Dachstein Krippenstein platformy widokowe, trasa i jaskinie
Kolejne bardzo ciekawe miejsce znaleźliśmy niedaleko Hallstatt. Jest tu kolejka linowa, a właściwie dwie kolejki, które wywiozły nas na 2100 metrów n.p.m., na Krippenstein. Mieliśmy ambitny plan, najpierw chcieliśmy dotrzeć do znajdujących się tu punktów widokowych, a później przejść okrężną trasą (8 kilometrów).
Dachstein Krippenstein – platformy widokowe
Po wyjściu z kolejki od razu dało się odczuć, że jesteśmy już wysoko, było dużo zimniej niż na dole. Dwie z trzech platform znajdują się z prawej strony kolejki, a trzecia z lewej, na naszej trasie okrężnej. Najpierw poszliśmy więc do tych dwóch z prawej strony.
Dalej znajduje się platforma „Pięć palców”, są to wysunięte nad przepaścią małe tarasy widokowe. Ci z lękiem wysokości, trochę się obawiali na nie wchodzić. Ja takowego nie posiadam, więc spokojnie spojrzałam na okolicę z każdego z pięciu tarasów. Szczerze mówiąc, widok trochę mnie rozczarował. Ładniejsze zdjęcia zrobiłam z punktu przed platformą.
Druga platforma nazywała się „Spirala”. Znajdowała się powyżej „Pięciu palców” i widok był z niej na 360 stopni. Popatrzyliśmy, zrobiliśmy zdjęcia i poszliśmy dalej.
Dachstein Krippenstein – trasa do Krzyża Heilbronner
Doszliśmy z powrotem do stacji kolejki i ruszyliśmy w drugą stronę. Po przygodach na poprzedniej trasie, staraliśmy się sprawdzić, czy tym razem nie spotkamy jakiś niespodzianek w postaci łańcuchów na skale. Trasa miała być spokojna, trochę kamienista. Szliśmy więc spokojnie dopóki nie pojawił się śnieg i tego śniegu na szlaku było całkiem sporo. Przechodziliśmy więc przez ten śnieg, dochodząc w tym do coraz większej wprawy. Na szczęście mieliśmy na sobie górskie buty.
Po drodze minęliśmy kolejną platformę widokową o nazwie „Rekin”. Do metalowego rekina można było wejść z niego patrzyć na góry. Był jednak okupowany przez dzieci.
Na szlaku były tablice informacyjne. Można było zapoznać się z historią gór, roślinnością i zwierzętami. Informacje były w dwóch językach: niemieckim i angielskim.
Doszliśmy w końcu do Krzyża Heilbronner. Postawiono go dla upamiętnienia tragedii, jaka wydarzyła się w tym miejscu w kwietniu 1954 roku. Uczniowie z Heilbronn przebywali w Obertraun. 15 kwietnia, mimo niesprzyjających warunków pogodowych, podczas śnieżycy czterech nauczycieli i dziesięciu uczniów wybrało się na wycieczkę. Kilka osób ostrzegało ich, że jest to zły pomysł. Kiedy do wieczora nie wrócili, rozpoczęto akcję poszukiwawczą. Zmarłych znaleziono tam, gdzie teraz stoi upamiętniający tragedię krzyż.
My szliśmy po tym szlaku przy ładnej pogodzie, w lipcu i musieliśmy bardzo uważać, aby nie poślizgnąć, bo polecieć w dół można było bardzo daleko. Bardzo się dziwiliśmy, że jakiś nauczyciel poprowadził tym szlakiem uczniów podczas śnieżycy.
Dachstein Krippenstein – do stacji kolejki Gjaid
Dalsza droga wiodła do niższej stacji kolejki. Doszliśmy tam po jakiejś godzinie. Nie byliśmy zmęczeni, bo na trasie nie było specjalnie jakiś wielkich podejść, ale śnieg pojawiał się do końca. Nie spotkaliśmy zbyt wielu ludzi. Mogliśmy więc cieszyć widokami, słuchać ptaków i podziwiać roślinność.
Po wjechaniu na stację Krippenstein, postanowiliśmy zjeść jeszcze obiad z widokiem na góry. Porcje dostaliśmy tak duże, że nie mogliśmy ich przejeść, a widok na góry podczas jedzenia był fantastyczny.
Na dole kupuje się bilety na wybrane przez siebie atrakcje. Bilet na platformy widokowe, który umożliwiał jazdę trzema kolejkami i powrót na dół kosztował 32 euro (35.30 euro – aktualizacja 3.01.2023) od osoby.
Dachstein Krippenstein – jaskinie
W kolejny dzień udaliśmy się w to samo miejsce, ale tym razem wysiedliśmy na pierwszej stacji i poszliśmy zwiedzać jaskinie. Po dojechaniu na miejsce musieliśmy zgłosić się do kasy, aby zapisano nas do grupy zwiedzającej. Najpierw poszliśmy do jaskini lodowej. Idzie się do niej około pół godziny, dość stromo pod górę. W jaskini jest około zera stopni, trzeba więc pamiętać o ciepłym ubraniu. Nie wszyscy chyba przeczytali o tym wcześniej, bo część wycieczki ubrana była w stroje prawie plażowe. No chyba nie było im zbyt ciepło.
Jaskinia jest o tyle niezwykła, że lodu w niej przybywa. Tworzą się różne formacje, które podczas zwiedzania zostają podświetlone. Na końcu jest prawdziwe widowisko: światło-dźwięk podczas przechodzenia po wiszącym moście. Wewnątrz trzeba pokonać dużą ilość schodów i warto więc mieć wygodne buty. Na mnie chyba jednak większe wrażenie zrobiła Dobszyńska Jaskinia Lodowa na Słowacji.
Mieliśmy trochę czasu do rozpoczęcia naszej tury zwiedzania w Jaskini Mamuciej, zeszliśmy więc na dół, obejrzeliśmy małe muzeum, a potem podeszliśmy, tym razem tylko 15 minut do jaskini i grzaliśmy się w słońcu.
Jaskinia Mamucia wcale nie zawdzięcza swej nazwy sympatycznym zwierzątkom. Nazwano ją tak dlatego, że jest wielka. Zwiedza się oczywiście mały fragmencik. Jest tu prawie tak samo zimno jak w Jaskini Lodowej. Jaskinia sprawia wrażenie pustej, bo nie ma w niej stalaktytów i stalagmitów.
Bilety do jaskiń i na podróż do nich kupuje się na dole, kosztują 42,60 euro (47 euro – aktualizacja 3.01.2023). Inne informacje na temat biletów znajdziecie tu.
Jeśli
interesuje Was Austria, zerknijcie tu;
chcecie wiedzieć, co u nas słychać, obserwujcie nas na Facebooku i Instagramie;
lubicie zwiedzać ciekawe miejsca w Polsce, kupcie nasz ebook, informacje na jego temat znajdziecie w tym wpisie, a klikając w poniższy obrazek, przeniesiecie się do naszego sklepu.
Spaliśmy w Gosau, to jest kawałek od jaskiń, ale podajemy Wam link do tego miejsca, bo je znamy i polecamy. Link jest afiliacyjny, będzie nam miło, gdy z niego skorzystacie.
Booking.com