Weekend w Dreźnie to bardzo dobry pomysł
Sprawdziliśmy, że z Warszawy do Drezna dojedziemy w niecałe sześć godzin, więc się długo nie zastanawialiśmy. Wyruszyliśmy w piątek, wieczorem byliśmy na miejscu. Zwiedzaliśmy w sobotę i niedzielę (do obiadu). Warto było, bo weekend w Dreźnie był wyjątkowo udany.
Weekend w Dreźnie – ogólne wrażenie
Drezno jest bardzo zadbanym miastem i nie widać już śladów bombardowań z końca II wojny światowej, które dokonały wielkich zniszczeń. Dziś także dawne komunistyczne budynki są modernizowane. Nie znaczy, że zniknęły całkiem z krajobrazu miasta. Na szczęście w Dreźnie nie ma zwyczaju, aby zabudowywać każdy skrawek zieleni, miasto sprawia więc wrażenie pełnego powietrza. W środku znajduje się wielki park, który ciągle jeszcze jest modernizowany. W pogodną niedzielę był on pełen ludzi.
Na Starym Mieście odbudowano wspaniałe pałace i bulwary nad Łabą. W niektórych miejscach wciąż trwa budowa. Na pierwszy rzut oka nie widać specjalnych różnic między zachodnią a wschodnią częścią Niemiec, no może w Dreźnie kierowcy jeździli szybciej i nie przepuszczali pieszych na przejściach. Za to piesi mają niewątpliwą przyjemność oglądania charakterystycznego wizerunku ludzika z fantazyjnym kapeluszem na głowie. A gdzie ? Ano pojawia się on w sygnalizatorze świateł w wersji czerwonej lub zielonej. Czyli nie bezosobowe kółko informujące o możliwości przejścia przez ulicę, a mały człowiek.
W piątek, po przyjeździe miasto wydało nam się puste. Może ta obserwacja była skutkiem zmęczenia po podróży, a może po prostu w piątek ludzie wolą spędzać czas w domu. W sobotę wieczorem (w porze lunchu zresztą też) restauracje były pełne ludzi, ale w mieście było spokojnie i bezpiecznie.
Weekend w Dreźnie – zwiedzanie Zamek Rezydencyjny
Obecna budowla ma 800-letnią tradycję, już w XII wieku istniał tu niewielki zamek. W 1471 roku wzniesiono obecne skrzydło zachodnie. W 1701 roku zamek spłonął. Odbudował go August II Mocny, zatrudniając znanych architektów i artystów. Tak, tak, ten sam, który został królem Polski. Dla naszego kraju chyba niczym szczególnie dobrym się nie zasłużył, ale w Dreźnie widać wiele śladów jego aktywności, szczególnie tej związanej z rozbudową miasta. Wróćmy jednak do architektów i artystów.
Stworzyli oni galerię sztuki Zielone Sklepienie, w której mieści się zamkowy Skarbiec i właśnie od niej zaczęliśmy nasze zwiedzanie. Uwaga: obowiązuje limit zwiedzających, warto więc zaopatrzyć się w bilety i właśnie od Skarbca rozpocząć zwiedzanie. Do wewnątrz wchodzi się na określoną godzinę przez specjalne grodzie. Warto wypożyczyć przewodnik audio, który jest w cenie biletu i istnieje również polska wersja. A potem … już tylko zawrót głowy. Nie spodziewałam się aż takiego bogactwa i tak wspaniałych przedmiotów.
Najpierw jest sala z przedmiotami z bursztynu. Są tu wielkie patery, sztućce i całkiem duże konstrukcje. W następnej sali podziwialiśmy wyroby z kości słoniowej. Zachwycały precyzją wykonania, wspaniałymi szlifami, oczywiście jak zapominało się o cierpieniu słoni.
Skarbiec
Kulminację zwiedzania Skarbca stanowi gabinet z klejnotami. Faktycznie, kamienie szlachetne są porównywalne z tymi, które widzieliśmy w skarbcu w Tower od London. Do tej pory myślałam, że te z Londynu nie mają sobie równych. Ciekawe były przede wszystkim kolekcje klejnotów z określonymi kamieniami. Były szmaragdowe, rubinowe, ale największe wrażenie robiła ta z brylantami.
Oprócz klejnotów były też kryształy, srebra, złota i brązy, a wszystko zaprezentowane w odpowiedni sposób. Wszystkie te sale były specjalnie zaprojektowane do umieszczenia w nich tych zbiorów, są więc pełne luster, półek i innych dekoracji. Wielkim kolekcjonerem był August II Mocny, król Polski, stąd dużo jest elementów polskich. W skarbcu fotografować nie wolno. I może się nieco zdziwicie, ale tym razem i nam ta decyzja wydała się dobra. Mnogość i oszałamiające bogactwo przedmiotów i wnętrz mogłaby spowodować, iż fotografowanie sprawiłoby, że zapanowałby tu prawdziwy chaos.
