Zwiedzanie Achalciche, a właściwie twierdzy Rabati
W Achalciche spędziliśmy kilka dni i to na terenie twierdzy Rabati, bo mieszkaliśmy w znajdującym się tu hotelu. Cóż, do teraz mam mieszane uczucia związane z tym pobytem. Często tak bywa, kiedy restauracja jakiejś budowli wydaje się zbyt daleko idąca, a ambitne projekty nie są kończone.
Zwiedzanie Achalciche – gdzie jest i jak się tu dostaliśmy
Achalciche leży niedaleko dwóch granic: z Turcją i Armienią. Przyjechaliśmy na miejsce marszrutką, podróż z Gori trwała około 2,5 godziny. Trochę nas wytrzęsło, ale dało się przeżyć. Tak myślę, że podróże marszrutkami zasługują chyba na osobny tekst. Wyjechać musieliśmy już o 8.30, podróż kosztowała 7 lari od osoby. Po drodze minęliśmy słynne Borjomi, do którego później wybraliśmy się na wycieczkę i które opiszę w osobnym tekście.
Zwiedzanie Achalciche – trochę historii
Achalciche jest stolicą regionu o wdzięcznej nazwie Samcche-Dżawachetia. Górujący nad miastem zamek pochodzi z XII wieku. Wcześniej Achalciche było centrum księstwa Samcche-Saatabago, znajdowała się tu twierdza rządzących nim Atabeków. Władzę w wiekach XIII-XVII sprawował ród Dżakeli. Do zniszczenia i rozbicia regionu doprowadziły najazdy Mongołów, Persów i Turków. Pod koniec XVI wieku miasto dostało się pod panowanie Turcji i pozostało w jej granicach do lat 20 XIX wieku.
Te powiązania było widać, bo wśród zwiedzających były tureckie wycieczki oraz wielu turystów z krajów arabskich z kobietami ubranymi na czarno, którym tylko oczy było widać. W panującym upale musiały się w tym stroju strasznie męczyć. Tak nam się przynajmniej wydawało… Ich męscy towarzysze ubrani byli w całkiem zwyczajne, europejskie stroje.
Zwiedzanie Achalciche – twierdza Rabati
Jak wspomniałam już na wstępnie twierdza została gruntownie odnowiona. Składa się z dwóch części: pierwszej otwartej dla wszystkich, w której mieści się hotel, restauracje, sklep z pamiątkami i biuro informacji turystycznej i z drugiej, do której obowiązują bilety.
Ponieważ mieszkaliśmy w hotelu na terenie twierdzy, mogliśmy obserwować z bliska jak to wszystko wygląda. Najkrócej można powiedzieć jedno, obsłudze brakowało podstawowego szkolenia. Panie w biurze informacji nie wiedziały nic i zajmowały się głównie sprzedażą biletów do twierdzy. Sklep z pamiątkami zamykany był wcześniej niż twierdza i oczywiście nie było w nim widokówek, no przesadzam jakieś były, ale naprawdę się do niczego nie nadawały, pochodziły chyba z pobliskiego antykwariatu.
Obsługa w hotelu bardzo milcząca, trzeba przyznać, że ożywiła się, kiedy Marcin poprosił o wcześniejsze śniadanie. Co prawda, zamiast śniadania dostaliśmy prowiant na drogę, ale i to było dobre. Brakowało nam jakiś uśmiechów i powitań, do których byliśmy przyzwyczajeni w tej klasy hotelach. Dominowało charakterystyczne dla części gruzińskiego handlu, gastronomii i hotelarstwa zmęczenie malujące się na twarzach obsługi. Uzewnętrznia się ono minimalizacją gestów i słów i przygnębieniem. Natomiast czystość była bez zarzutu. Śniadania zaś takie sobie, ale dały się zjeść. Chociaż nie wiem, czy je tak bardzo chwalić, bo akurat Marcinowi coś zaszkodziło i tym razem on męczył się z zatruciem.
Ale dość narzekania, wróćmy do zwiedzania wewnętrznej części twierdzy.
