Leukerbad do schroniska Lämmeren widok i wspinaczka po skale
Uznałam, że po aklimatyzacji i pierwszej drobnej wycieczce, nadszedł czas na prawdziwe chodzenie po górach. Cały czas mówiłam Marcinowi, że z Gemmi idziemy do schroniska. Kiedy wjechaliśmy kolejką na górę, okazało się, że każde z nas miało na myśli inne schronisko.
Leukerbad do schroniska Lämmeren – chwila prawdy dla Marcina
Kiedy kolejka wspięła się na górę, wysiedliśmy z niej, Marcin chciał iść w prawo, a ja w lewo. No i wtedy okazało się, że planując wyprawę, myśleliśmy o dwóch różnych schroniskach. Marcin chciał iść starym, znanym szlakiem do schroniska Schwarenbach, a ja postanowiłam wspiąć się do Lämmeren. Poszliśmy do miejsca wymyślonego przeze mnie i muszę przyznać, że Marcin wcale się nie zmartwił.
Ze stacji kolejki wraz ze wszystkimi zeszliśmy w dół do rozwidlenia szlaków. Większość współpasażerów poszła nad jezioro Daubensee, ale my skręciliśmy w lewo i przez tunel dostaliśmy się na tereny bliskie lodowca. Zrobiło się od razu zimniej. Płynął tu strumyk, który zasilała woda z topniejącego lodowca. Ma ona zaledwie kilka stopni powyżej zera. Marcin włożył dłoń i stwierdził, iż jest bardzo, bardzo zimna. Szliśmy przez Lämmerenboden, mijaliśmy owce, towarzyszył nam świst świstaka. Zwierzątko jest jednak bardzo sprytne i chowało się przed nami.
Leukerbad do schroniska Lämmeren – pierwsza trudność na szlaku
Pierwszym wyzwaniem było pokonanie rwącego strumienia, tego z lodowatą wodą. Nie musieliśmy płynąć wpław, bo był mostek. Problem polegał na tym, że nie miał on poręczy, więc wrażenie podczas przechodzenia było dość niesamowite. Ważne, aby nie patrzyć w dół.
Oczywiście, udało nam się, bo tak naprawdę to nic strasznego, tylko trzeba wyłączyć wyobraźnię i nie widzieć siebie w lodowatej kipieli.
Z jeden strony majaczyło się jezioro, do którego doszliśmy w zeszłym roku, dolinę zamykały skały, na których szczytach spokojnie spoczywał śnieg. Doszliśmy do znaku wskazującego trasę do schroniska.
Leukerbad do schroniska Lämmeren – pod górę z łańcuchami
Na dole jeszcze nie domyślaliśmy się, co nas czeka. Myśleliśmy, że tylko mozolne wspinanie się, ale rzeczywistość okazała się jednak bardziej skomplikowana. W pewnym momencie zobaczyliśmy, że nasz szlak wiedzie po skale, na której dojrzeliśmy łańcuch. Nie przestraszyliśmy się, bo przecież nie mogliśmy zejść na dół bez osiągnięcia celu.
Wspinaczka nie była specjalnie trudna, choć łańcuchy zmieniły się w linę. Ale my dzielnie pięliśmy się do góry. Po 30 minutach od rozpoczęcia wspinaczki znaleźliśmy się przy schronisku. Obejrzeliśmy widoki, popatrzyliśmy na poważne trasy, wiodące na trzytysięczniki i lodowiec. Posiedzieliśmy chwilę, wypiliśmy przyniesione na górę koktajle.
Droga powrotna
Schodzenie po ścianie było chyba bardziej skomplikowane niż wchodzenie. Ponieważ wiedzieliśmy, co nas czeka, poszło jakoś łatwo. Byliśmy z siebie dumni, że wdrapaliśmy się tak wysoko. Schronisko jest na wysokości 2501 m n.p.m. Potem jeszcze tylko przejście po opisanym mostku na drugą stronę strumyka i właściwie byliśmy prawie w domu.
Żartuję, musieliśmy pokonać dolinę, pozdrowić owce i znów wypatrywaliśmy świstaka. Na koniec zjechaliśmy kolejką do Leukerbad.
Jeśli
lubicie Szwajcarię, zajrzyjcie tu;
chcecie wiedzieć, co się u nas dzieje, obserwujcie nas na Facebooku i Instagramie;
interesujecie się ciekawymi miejscami w Polsce, kupcie nasz ebook, szczegóły znajdziecie w tym wpisie, a klikając w poniższy obrazek, przeniesiecie się do naszego sklepu.
Link poniższy jest afiliacyjny, będzie nam miło, gdy z niego skorzystacie.
Booking.com