Jedzenie w Budapeszcie i picie też
Jedzenie w Budapeszcie to nie jest przewodnik po budapeszteńskich lokalach gastronomicznych, ale opis miejsc, które możemy Wam polecić. Tam zjecie dobrze i skosztujecie węgierskich smaków. Jaka jest kuchnia węgierska?
Kuchnia węgierska
Tradycyjnie ciężka, co oczywiście nie znaczy, że niesmaczna. Je się na Węgrzech dużo mięsa i to zarówno wieprzowiny jak i wołowiny, jest i słonina, są zawiesiste zupy, śmietana, placki langosze smażone w gorącym oleju, i foiegras. A do tego dużo, dużo papryki i wino, no i może być palinka czyli tamtejsza wódka. To oczywiście obraz mocno uproszczony, choć nie znaczy, ze nieprawdziwy. Wielu czytających przypomni sobie jeszcze zupę rybną, a jakże. Bardzo to smaczne danie. Niech nie będzie dla nas wielkim zaskoczeniem, że Węgrzy nie znają „placka po węgiersku”. Ta potrawa, naprawdę ją lubię, towarzyszyła mojej młodości. W duży placek zawinięta jest porcja smacznego gulaszu…Tak, tak, ale tej potrawy możemy posmakować tu nad Wisłą. Jeśli ktoś ma wątpliwości dotyczące „paprykarza po szczecińsku”, to też nie jest znany nad Dunajem.
Jedzenie w Budapeszcie – czego warto skosztować?
Żarty kiedyś trzeba skończyć i przejść do konkretów, do jednego z najważniejszych zagadnień życia, czyli do jedzenia. Zacznijmy od tego, czego warto spróbować. Porkolt czyli potrawy, którą my nazywamy gulaszem, gulyasleves, czyli zupy gulaszowej, zupy rybnej, naleśników a la Gundel ( z czekoladą ), langosza, galuszek czyli małych kluseczek występujących tu głównie jako dodatek do dań.
Jedzenie w Budapeszcie – lokale
Teraz krótki, subiektywny, wybiórczy, ale smaczny przegląd naddunajskiej gastronomii. Bardzo popularna, także wśród turystów, jest restauracja HungaricumBisztro (Steidl Imre ut.13 – Peszt). Może nieco tu cepeliowo, ale jednak uroczo. Te makatki, stroje, wygląd stylizowany nieco na węgierską sardę, czyli gospodę. No i jedzenie. Są klasyki węgierskie, ale zdecydowaliśmy się zejść nieco z utartego szlaku gastronomicznych wyborów. Były więc naleśniki z Hortobagyi czyli wypełnione nadzieniem z kurczaka i dodatkowo w sosie paprykowym. Był też solidny sandacz w panierce. Bardzo smaczne dania. Smaki charakterystycznej dla tutejszej kuchni, mocne, wyraziste. Obsługa jest tu miła i kompetentna, przygrywa muzyka na żywo, a w tle szmer rozmów prowadzonych w wielu znanych i nieznanych językach. Do tego oczywiście węgierskie wina. Nie podejmuje się tu oceniać, które są dobre, a które jeszcze lepsze, ale do tematu jeszcze wrócę.
Lado Cafe
Godny polecenia jest także inny lokal – Lado Cafe (Dohany ut.50 – Peszt). To restauracja w dzielnicy żydowskiej. Z tą kuchnią ma jednak niewiele wspólnego. Przy wejściu zaskakuje kształt lokalu. To długa , wysoka i niezbyt szeroka sala. Grają tu wieczór muzykę na żywo, jest to także lokal chętnie odwiedzanyprzez turystów. Atmosfera panuje tu nieco sztywna, ale chyba ma to w sobie trochę uroku. To taki klimat przypominający film „Zaklęte rewiry”. Miałem wrażenie, że znaleźliśmy się w latach 20- tych ubiegłego stulecia, albo nawet w CK monarchii. To pewno jednak tylko subiektywna opinia. Zauważcie, iż nie napisałem, ze miałem wrażenie „powrotu do lat- 20 tych”, no tak wiekowy jeszcze nie jestem.
