Swornegacie, miejsce dla aktywnych, które odwiedziliśmy
To już wiecie, gdzie spędziliśmy weekend, a właściwie sobotę. Mieszkaliśmy w miejscowości Swornegacie. Jest to super miejsce, położone nad jeziorem w otulinie Tucholskiego Parku Narodowego, W sobotę jeździliśmy na rowerze, Marcin kąpał się w jeziorze, zwiedziliśmy miejscowość Swornegacie, pływaliśmy kajakiem, jedliśmy kaszubskie potrawy.
Nazwa miejscowości wywodzi się od słów „sworne”, co oznacza warkocz pleciony z korzeni sosnowych, wykorzystywany przez mieszkańców do „gacenia” brzegów jezior i rzek, aby je umocnić i uchronić miejscowość przed ewentualną powodzią.
Z Warszawy niestety trzeba tu trochę jechać, ale warto. My chcieliśmy sobie uprościć życie i jechaliśmy najpierw autostradą A2, a potem A1.
Swornegacie – trochę o miejscowości
Swornegacie leżą nad jeziorem i nad rzeką Brdą. Dosłownie nad samym jeziorem. Jest to urocza miejscowość, w której jest wszystko, co do szczęścia na urlopie potrzeba, a więc: restauracje, sklepy, bankomat, wypożyczalnie sprzętu pływającego, wypożyczalnie rowerów, kąpielisko strzeżone i nawet szkoła windsurfingu. A jednocześnie jest tu cicho, spokojnie i kameralnie.
Ceny po warszawskich raczej umiarkowane. No dobrze, zdecydowanie umiarkowane. Dojechaliśmy tu w piątek o 20.30, jeszcze zdążyliśmy udać się smażalni i zjeść sielawę, świeżo złowioną, oczywiście. W oddali przygrywała muzyczka i zespół śpiewał przeboje disco polo. Niestety Marcin zaczął mu wtórować. Po prostu wiedział, że „ona tu jest i tańczy dla mnie”.
Swornegacie – na rowerze
W sobotę byliśmy najpierw na wycieczce rowerowej. Pojechaliśmy ze Swornegaci (mieszkańcy dbają, aby nie odmieniać pierwszego członu) do Małych Swornegaci. Mieszkańcy mówią „Swory”. Wypiliśmy kawę i nie ulegliśmy pokusie, aby zjeść ciastko. Jechaliśmy tu ścieżką rowerową.
Minęliśmy most zwodzony na początku miejscowości, a tuż przy jej końcu skręciliśmy z drogi w las, podążając za znakami szlaku niebieskiego. Wjechaliśmy do Parku Narodowego „Bory Tucholskie”, tu okazało się, że trzeba mieć bilety, które można kupić w Tucholi, Chojnicach i tym podobnych miejscach, z dala od naszego szlaku. Co było robić pojechaliśmy dalej szczerze mówiąc zresztą bez poczucia grzechu.
Przy rozwidleniu szlaków przejechaliśmy przez mostek i dotarliśmy do zabytkowego dębu Bartuś, przy którym odkryliśmy ścieżkę przyrodniczą z kładką. O dębie najpierw dwa słowa. Ma 600 lat i wygląda staro i niezbyt atrakcyjnie. Inaczej zupełnie rzecz się ma ze ścieżką przyrodniczą biegnącą po drewnianych kładkach. Nie można na nią wjeżdżać na rowerze, więc zwiedzaliśmy po kolei. Było naprawdę warto. Pod względem widokowym, to jedna z piękniejszych tras, jakie widzieliśmy. Zobaczcie zresztą sami.
Wróciliśmy przez mostek do rozwidlenia szlaków i pojechaliśmy dalej niebieskim szlakiem do Swornegaci. Część trasy odbywaliśmy na rowerze, a część obok roweru, z powodu piachu. Ale i tak było super.
Swornegacie
Po powrocie w tej samej smażalni zjedliśmy tym razem lina, był świeży i pyszny, ale jak na mój gust miał za dużo ości.
Ponieważ mieszkaliśmy 30 metrów od jezioro, Marcin w kąpielówkach przeszedł przez drogę i rzucił się do wody. A ja siedziałam na pomoście i patrzyłam, jak mu idzie się pływa. A pływało się dobrze. Spacer po miejscowości dostarczył nam dodatkowych wrażeń. Odwiedziliśmy izbę regionalną.
Chcieliśmy kupić obrus z haftem kaszubskim na okrągły stół, ale takiego nie było. Kupiliśmy za to inne rzeczy. Butelkę udekorowaną w kaszubskim stylu i ładny obrazek wykonany przez miejscowego artystę. W izbie można kupić naprawdę ciekawe przedmioty. W miejscowości jest interesujący kościół pod wezwaniem św. Barbary.
Bardzo ładnie wpisuje się on w krajobraz. Wokół kościoła jest cmentarz, co jest raczej niespotykane, gdzie indziej. Historia świątyń w Sworach (piszę jak mieszkańcy) zaprowadziła nas w końcu do skansenu we Wdzydzach. O tym jednak w kolejnej części opowieści. Obejrzeliśmy miejscowe kąpielisko strzeżone, znajduje się tam szkoła windsurfingu. No a później jeszcze wypożyczyliśmy kajak i ruszyliśmy na podbój jeziora.
Wieczorem czułam się jakbym tu była tydzień. Chyba was to nie dziwi. Na kolację Marcin zjadł regionalny przysmak, czyli ciszki.
W drodze powrotnej odwiedziliśmy Bytów, Kościerzynę i Wdzydze
Jeśli
pragniecie zobaczyć więcej miejsc w województwie pomorskim, kliknijcie tu;
chcecie wiedzieć, co u nas słychać, obserwujcie nas na Facebooku i Instagramie
podróżować po Polsce, kupcie naszego ebooka i się zainspirujcie, więcej na jego temat napisaliśmy w tym wpisie, a gdy klikniecie na poniższy obrazek, przeniesiecie się do naszego sklepu.
Poniższy link jest afiliacyjny, będzie nam miło, gdy z niego skorzystacie.
Booking.com
Dodane przez Małgosia dnia 2013-07-07