Główny Szlak Beskidzki: z Rabki na Turbacz
Blog,  Małopolskie,  Polska

Główny Szlak Beskidzki: z Rabki na Turbacz

Jeśli śledzicie nas na Facebooku, to na pewno obejrzeliście filmy z naszej wyprawy na Turbacz. Ale filmy to jedno, a opis to zupełnie inna bajka. Pozwólcie więc, że zabiorę Was dziś z Rabki na Turbacz, po drodze miniemy Maciejową i Stare Wierchy, pójdziemy szlakiem czerwonym i jest to Główny Szlak Beskidzki.

Główny Szlak Beskidzki: z Rabki na Turbacz – trochę wstępu

Realizujemy teraz dwa zadania, czyli chcemy przejść cały Główny Szlak Beskidzki i jednocześnie zdobyć Koronę Gór Polski. Tak się świetnie złożyło, że podczas tego weekendu mogliśmy zaliczyć po jednym punkcie z obu tych zadań. Nie dziwcie się, że jeszcze nic nie słyszeliście o Głównym Szlaku Beskidzkim – to nowe zadanie, jakie sobie wyznaczyliśmy. Zaczęliśmy trochę od środka w Rabce, aby potem mieć wybór i iść albo w stronę Beskidu Żywieckiego, albo w stronę Beskidu Sądeckiego.

Natomiast o Koronie Gór Polski już pisałam, przy okazji wędrówki na Babią Górę, Śnieżkę czy Tarnicę, bo między innymi te szczyty już zdobyliśmy. Po górach zawsze lubiliśmy chodzić, bo nigdzie indziej nie ma tak wspaniałych widoków, a poza tym to najlepszy trening na poprawienie wydolności organizmu. Wiem, że dla niektórych takie górskie wycieczki to tylko „spacery”, ale my naprawdę nie zamierzamy zostać alpinistami.

Główny Szlak Beskidzki: z Rabki na Turbacz – do schroniska na Maciejowej

Ale wracam już do Rabki, gdzie przyjechaliśmy w sobotę rano z Krakowa busem, bo tym razem wybraliśmy podróż bez samochodu. Podróż przebiegła zaskakująco gładko dzięki kierowcy busa, który udowodnił, iż produkt niemieckiego przemysłu motoryzacyjnego (no dobra, Mercedes) może jechać naprawdę szybko. W Rabce byliśmy około 9 rano i z dworca autobusowego poszliśmy do Parku Zdrojowego, a później po schodach do góry i tam odnaleźliśmy nasz szlak. Najpierw wśród domów po asfaltowej drodze, później wśród pól po polnej drodze pięliśmy się w górę.

Spotkaliśmy górala z kozami i odbyliśmy z nim filozoficzną rozmowę o polityce polskiej i światowej, służbie zdrowia i kozach. Podsumowując dowiedzieliśmy się, iż kozy można prawie wytresować, sąsiadom należy pomagać, a to się i odwdzięczą, a lekarz dobry przyjeżdża z Krakowa. Rozważyliśmy też wspólnie problemy geopolityki światowej nie zostawiając na uboczu nawet przywódcy Korei Północnej. Jego wątpliwej jakości sława dotarła i na gorczańskie hale. Pogawędka była naprawdę miła, ale my musieliśmy iść dalej. Dowiedzieliśmy się tylko, że na trasie spotkamy błoto. Zbagatelizowaliśmy tę informację i jak się okazało niesłusznie.

Pogoda robiła się coraz ładniejsza, po mglistym i chłodnym poranku, wyszło słońce i zaczęło przygrzewać. Bardzo szybko doszliśmy do schroniska na Maciejowej. Wyłoniły się Tatry, piliśmy więc herbatę, patrząc przed siebie i opalając się w jesiennym słońcu. Nieco surrealistycznie wyglądało wystawione przed schronisko pubowe stoisko, a może po prostu lada, oferujące piwo z beczki. Fajna propozycja tylko pora jakoś zbyt wczesna.