Obserwowaliśmy tu zabawną scenę. Do lokalu wkroczyła grupa Hiszpanów. Z przyczyn oczywistych te 8 czy 10 osób nie mogło się zmieścić przy jednym stoliku. Zgodnie z powszechnym w Hiszpanii zwyczajem połączyli stoliki. Nie spodobało się to obsłudze, która stanowczo zdecydowała, że stoliki mają stać osobno. Tak się stało…ale tylko na jakiś czas. Hiszpanie powoli dosuwali stoliki do siebie, aż wreszcie po 20 minutach dopięli swego.
Nikomu to oczywiście nie przeszkadzało. Skąd więc ten protest kelnera ? Wracając do jedzenia podsumuję sprawę krótko – jest ono dobre i bezpieczne. To całkiem niezłe miejsce na rozpoczęcie podróży przez węgierską kuchnię dla kogoś, kto dopiero ją poznaje. Smaki są bezpieczne, tworzone chyba troszkę z myślą o cudzoziemskich gościach. W jadłospisie oczywiście klasyka tutejszej gastronomii. My także poszliśmy w tym kierunku z naszymi zamówieniami. I paprykarz i porkolt (wołowina w sosie były dobre).
Dobrze zarezerwować stolik
Wizyty w tych dwóch lokalach zaplanowaliśmy, zarezerwowaliśmy stoliki etc. W tym miejscu trzeba zresztą zauważyć, że z miejscem w lokalach, szczególnie tych popularnych nie jest łatwo. Bez wcześniejszej rezerwacji nasza próba zjedzenia posiłku może okazać się porażką. Dobra rada – dzwońcie, wysyłajcie emaile, korzystajcie z aplikacji rezerwacyjnych, to działa. Jak to już niejednokrotnie nam się zdarzyło kolejnym wyborem rządził przypadek. No dobrze, w kwestiach gastronomicznych zdarza się nam to często.
Zwiedzaliśmy Budę walcząc z okropną pogodą, zimnem, deszczem i mgłą. Gdy przyszedł czas południowego posiłku zaczęliśmy szukać odpowiedniego miejsca. Lokale w okolicach Baszty Rybackiej, Muzeum Narodowego nie wzbudziły naszego zachwytu. Wcześniej znaleziony w Internecie lokal znajdował się spory kawałek drogi od miejsca, w którym marzliśmy. W takiej chwili trzeba zdać się na instynkt. Poprowadził on nas jedną z budziańskich, urokliwych ulic. Kolejne mijane lokale ciągle nas nie zachwycały. Jednocześnie wzrastał poziom głodu, a i paskudna pogoda dawała się coraz bardziej we znaki.
Wreszcie zapadła decyzja – tu. Lokal nazywał się 21 (Fortuna ut.21 – Buda). Jedzenie tu zdecydowanie wędruje w kierunku kuchni międzynarodowej, ale jest naprawdę dobre. Ceny są nieco wyższe niż w „zwykłej” restauracji, ale jakość i serwis zasypują tę różnicę. W karcie, niezbyt długiej, pełen zestaw – mięso, ryby i nie tylko. Mila atmosfera i takaż obsługa. Najlepszym podsumowaniem wizyty w 21 niech będzie fakt, iż mimo panującej ciągle paskudnej aury spacerem udaliśmy się w dalszą drogę i po 3 kilometrach spaceru trafiliśmy do tramwaju nad Dunajem. Jedzenie dało nam siłę i wprawiło w dobry humor. Przy okazji , 21 to miłe miejsce na romantyczną kolację, przyjacielskie spotkanie. Nie ma tego opisywanego wcześniej lekko cepeliowskiego sztafażu.
