Mielnik i Koterka, czyli wycieczka na białoruską granicę
Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że o wyborze miejsc, do których jeździmy, decydują oczy. Tak było zarówno w przypadku austriackiego Hallstatt, jak i Koterki. Zobaczyłam zdjęcie malowniczej cerkwi i już wiedziałam, że tam pojadę.
Mielnik i Koterka – cerkiew w Koterce
Cerkiew jest pod wezwaniem Ikony Matki Bożej „Wszystkich Strapionych Radości” i należy do parafii w Tokarach. Jej budowa związana jest z cudownym objawieniem. A było tak: w dniu Trójcy Świętej w 1852 roku Eufrozyna Iwaszczuk zrywała szczaw na uroczysku Koterka. Nagle objawiła się jej Matka Boża, która powiedziała, że święto zostało ustanowiono po to, aby się modlić w cerkwi, a nie pracować. Zapowiedziała też, że grzechy mieszkańców zostaną ukarane. Nakazała udać się do proboszcza, aby razem z parafianami modlił się o wybaczenie win.
Proboszcz ustawił krzyż na uroczysku i miejsce to zaczęło przyciągać pielgrzymów. Powołano specjalną komisję, aby ustalić, czy wydarzenie to można uznać za cud. Komisja uznała, że cudu nie było. Proboszcza usunięto z parafii, a krzyż nakazano przenieść na cmentarz.
Pielgrzymi jednak nadal ciągnęli do Koterki, nastąpiło wiele uzdrowień. W miejscu, w którym znajdował się Krzyż wybiło źródełko, które pielgrzymi uznali za cudowne.
Jednak w 1906 roku nowy biskup grodzieński Michał wydał pozwolenie na wybudowanie świątyni. Pieniądze zebrali wierni i w 1912 roku cerkiew poświęcono.
W 1948 roku po ustaleniu granicy polsko-radzieckiej wieś Tokary podzielono na dwie części. Po białoruskiej stronie znalazła się cerkiew w Tokarach, wobec tego świątynia w Koterce stała się cerkwią parafialną.
Nie weszliśmy do środka, bo właśnie trwało nabożeństwo. Podeszliśmy za to do szlabanu granicznego i ruszyliśmy dalej.
Mielnik i Koterka – Mielnik
W Mielniku wszystkie atrakcje są dobrze oznaczone i prowadzą do nich drogowskazy. Dzięki jednemu z nich zanim wjechaliśmy do miejscowości, udaliśmy się pod wieżę widokową, aby z góry spojrzeć na okolicę. Warto było nawet ostatni odcinek pokonać po drabinie. Co zobaczyliśmy? Lasy, mnóstwo drzew. Sam ten widok działa relaksująco.
Zwiedzanie miejscowości zaczęliśmy od ruin zamku i kościoła. Tak naprawdę są tylko ruiny kościoła i wzgórze, na którym niegdyś stał zamek. Niegdyś Mielnik był miastem, prawa miejskie otrzymał w 1440 roku, zdegradowano go w 1934. Był miastem królewskim do 1795 roku.
Zamek królewski wybudowano w średniowieczu, zniszczono go w XVII wieku podczas potopu szwedzkiego. Dziś prawie nic nie zostało, warto jednak wejść na górę, aby obejrzeć rozciągający się widok na rzekę Bug.
Kościół, którego ruiny znajdują się koło wzgórza zamkowego wybudowano również w średniowieczu w stylu gotyckim. Pierwotnie także zniszczył go potop szwedzki, ale został odbudowany. Jednak w 1915 roku został spalony podczas działań wojennych. Obok kościoła jest też budynek dawnej plebanii, w lepszym stanie niż kościół, ale również powoli niszczeje.
Mielnik i Koterka – cerkiew
Jak przeczytaliśmy na tablicy informacyjnej przed cerkwią, Mielnik jest najstarszą udokumentowaną parafią na Podlasiu. Niegdyś w tutejszej cerkwi znajdowała się cudowna ikona Spasa Izbawnika (Chrystusa Zbawiciela i Wybawiciela). Nie przetrwała jednak do dzisiejszych czasów. Może spaliła się podczas pożaru drewnianej cerkwi w 1614 roku.
Dzisiejszą cerkiew zbudowano w latach 1821-23. Podczas działań wojennych w 1941 roku została uszkodzona. Przez jakiś czas była cerkwią unicką. Po remoncie w 2017 roku elewacja ma kolor niebieski. Współczesnych fresków nie widzieliśmy, bo cerkiew była zamknięta.
Podeszliśmy jeszcze na cmentarz, gdzie spotkaliśmy zarówno groby prawosławne, jak i katolickie. Drewniana kaplica cmentarna pochodzi z 1777 roku.
Mielnik i Koterka – kopalnia kredy
Tak samo jak na wieżę widokową, drogowskazy pokierowały nas do odkrywkowej kopalni kredy, a właściwie punktu widokowego, z którego można było tą kopalnię oglądać. Najwcześniejsze informacje o wydobyciu kredy w Mielniku pochodzą z 1551 roku.
Z punktu widokowego obejrzeliśmy wyrobisko.
Obiad w Drohiczynie
Wycieczkę zakończyliśmy w Drohiczynie, gdzie w restauracji „Zamkowa” zamówiliśmy zaguby. Chcieliśmy zjeść w restauracji „U Ireny”, ale była zamknięta. W „Zamkowej” zaguby były trochę inne, ale też smaczne.
Zachód słońca zastał nas nad Bugiem, zrobiłam więc kilka zdjęć.
Wycieczkę zrobiliśmy w jeden dzień. Wyjechaliśmy z Warszawy o 9.00 rano, wróciliśmy o 19.00, przejechaliśmy 373 kilometry, było warto.
Jeśli
chcecie podróżować po województwie podlaskim, zerknijcie tu;
jesteście ciekawi, co u nas słychać, obserwujcie nas na Facebooku i Instagramie;
lubicie podróżować po Polsce o odkrywać niezwykłe miejsca, kupcie nasz ebook, szczegóły na jego temat znajdziecie w tym wpisie, a jeśli klikniecie w poniższe zdjęcie, przeniesiecie się do naszego sklepu.
Poniższy link jest afiliacyjny, będzie nam miło, gdy z niego skorzystacie.
Booking.com
2 komentarze
Pudelek
To resztki na wzgórzu zamkowym to prawdopodobnie ruiny rosyjskiego pomnika, a nie zamku.
Małgorzata Bochenek
Dokładnie są to pozostałości murowanej kapliczki – pomnika św. Aleksandra Newskiego, wzniesionej w 1865 roku
dla uczczenia ocalenia Aleksandra II. A tak naprawdę jest to tylko murowana dziura w ziemi. Pozdrawiam serdecznie.