Piętro wyżej jest jeszcze jeden Skarbiec, czyli Nowe Zielone Sklepienie, tu już można było robić zdjęcia. Szczerze mówiąc mieliśmy tu już mały zawrót głowy spowodowany nadmiarem bogactwa i pięknych przedmiotów.
W zamku są jeszcze wspaniałe zabytki tureckie i kolekcja broni. Obie kolekcje wspaniałe i bogate. Co tu jednak dużo mówić, po skarbcach trudno było chyba dotrzeć piękno tych zbiorów.
Weekend w Dreźnie – Zwinger
Odpoczęliśmy trochę podczas obiadu. Ale przed nami było dalsze zwiedzanie. Zwinger najpierw obeszliśmy dookoła po tarasach, podziwiając budynek z każdej strony. Są tu trzy muzea, a mianowicie Galeria Sztuki Dawnej, Pawilon z Porcelaną i Wystawa Urządzeń Matematycznych. Zaczęliśmy oczywiście od galerii. Kilka obrazów było naprawdę wybitnych. Zwinger to pałac też z tych wspaniałych dla Drezna czasów XVIII wieku. To zdanie powinno pojawić się wcześniej, ale nasze oszołomienie wcześniejszym zwiedzaniem tłumaczy ten wtręt dopiero w tym miejscu.
Ja miałam bardzo dziwne uczucie podczas oglądania niektórych obrazów. Otóż, kiedy byłam mała moi Rodzice byli w Dreźnie i przywieźli reprodukcje niektórych obrazów, no i znalazłam w galerii tych moich starych znajomych. Naprawdę, takie miałam uczucie.
Wystawa porcelany imponowała ilością eksponatów, pochodzących z różnych stron świata. Podobały nam się i serwisy i poszczególne figurki. Ale żadnymi znawcami tematu nie jesteśmy. Porcelana, a jakże była i chińska no i miśnieńska. Chyba ta ostatnia wydaje się być bardziej swojska, bo i wzory i motywy nam bliskie, a i figurka Polaka też się czasem znajdzie.
Po ostatniej wystawie raczej przebiegliśmy. Zmęczenie już dawało o sobie znać, a poza tym fizyka, matematyka, astronomia to nie były nasze ulubione przedmioty szkolne. Dal miłośników urządzeń mierzących, ważących, wyznaczających kierunki będzie to prawdziwa gratka.
Weekend w Dreźnie – kościół NMP
Nie dałam się namówić Marcinowi, aby wejść na kościelną wieżę, choć widok z niej jest podobno rewelacyjny. Ale bez przesady. Samo wnętrze kościoła nie zrobiło na mnie jakiegoś oszałamiającego wrażenia. Patrząc, jaki tłum zmierza do środka, myślałam, że będzie inaczej. W dodatku w kościele obowiązywał zakaz fotografowania, który wszyscy łamali, łącznie z Marcinem. Uciekłam więc szybko, aby nikt mnie z nim nie łączył.
Budowę kościoła ukończono w 1738 roku. Jego kopuła stała się symbolem miasta, ma średnicę 23,5 metra i wysokość 95 metrów. Budowla uchodziła za jeden z najdoskonalszych przykładów protestanckiej architektury sakralnej. Odbudowę kościoła rozpoczęto dopiero w 1994 roku, do tego czasu zrujnowany kościół był symbolem zniszczenia miasta. Odbudowa zakończyła się dopiero w 2005 roku.
Kościół znajduje się przy Rynku, , który jest dość dużym placem. Podczas naszego pobytu była tu instalacja, czyli dwa stojące autobusy (ustawione na sztorc), które miały zwrócić uwagę na tragedię Aleppo. Warto w tym miejscu docenić otwartość miejskich władz, które zdecydowały się na ustawienie tak nietuzinkowej instalacji w centrum miasta.
Zwiedzanie Drezna – most i widok z mostu
Most Fryderyka Augusta i widok to nasze pierwsze zetknięcie z miastem. Po przyjeździe w piątek, zjedliśmy kolację, a potem ruszyliśmy na spacer. Najpierw spotkaliśmy złoty pomnik Augusta II Mocnego.
A potem już weszliśmy na most. Z prawej strony wznosi się wspaniały budynek opery, bliżej środka, ale wciąż lekko z prawej jest katedra. Nam się ten jej późny barok bardzo podobał, ale nie mogliśmy jej zobaczyć w środku, bo była cały czas zamknięta. Na wprost znajduje się pałac, z lewej widać są tarasy Bruhla i Albertina. Właśnie z tej strony patrzył na miasto nie kto inny jak Canaletto. Temu malarzowi zawdzięczamy obrazy Drezna, a ujęcie, że pozwolę sobie na fotograficzne określenie, jest znane jako „Canaletto View”.