Doblowine bar
Na koniec naszego opisu jeszcze jeden lokal – Doblowine bar (Dobut 20 – Peszt). Tak, tak nie mylicie się to miejsce gdzie główniespożywa się wino. Wino jest świetne, muzyka na żywo, a wnętrze mieści się w klimatycznym budynku w dawnej dzielnicy żydowskiej. Jedzenie stanowi tylko dodatek do szlachetnych trunków, są więc zakąski i pizza sprawnie dowożona z innego miejsca. To lokal zdecydowanie nie tradycyjny, przypomina jako żywo te z krakowskiego Kazimierza, jest może jeszcze bardziej hipsterski. Jest tu naprawdę miło. Zresztą cała okolica wygląda jakby żywo wyjęta z krakowskich zakamarków Kazimierza. Idąc do tego lokalu mijaliśmy choćby Wielką Synagogę.
Jedzenie i picie w Budapeszcie – wino
Skoro już wróciliśmy do tematu win, to na Węgrzech warto ten temat zgłębić w ramach badań terenowych. Kraj ten ma wspaniała tradycję winną, a my Polacy smak „węgrzyna” cenimy od średniowiecze. Są różne regiony winiarskie. W sumie jest ich aż 22. Mnie bardzo smakują wina z okolic Balatonu i z Villanyi. Bardzo lubię na przykład olaszrizling Badacsonyi.
Osobną kategorię stanowią wina tokajskie z najbardziej chyba znanym tokajem aszu oznaczonym gwiazdkami, a właściwie putoniiaszami. Oznaczają one, w największym skrócie rzecz ujmując stopień koncentracji smaku. Czyli im więcej gwiazdek na butelce tym smak lepszy, bardziej intensywny, ale i trunek droższy. Można wybierać wina, korzystając z renomy producentów. Mnie osobiście smakowały wina sygnowane Bock. Ogólnie rzecz biorąc, jeśli lubicie wino z pewnością na węgierskim winie nie zawiedziecie się. Warto także próbować win od zupełnie lokalnych producentów.
A jak już o alkoholach mowa, to oczywiście nie może zabraknąć słowa o palince. Węgierska wódka smakuje czasami trochę tak jakby sugerowała jej nazwa, jest ostra i paląca. Jeśli chcecie poznać nietypowy alkohol to godny polecenia napitek nazywa się Zwack. Sprzedawany jest w charakterystycznych butelkach z czerwonym krzyżem . To wódka ziołowa, trochę jak jagermeister, a więc dobra na trawienie i żołądek. Dla mnie, mówiąc zupełnie szczerze, ten smak jest słabo akceptowalny i przypomina włoski trunek Fernet Branca czyli ziołową wódkę o smaku…bardzo dyskusyjnym. Kiedy boli mnie żołądek i pomyślę, iż dla zdrowia miałbym wypić kieliszek Fernet od razu ból przechodzi. Tylko nie to. Lepiej więc zostańmy przy winach.
Ceny
Niby o tym nie mówimy , ale jednak słów parę o cenach. Jak wszędzie, tak i w budapeszteńskich knajpach są one zróżnicowane. Poziom przypomina ceny z warszawskich lokali. Potrawy kosztują 2- 4 tysiące forintów. 1000 forintów to jakieś 14 złotych. Wystarczy jednak udać się na obrzeża, albo do skromniejszego lokalu i już jest taniej. Zresztą , że spróbować czy to pieczonych kasztanów czy langoszy musimy zdać się na uliczną gastronomię. Tego typu specjałów nie znajdziecie w lokalach gastronomicznych. Jedzenie uliczne ma swój urok. Dziś, gdy pogoda karmi nas w Polsce zimnem, tak sobie myślę, iż byłoby miło zjeść langosza. Placek z dodatkiem sera i śmietany, jakie to niezdrowe i jakie to smaczne.
Jeśli
chcecie wiedzieć, co u nas słychać, obserwujcie nas na Facebooku i Instagramie;
jeździcie po Polsce i szukacie interesujących miejsc do zobaczenie, kupcie nasz ebook, w tym wpisie znajdziecie szczegóły, a klikając w poniższe zdjęcie przeniesiecie się do naszego sklepu.
Poniższy link jest afiliacyjny, będzie nam miło, gdy z niego skorzystacie.
Dodane przez Marcin Bochenek dnia 2016-01-20