Główny Szlak Beskidzki: z Rabki na Turbacz
Czerwony szlak w Rabce, początek naszej trasy
Główny Szlak Beskidzki: z Rabki na Turbacz
A to już polna droga
Główny Szlak Beskidzki: z Rabki na Turbacz
Zadowolony z siebie Marcin
Główny Szlak Beskidzki: z Rabki na Turbacz
Schronisko na Maciejowej

Główny Szlak Beskidzki: z Rabki na Turbacz – na Stare Wierchy

Po herbatce i drożdżówce ( najfajniejsze było jedzenie wszystkich tych rzeczy zakazanych w mojej diecie) ruszyliśmy dalej. Zaniepokoiłam się tylko, kiedy zaczęliśmy schodzić, bo było wiadomo, że zaraz trzeba to będzie nadrobić. I tak się stało, ale formę mieliśmy wyjątkowo dobrą i w związku z tym nie za bardzo zmęczeni dotarliśmy na Stare Wierchy. Wyszliśmy z lasu, spojrzeliśmy w lewo i zobaczyliśmy schronisko i inne zabudowania.

Zatrzymaliśmy się na mały odpoczynek, połączony z kolejnym posiłkiem. Zjedliśmy zupę borowikową z lanymi kluskami (!) i naleśnik z czarnymi jagodami. Pycha. Jedliśmy oczywiście na zewnątrz, choć pogoda zdążyła się trochę zepsuć i słońce zakryły chmury.

Podziwialiśmy młodego druha, który całkiem dobrze radził sobie z zuchami i tłumaczył im, co oznacza punktualność. Bardzo nam się to podobało. Na koniec zuchy musiały wrócić i posprzątać po sobie wszystkie śmieci. Żeby obraz był prawdziwy i pełny dodam, iż harcerze to nie byli jedyni goście w schronisku. Było tu tłoczno, a spotkać można było turystów w każdym wieku.

Główny Szlak Beskidzki: z Rabki na Turbacz
Schronisko na Starych Wierchach
Główny Szlak Beskidzki: z Rabki na Turbacz
Jesień w górach

Główny Szlak Beskidzki: z Rabki na Turbacz – na szczyt

Ostatni odcinek był najgorszy i wcale nie chodzi o to, że jakoś specjalnie byliśmy zmęczeni. Zaczęło się wspomniane przez górala błoto, a w dodatku co jakiś czas mijał nas pojazd. Najmniej denerwowały nas rowery, ale zdarzały się też motory, a w końcu pojawiły się jeepy. I to już nie było fajne, bo nie po to człowiek wyjeżdża w góry, że wąchać benzynę. Poza tym samochody rozjeździły szlak i w niektórych miejscach trzeba było szukać drogi gdzieś z boku. Samochody, a właściwie ich obecność, mocno nas zdziwiły. Najbardziej kuriozalne było jednak spotkanie wielkiej ciężarówki offroadowej. Przypominała ona monster trucki tak lubiane przez serialowego Doktora Housa. W środku siedziało dwóch ludzi patrzących na otaczający świat z zaciętym wyrazem twarzy. Chciałoby się powiedzieć – witajcie w parku narodowym.

Najgorsze jednak było jeszcze przed nami. Warkot silników zbliżał się w szybkim tempie. Okazało się, że właśnie są ścinane i ściągane na dół drzewa. Duże ciężarówki i traktory przebijały się przez błoto. My musieliśmy szukać drogi, aby się nie skąpać. Marcin w pewnym momencie chciał sprawdzić, czy kałuża jest głęboka, na szczęście zdążył wyjąć nogę zanim woda wlała mu się do buta. Przy okazji stwierdził, że buty nie przemakają.

Kiedy przebrnęliśmy ten odcinek specjalny, pojawiła się mgła. Na szczyt weszliśmy więc przy dość słabej widoczności. Udało nam się dopchać do murowanego obeliska, aby zrobić sobie zdjęcie. Na szczycie było dość tłoczno, a to był dopiero przedsmak tego, co działo się w położonym poniżej schronisku. Tak się składa, że szlak czerwony biegnie przez szczyt do schroniska, ja się trochę bałam, że źle idziemy, kiedy na drogowskazach pojawił się szczyt, a nie było mowy o schronisku.

Główny Szlak Beskidzki: z Rabki na Turbacz
Motor na szlaku
Główny Szlak Beskidzki: z Rabki na Turbacz
Na szczycie

Główny Szlak Beskidzki: z Rabki na Turbacz – schronisko

Na Turbaczu schronisko jest duże, a podczas naszego pobytu było  przepełnione. My spaliśmy we dwoje w pokoju trzyosobowym, bo za trzecie łóżko też zapłaciliśmy i o ile nie było nic słychać z sąsiednich pokojów, to z korytarza niestety głosy dobiegały całkiem wyraźnie. Ale zanim położyliśmy się spać, zjedliśmy jeszcze schabowego z kapustą, wypiliśmy piwo, poprawiliśmy rydzami. W końcu zrobiliśmy prawie 20 kilometrów przy różnicy poziomów 900 metrów.

