Jeden dzień w Genewie i święto, było wspaniale
Na początku grudnia udaliśmy się do Genewy. Spędziliśmy tam więcej niż jeden dzień, ale zwiedzaliśmy tylko w jeden. Polecieliśmy rannym samolotem LOT-u, więc całkiem wcześnie znaleźliśmy się na miejscu. W hali przylotów pamiętaliśmy o pobraniu darmowego biletu do centrum miasta. Jeszcze na lotnisku kupiliśmy też kartę Geneva Pass. Kosztowała 26 franków (wersja na 24 godziny), ale wszystkie muzea i komunikację miejską mieliśmy za darmo.
Jeden dzień w Genewie – katedra i jej okolice
Podjechaliśmy tramwajem do centrum miasta i zwiedzanie zaczęliśmy od Muzeum Reformacji. Znajduje się ono w budynku obok katedry. Zdjęć nie ma, bo obowiązywał zakaz fotografowania. W każdym razie w muzeum przedstawiono dzieje reformacji od narodzin do dnia dzisiejszego. Należytą uwagę poświęcono Kalwinowi i innym związanym z Genewą protestantom. W Muzeum otrzymuje się przewodnik audio. Nie ma w języku polskim. Nam podobało się w zainscenizowanej kaplicy, w której mogliśmy słuchać pieśni i muzyki religijnej. Ciekawie spojrzeć na dzieje reformacji z innej perspektywy niż ta z której najczęściej mamy do czynienia w Polsce.
Katedrę już kilka razy widzieliśmy i nie robi ona jakiegoś specjalnego wrażenia. Jak to bywa ze świątyniami protestanckimi jest dość pusta. Obejrzeliśmy „krzesło Kalwina” i tym razem postanowiliśmy wdrapać się na dzwonnicę. Był to bardzo dobry pomysł, bo widok Genewy z góry jest fantastyczny. Niestety, pogoda nie była rewelacyjna i na widok Mont Blanc nie było co liczyć, ale fontannę na jeziorem widzieliśmy.
Jeden dzień w Genewie – lunch
Postanowiliśmy zjeść w znanym nam od dawna lokalu, znajdującym się obok katedry i serwującym naleśniki. Jak zwykle, były dobre. W tym lokalu Marcin zawsze naśmiewa się z szukającym mieszkań w różnych programach telewizyjnych, dla których często wielka kuchnia jest za mała. Tu na maleńkiej kuchence są w stanie obsłużyć cały lokal. Do jedzenia zamówiliśmy oczywiście pyszne lokalne wino białe chasselas (to nazwa szczepu).
Jeden dzień w Genewie – w podziemiach katedry
Wychodząc z Muzeum Reformacji ze zdziwieniem zobaczyliśmy wejście do podziemia katedry. Po obiedzie postanowiliśmy tam wrócić. Mogliśmy obejrzeć ślady po wszystkich poprzednich budowlach, jakie stały w tym miejscu. Najbardziej nam się podobały mozaikowe posadzki pamiętające jeszcze czasy rzymskie i to właśnie dla nich warto było odwiedzić to miejsce.
Jeden dzień w Genewie – muzeum Patka
Ostatnie muzeum, jakie odwiedziliśmy to było Muzeum Patka. Robi wrażenie, szczególnie wszechobecny przepych. Warto też tu zajrzeć, bo w końcu Patek to nasz rodak. Jego historia jest bardzo polska. Powstanie listopadowe, emigracja, ale dalej sukcesy, powiedzielibyśmy dziś „biznesowe”, i zapisanie się na trwale z nazwiskiem w historię sztandarowego przemysłu Szwajcarii, w produkcję zegarków.
Ekspozycja znajduje się na trzech piętrach, zwiedzanie zaczyna się u góry, gdzie dowiadujemy się o początkach fabryki oraz o historii Patka. Na pierwszym piętrze jest mnóstwo wspaniałych eksponatów. Słowo „mnóstwo” nie jest w tym wypadku przesadą. Na wystawie możemy obejrzeć setki wspaniałych, unikatowych czasomierzy. Nawet się za bardzo nie dziwię, że nie można było fotografować, bo zgromadzone tu bogactwo powodowało ból głowy. Na parterze można było się przyglądać pracy zegarmistrza oraz obejrzeć film.
Jeden dzień w Genewie – statkiem przez jezioro
W ramach naszej karty mogliśmy się też wybrać na wycieczkę statkiem po jeziorze. Po naszej wizycie w Gandawie lubimy takie atrakcje. Niestety zrobiło się już późno, więc postanowiliśmy na skróconą wersję atrakcji, czyli przejażdżkę miejskim tramwajem wodnym. Wcześniej jednak, po drodze na przystanek, obejrzeliśmy słynny kwiatowy zegar.
Jezioro o zachodzie słońca wyglądało prawdziwie magicznie. Niestety, było dość zimno i siedzieliśmy w zamkniętej części łódki. Po drugiej stronie przystanek był naprzeciw hotelu Kempinski.
Jeden dzień w Genewie – święto
Wbrew tytułowi następnego dnia uczestniczyliśmy w święcie, a że zabawa była przednia postanowiłam Wam coś o tym napisać. Trzeciego grudnia od rana całe centrum było ogrodzone i odbywały się różne biegi. Jest to święto lokalne i obchodzi się rocznicę pokonania Sabaudczyków, którzy pod osłoną mroku jednej z najkrótszych nocy postawili wedrzeć się do miasta. Działo się to w roku 1602. Jednak mieszkańcy nie dali się zaskoczyć i tak, jak stali przystąpili do obrony. Dla uczczenia rocznicy organizowane są przez cały dzień biegi uliczne, a na koniec, wieczorem, bieg przebierańców, którzy symbolizują wszystkich mieszkańców broniących miasta. W tym biegu nie chodzi o czas, tylko zabawę i współuczestnictwo. Biorą w nim udział całe rodziny. Inni stoją na trasie i dopingują. Wieczorem w domu jest jeszcze rozbijana waza z czekolady. Najstarszy i najmłodszy uczestnik wieczoru wspólnie rozbijają czekoladę. Wewnątrz wazy znajdują się marcepanowe „warzywa”.
Bardzo nam się taki sposób świętowania spodobał.
Jeśli
lubicie Szwajcarię, zajrzyjcie tu;
chcecie wiedzieć, co się u nas dzieje, obserwujcie nas na Facebooku i Instagramie;
interesujecie się ciekawymi miejscami w Polsce, kupcie nasz ebook, szczegóły znajdziecie w tym wpisie, a klikając w poniższy obrazek, przeniesiecie się do naszego sklepu.
Link poniższy jest afiliacyjny, będzie nam miło, gdy z niego skorzystacie.
Booking.com
2 komentarze
Grzegorz
Dzieciom i nie tylko spodoba się wyjazd kolejką na Górę Saleve. Sam przejazd jest ekscytujący, a widoki z góry przepiękne.
Małgorzata Bochenek
Super pomysł, następnym razem się wybierzemy. Dzięki.