiej mój organizm nie lubi.
Jeśli
lubicie zwiedzać Francję, kliknijcie tu;
chcecie wiedzieć, co u nas słychać, obserwujcie nas na Facebooku i Instagramie;
jeździcie po Polsce i szukacie interesujących miejsc do zobaczenie, kupcie nasz ebook, w tym wpisie znajdziecie szczegóły, a klikając w poniższe zdjęcie przeniesiecie się do naszego sklepu.
No i jeszcze link afiliacyjny z noclegami w Sète.
Booking.com