Zwiedzanie Achalciche – część z biletem
Znajdujące się w niej budynki przypominają o tureckim panowaniu. Złotą kopułę meczetu widać z daleka. Są też pomieszczenia pałacowe, które służyły tureckim władcom do wypoczynku. Zwiedziliśmy budynek medresy, czyli muzułmańskiej szkoły. Większość tych budowli powstała w XVIII wieku.
Wewnątrz murów znajduje się też XVIII-wieczna synagoga i cerkiew.
W zamkowej wieży mieści się część muzeum, na piętrze jest sala z obrazami, którą można sobie darować, a na parterze kolekcja dywanów. W osobnym budynku są główne zbiory muzealne, w tym wiele cennych przedmiotów, dlatego warto zapłacić dodatkowe 2 lari, aby tu wejść.
Całość jest taka ładniusia i większości się to podoba. Oprócz opisanych budynków są rabatki z kwiatami, baseny z wodą, liczne schody i przejścia. Można jednak się zastanowić, czy renowacja nie poszła zbyt daleko. Budynek po remoncie otwarto z wielką pompą w 2012 roku. Uroczystość uświetnił koncert Charles’a Aznavoura, którego ojciec, z pochodzenia Ormianin, urodził się w Achalciche. Na pamiątkę tego wydarzenia w chodniku umieszczono specjalną gwiazdę Aznavoura.
Zwiedzanie Achalciche – dolne miasto
Miasto i twierdza to dwa różne światy. My często chodziliśmy na dół i obserwowaliśmy po prostu biedę. Nie ma tu wspaniałych zabytków, a wiele miejsc czeka na to, aż znajdą się pieniądze na ich remont. Jak w większości gruzińskich miast w centrum wielu kierowców czeka na turystów oferując im przejazd, wycieczkę, oglądanie okolicznych i dalszych atrakcji.
W Achalciche mieszka wielu Ormian, jeden z nich, kierowca taksówki, powiedział nam, że nie zamierza przenosić się do Armenii, bo w Gruzji jest jego dom. Nie obyło się też bez opowieści jak to było dobrze za czasów ZSRR. W mieście znaleźliśmy też bardzo dobrą restaurację, w której się stołowaliśmy. Szczególnie pyszne były tu kebaby. W jednym z przewodników wyczytaliśmy, że jak tylko miejscowi dowiedzą się, że jesteśmy z Polski, zaprowadzą nas do szewca, który ma polskie korzenie. Nic takiego się nie stało, mimo że wielokrotnie mówiliśmy o swoim pochodzeniu. Cóż, pewnie była to tylko miejska legenda. Tak jak wiele innych legend o Gruzji opowiadających o mieszkańcach, którzy rzekomo tylko czekają by zaprosić Cię na darmową, sutą ucztę.
Pewno w tym miejscu wielu z Was zadaje sobie pytanie czy warto odwiedzić Achalciche. Odpowiedź brzmi – tak. Na pewno warto zobaczyć Twierdzę, a miejsce może być dobrą bazą wypadową do zwiedzenia atrakcji znajdujących się niedaleko stąd jak choćby Wardzia czy Borjomi.
Jeśli
interesuje Was Gruzja, zerknijcie tu;
chcecie wiedzieć, co u nas słychać, obserwujcie nas na Facebooku i Instagramie;
lubicie zwiedzać ciekawe miejsca w Polsce, kupcie nasz ebook, informacje na jego temat znajdziecie w tym wpisie, a klikając w poniższy obrazek, przeniesiecie się do naszego sklepu.
Poniższy link jest afiliacyjny, będzie nam miło, gdy z niego skorzystacie.
Booking.com
2 komentarze
Małgoś
z tym szewcem to nie jest legenda, byliśmy w lipcu 2018 roku, sam nas
'zaczepił”, rozmawialiśmy o Polsce, historii, opowiadał dlaczego jego pradziad znalazł się akurat tutaj w tym mieście oraz pokazał nam „relikwię” rodzinną czyli książeczkę do nabożeństwa z 1877 roku w języku polskim.
Małgorzata Bochenek
Dziękuję za informacje, że szewc naprawdę istnieje. My nie mieliśmy szczęścia go spotka. może następnym razem. Pozdrawiam ciepło. Małgosia