Na murach zamku zobaczyliśmy imponujące malowidło „Orszak książęcy”. Jest to największe na świecie ceramiczne malowidło ścienne. Ma 109,1 metra długości i 10,51 wysokości. Zostało wykonane dla uczczenia 800 – lecia panowania dynastii Wettynów, w początkach ubiegłego stulecia. Przedstawia 94 osoby.
Zwiedzanie Drezna – Albertinum
Albertinum to muzeum ze sztuką nowoczesną (od czasów romantyzmu), zwana jest też galerią nowych mistrzów. Obejrzeliśmy te zbiory już następnego dnia rano. Było kilka naprawdę dobrych obrazów. Przeważali twórcy niemieccy, ale znalazł się też Degas, Van Gogh, Picasso czy Kokoschka. Te najbardziej współczesne dzieła znów do nas nie przemówiły.
Zwiedzanie Drezna – park
Kiedy do końca pobytu w Dreźnie zostały nam dwie godziny, mieliśmy drobną rozbieżność dotyczącą dalszego zwiedzania. Marcin chciał iść nad rzeką do meczetu, który nie działa, a ja do parku. Poszliśmy do parku, po drodze mijając pozostałości po NRD, czyli bloki z wielkiej płyty i inne budynki. Było też Muzeum Higieny, pewnie ciekawe, ale nie zdążyliśmy nawet wejść.
Park dał nam chwilę wytchnienia. Jest naprawdę ogromny i znajduje się prawie w centrum miasta. Cieszył się też powodzeniem wśród mieszkańców miasta, którzy wylegli tu tłumnie, oddając się ulubionym rozrywkom. Jedni jeździli na rowerach, inni na rolkach, większość spacerowała. A trzeba przyznać, że pogoda wyjątkowo dopisała.
W środku parku znajduje się pałac, w którym trwały prace renowacyjne.
Weekend w Dreźnie – czego nie zobaczyliśmy
Nie widzieliśmy budynku, który przypominał meczet. Został wybudowany w latach 1907-1909 dla niemieckiego przedsiębiorcy tytoniowego Hugo Zietza. Była tu fabryka tytoniu. Dziś pełni funkcję biurowca.
Nie odwiedziliśmy „najpiękniejszej mleczarni świata”, jak została ona nazwana w księdze Guinnessa , która dziś rozrosła się i stała się całym przedsiębiorstwem.
Nie spacerowaliśmy po bulwarach nad rzeką (trochę pospacerowaliśmy), nie płynęliśmy też statkiem. Bilans chodzenia to jednak prawie 30 kilometrów, więc chyba się nie leniliśmy…
No i pewno nie widzieliśmy wielu jeszcze innych ciekawym miejsc, co tylko świadczy o tym, że do Drezna warto przyjechać. Taki krótki weekend to oczywiście trochę za mało czasu, aby dobrze poznać miasto, ale te główne najważniejsze rzeczy widzieliśmy. Samo miasto jest sympatyczne, a mieszkańcy mili.
Informacje praktyczne:
– z Warszawy jechałam około sześciu godzin z przerwą na jedzenie, cały czas jest dwupasmówka;
– spaliśmy w hotelu: „Motel One”, to po drugiej stronie rzeki, ale blisko centrum;
– jedliśmy w dość przypadkowych miejscach, kierując się starą zasadą, która mówi: jedz tam, gdzie miejscowi i jedzenie wszędzie było dobre, więc polecam Wam zasadę, a nie jakieś konkretne miejsca;
– w Dreźnie można kupić kartę do muzeów, my tego nie zrobiliśmy, pewnie straciliśmy jakieś 2 euro, ale do punktu informacji turystycznej przy Rynku było nam nie po drodze, kiedy zaczynaliśmy zwiedzanie. Karta nie obejmuje wstępu do największej atrakcji, czyli Skarbca, zwanego Zielonym Sklepieniem.
– nasz samochód zaparkowaliśmy przy ulicy w piątek wieczorem, do poniedziałku rano kosztowało to 3 euro. Należy się raczej wystrzegać parkingów hotelowych – są drogie. W sieci parkingów publicznych cena za dobę wynosi około 6 euro.
Jeśli
chcecie przeczytać o innych miejscach w Niemczech, zerknijcie tu;
interesuje Was, co u nas słychać, obserwujcie nas na Facebooku i Instagramie:
lubicie zwiedzać Polskę, kupcie nasz autorski ebook, informacje na jego temat znajdziecie w tym wpisie, a klikając w poniższe zdjęcie, przeniesiecie się do naszego sklepu.
Poniższy link jest afiliacyjny, będzie nam miło, gdy z niego skorzystacie.
Booking.com