Droga do Stepancmindy
Azja,  Blog,  Gruzja

Droga do Stepancmindy, dawniej Kazbegi

6.08.2018

Pożegnaliśmy dziś Tbilisi i przyjechaliśmy do Stepancmindy, która dawniej nazywała się Kazbegi. Nazwa Stepancminda wywodzi się od prawosławnego mnicha św. Szczepana, który wybudował tu erem. Nazwę Kazbegi nadano w 1925 roku podczas okupacji sowieckiej, aby upamiętnić Gabriela Kazbegiego, który po przejęciu protektoratu rosyjskiego nad Gruzją pomógł stłumić antyrosyjską rewolucję. W 2006 roku powrócono do starej nazwy. Podróż była specyficzna ale na szczęście mieliśmy już doświadczenie  w jeżdżeniu marszrutkami po Gruzji.

Droga do Stepancmindy – dworzec Didube

Ale po kolei. Zdecydowaliśmy, że na dworzec Didube pojedziemy taksówką, bo nie chciało nam się stać w metrze z olbrzymimi plecakami. Za kurs zapłaciliśmy 15 lari, a kierowca podwiózł nas pod samą marszrutkę. Jedna była już pełna, kazano nam więc załadować się drugiej. Po dziesięciu minutach ta również się zapełniła i ruszyliśmy. Z tego wynika, że przynajmniej w sezonie marszrutki do Kazbegi (taka nazwa figuruje na tablicy marszrutki) jeżdżą częściej niż co godzinę, a o takim rozkładzie czytaliśmy w przewodnikach.

Droga do Stepancmindy
Dworzec Didube

Kierowca zebrał od każdego po 10 lari i naprawdę nie wiem, jak mu się udało te wszystkie osoby z bagażami zmieścić w tak niedużym samochodzie. Ale Gruzini są pomysłowi. Na szczęście miałam ze sobą chustkę, bo oczywiście klima była naturalna, czyli otwarte okna.

Droga do Stepancmindy – Gruzińska Droga Wojenna

Autostradą jedzie się niestety dość krótko. Za Mcchetę zjeżdża się z niej i potem już można spokojnie obserwować szaleństwa gruzińskich kierowców. Najgorzej było, kiedy spotkaliśmy wielką kolejkę samochodów ciężarowych, czekających chyba na przejście graniczne. Piszę chyba, bo jakiś dwóch kilometrach kolejka skończyła się, a granicy zdecydowanie nie przekroczyliśmy. Wtedy to samochody wymijały się na trzeciego, nie zwracając uwagi, czy ktoś jedzie z drugiej strony.

Byliśmy na Gruzińskiej Drodze Wojennej, czyli na głównym szlaku biegnącym w poprzek Wielkiego Kaukazu. Prowadzi on z Tbilisi do Władykaukazu w Osetii Północnej. Szlak ten dobrze znany był już w starożytności. Przejście graniczne ponownie otwarto w 2010 roku, a znajduje się ono 12 kilometrów od Stepancmindy.

Droga pnie się do góry do słynnej miejscowości Gudauri. Jest tu podobno kurort narciarski zimą, ale my mieliśmy wątpliwość, co tu można robić w lecie i jeszcze ta cała kawalkada tirów, przemieszczających się tuż pod oknami. Zdecydowanie nie wybiorę się tu na urlop.

Z miejsc urlopowych widzieliśmy jeszcze  miejscowości w których na chętnych czekały raftingowe wyzwania. Rzeka miała mało wody i zastanawialiśmy się, jak pontony to przetrwają.

Zachwyciły nas krajobrazy. Te góry są niesamowite, wysokie jak Alpy, a zielone jak Bieszczady. Siedziałam przy oknie zauroczona.

Droga do Stepancmindy – na miejscu

Dość wymęczeni podskakiwaniem na wybojach dotarliśmy do Stepancmindy. Wysiedliśmy z marszrutki i ruszyliśmy na poszukiwanie naszego pensjonatu. Na szczęście tuż przy postoju jest biuro informacji turystycznej, gdzie wyposażyli Marcina w mapkę i wskazali kierunek. Potem jeszcze tylko trzy razy spytaliśmy o drogę i dotarliśmy do pensjonatu o wdzięcznej nazwie „Chemodann”. Z okna mamy widok na góry i mały monastyr, do którego wybieramy się jutro.

Droga do Stepancmindy
Droga do Stepancmindy
Widok z naszego okna

Potem dał nam o sobie znać głód i Marcin po dżentelmeńsku skoczył po kebab i jeszcze poszedł do polskiego biura turystycznego zapisać nas na wycieczki. Biuro nazywa się „Mountain Freaks” i już w Polsce o nim wiele dobrego słyszeliśmy. O wycieczkach będziemy pisać.

Stepancminda kolacja w strugach deszczu

Na kolację poszliśmy do restauracji „Stepancminda”, poleconej Marcinowi w biurze turystycznym. Zjedliśmy znów kebab, bardzo dobry. Siedzieliśmy oczywiście na zewnątrz, bo Marcin, kiedy tylko jedzenie nie zamarza na talerzu chce jeść na dworze. Tym razem towarzyszyła nam ulewa z burzą, ale na szczęście siedzieliśmy pod dużym parasolem.

Droga do Stepancmindy
Kebab w deszczu
Droga do Stepancmindy
Na mokrym tarasie

Wracając do pensjonatu Kazbek wyłonił się z chmur i to był naprawdę piękny widok.

Jeśli

interesuje Was Gruzja, zerknijcie tu;

chcecie wiedzieć, co u nas słychać, obserwujcie nas na Facebooku Instagramie;

lubicie zwiedzać ciekawe miejsca w Polsce, kupcie nasz ebook, informacje na jego temat znajdziecie w tym wpisie, a klikając w poniższy obrazek, przeniesiecie się do naszego sklepu.

Polska na dobry nastrój
Polska na dobry nastrój

Poniższy link jest afiliacyjny, będzie nam miło, gdy z niego skorzystacie.



Booking.com


Od wielu lat zwiedzam i wędruję po Polsce i świecie. Zawsze na własną rękę i na własny rachunek. Polska znajdowała i znajduje szczególne miejsce w moich podróżniczych planach. Mam także wielki sentyment do Hiszpanii, po prostu lubię ten kraj z jego wspaniała kulturą, zabytkami i krajobrazami. Odkąd pamiętam lubiłam poznawać nowe miejsca, zaglądać w tajemnicze zakamarki, podróżować. Ta pasja towarzyszyła mi także w życiu zawodowym, a zdarzyło się w nim wiele.Pisałam o polityce międzynarodowej, ale także o zwiedzaniu Polski i Europy. Dalekie podróże związane z pracą, wizyty w niezwykłych miejscach, takich jak Downing Street 10 czy Pałac Elizejski tylko rozbudziły mój i tak wielki apetyt na poznawanie świata. Po drodze udało mi się napisać przewodnik po Mazowszu, bo Polska zawsze była dla mnie fascynującym miejscem do odkrywania. Od 8 lat prowadzę stronę Podróżniczego Domu Kultury. Piszę, fotografuję i opowiadam w mediach społecznościowych. Pokazuję i opisuję tylko to, co sama widziałam. Patrzę na świat optymistycznie, ale i krytycznie. Nie potrafię żyć bez podróży.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej.Akceptuję Prywatność i polityka cookies