Malownicza Murcja i jej zabytki
Murcja to nazwa zarówno całego regionu, jak i jego stolicy. Skupię się na stolicy, bo o regionie, a właściwie jego nadmorskiej części, już pisałam, a w pozostałe miejsca godne uwagi nie udało nam się pojechać. Jak zawsze okazało się, że czasu było za mało.
Samo miasto poznawaliśmy w dwóch rzutach. Pierwszy raz przemieszczaliśmy się z dworca kolejowego na autobusowy i przeszliśmy około dwóch kilometrów. Specjalnie szliśmy na piechotę, bo po ponad czterech godzinach spędzonych w pociągu (tyle trwa podróż z Madrytu), naszym nogom należał się spacer. No to szliśmy w upale i walizkami. Wtedy miasto tak sobie się nam podobało. Ale okazało się później, iż okolice obu dworców, jak to często w Hiszpanii bywa, nie należą do najbardziej reprezentacyjnych.
Murcja – katedra
Kiedy zatrzymaliśmy się tu na dłużej Murcja znacznie zyskała. Ma ładne stare miasto i oczywiście przepiękną katedrę. Może inne są okazalsze, może w ich wnętrzach jest więcej przepychu, ale ta w Murcji zachwyca proporcją. Fasadę ma barokową, wieża powstawała przez setki lat. Najniższa część jest więc renesansowa, a później w kolejnych stylach dobudowywano następne. Wybraliśmy się zresztą na jej zwiedzanie. Wycieczka odbywa się w towarzystwie przewodnika, który opowiada historię budowli, tylko po hiszpańsku. Wchodzi się łatwo, bo po pnących się w górę chodnikach (jak w katedrze w Sewilli), tylko na samym końcu trzeba pokonać maleńki fragment po stromych, kręconych schodach.
Na niższej kondygnacji znajduje się dziś archiwum, do którego dostęp jest ściśle limitowany, na wyższym jest archiwum muzyczne, do którego też nie wchodziliśmy. Obejrzeliśmy salę z zegarem i stary mechanizm, zastąpiony dziś nowym.
Na samej górze były dzwony. Trochę zmodernizowane, bo dźwięk z nich wydobywał się za pomocą elektrycznego urządzenia uderzającego w bok dzwonu. Z góry roztaczał się piękny widok na miasto i otaczające je góry.
We wnętrzu katedry najładniejsze były dwie kaplice: renesansowa rodziny Junterones
i w stylu gotyku płomienistego rodziny Velez.
Podobał nam się konfesjonał i zabawnym napisem. Sami zobaczcie (aby napis był widoczny musiałam bardzo przyciemnić zdjęcie).
Murcja – królewskie kasyno
Udało nam się też obejrzeć piękny budynek królewskiego kasyna, w którym do dziś mieści się ekskluzywny klub.
Zwiedza się więc tylko parter. Jest to budynek XIX-wieczny, urządzony ze specyficznym przepychem i elegancją. Są tu zarówno dekoracje stylizowane na arabskie, jak biblioteka w stylu angielskim oraz pełna przepychu sala balowa z zabytkowymi żyrandolami.
Do dziś jednak zastanawiamy się, kto wstawił do sali herbacianej, pełniącej dziś role ekskluzywnej restauracji plastikowe krzesła…
A jeszcze ciekawy jest motyw „królewskości” kasyna. Jest ono bowiem królewskie dopiero parę lat. To dowód uznania ze strony dzisiejszego hiszpańskiego monarchy dla przeprowadzonych tu kilka lat temu prac modernizacyjnych i przywrócenia budynkowi dawnego szyku i stylu. Król Hiszpanii to zresztą niezwykle ciekawa postać, ale o tym chyba napiszę już innym razem.
Murcja – Muzeum Sztuk Pięknych
Do Muzeum Sztuk Pięknych warto było wejść dla obrazów: Zurbarana, Ribery i Murilla ( co prawda tylko po jednym każdego z malarzy),
a także dla dwóch ekspozycji sztuki współczesnej Pereza Casanovy
i Antonio Gomeza.
Murcja – czego nie widzieliśmy
Najbardziej żałuję, że nie udało nam się odwiedzić muzeum Sanzillo ze wspaniałą kolekcją rokokowych rzeźb tego artysty. Było otwarte tylko w niedzielę podczas głównej procesji. No i wybraliśmy procesję. Muzeum odwiedzimy następnym razem. Jak stwierdził Marcin: „będzie powód, żeby tu jeszcze raz przyjechać”. Rzeźby zresztą widzieliśmy podczas procesji, a także w muzeum katedralnym,
do którego też warto wstąpić, bo choć niewielkie, posiada naprawdę wspaniałe eksponaty.
Murcja – tapasy
Murcja jest miastem pełnym życia, co może zadziwiać przy tutejszej pogodzie. Nawet w tedy, gdy w całej Hiszpanii padał deszcz i spadła temperatura w Murcji było około 30 stopni. Miasto jest znane w całej w Hiszpanii ze wspaniałych barów tapas. Ponieważ mamy zaprenumerowane hiszpańskie pismo El Viaje, znaleźliśmy artykuł z listą polecanych barów i po prostu chodziliśmy od jednego do drugiego, porównując oferowane jedzenie. Niektóre z nich były bardzo typowo hiszpańskie, ale inne preferowały nowoczesną wersję tapasów. Te drugie zachwycały pomysłowością i specyficznym doborem smaków. Nam najbardziej utkwiła w pamięci sałatka z marynowanego homara z truskawkami, serem i sałatą z jakimś nieziemskim sosem, zjedzona w barze „La Tapa”.
Jeśli lubicie Hiszpanię, zerknijcie tu.
Chcecie na bieżąco śledzić nasze podróże, obserwujcie nas na Facebooku i Instagramie.
Zainspirujcie się do odwiedzenia ciekawych miejsc w Polsce, kupując nasz ebook, szczegóły na jego temat znajdziecie w tym wpisie, a klikając w zdjęcie, przeniesiecie się do naszego sklepu.
Poniższy link jest afiliacyjny, będzie nam miło, jeśli z niego skorzystacie.