W restauracji ludzie siedzieli w swoich grupach i rozmawiali tylko ze sobą. Nie było atmosfery luzu i wzajemnej wymiany poglądów czy opisu trasy. Właściwie nie było interakcji między obcymi osobami.

Wieczorem czyste początkowo łazienki, stały się mniej czyste. Jest to nauczka, aby z prysznica korzystać stosunkowo wcześnie. Pościel w pokoju była czysta, ale zużyta. Ja miałam swój śpiwór. Pokój był tak mały, że nie mogliśmy jednocześnie stać, ale przespaliśmy się i to jest najważniejsze. W sumie nasze warunki były komfortowe, bo ludzie spali pokotem w sali kominkowej, a także w muzeum.

Główny Szlak Beskidzki: z Rabki na Turbacz
Wielkie schronisko na Turbaczu
Główny Szlak Beskidzki: z Rabki na Turbacz
Zachód słońca na Turbaczu

Główny Szlak Beskidzki: z Rabki na Turbacz – do Nowego Targu

Następnego dnia zjedliśmy na śniadanie jajecznicę z trzech jaj i ruszyliśmy na dół. Mieliśmy do wyboru szlak zielony (krótszy) i żółty (dłuższy). Wybraliśmy ten drugi , bardziej widowiskowy. Po drodze mijaliśmy wielu starszych ludzi, którzy szli na mszę do kaplicy znajdującej się trochę poniżej szczytu. Byliśmy pełni podziwu.

Początkowo było dość mgliście i tak naprawdę rozpogodziło się dopiero, gdy byliśmy już na dole czyli w Kowańcu. Znów pokazały się Tatry. Podczas całej naszej wyprawy na widoki nie mogliśmy narzekać, bo kolorowe liście na drzewach rekompensowały brak panoram wtedy, gdy pojawiały się mgły i chmury. Jesień w górach jest naprawdę wspaniała.

W Nowym Targu schodzi się do przystanku Kowaniec i to był mały problem, bo autobus właśnie odjechał, a następny miał być dopiero za godzinę. Ale my mamy szczęście i zabraliśmy się z parą sympatycznych ludzi, którzy jechali samochodem na dworzec autobusowy. Podróż do Krakowa trwała trochę dłużej, bo już zaczął robić się tłok na Zakopiance.

I na koniec uwaga: nie kupujcie biletu na pociąg Tatry z Krakowa do Warszawy, bo jest to niby pociąg z Zakopanego, a ponieważ tory są remontowane podróżni jadą autobusem. Spowodowało to opóźnienie odjazdu naszego pociągu o 75 minut. Staliśmy na dworcu w Krakowie i czekaliśmy aż dojadą podróżni z Zakopanego.

Jeśli dla kogoś z Was taka wycieczka nie wydaje się dostatecznie ciekawa, to dodam, iż w drodze z Rabki na Maciejową minęliśmy pomnik konia, a wszędzie rośnie mnóstwo grzybów. My nie zbieraliśmy, bo to i park narodowy, a i nie mieliśmy takich planów. Mijaliśmy wielu ludzi, którzy ruszyli na grzybobranie i wracali z koszami pełnymi pięknych grzybów. Cóż, może to i niezgodne z przepisami, ale chyba dla parku lepsze niż rozjeżdżanie szlaku ciężkimi samochodami.

Główny Szlak Beskidzki: z Rabki na Turbacz
Trochę jesiennych widoków
Główny Szlak Beskidzki: z Rabki na Turbacz
Gdy się rozpogodziło

Główny Szlak Beskidzki: z Rabki na Turbacz – ile to kosztuje?

Bus do Rabki to 13 złotych (ceny mogą się nieco różnić w zależności od przewoźnika)

Autobus z Nowego Targu do Krakowa – 15 złotych

Nocleg na Turbaczu – najdroższy 45 złotych w pokoju dwuosobowym.

Dania w cenie od kilkunastu do około 30 złotych, rydze z patelni, przysmak sezonowy i regionalny 30 złotych. Najbardziej zadziwiająca cena – 5 złotych za małą butelkę wody mineralnej na Turbaczu. Cena tak przypomniała Marcinowi  horrendalne ceny z lotniska na Okęciu, iż zapytał, czy może nie jest to terminal odlotów.

Jeśli

chcecie poznać więcej miejsc w Małopolsce, zerknijcie tu;

jesteście ciekawi, co u nas słychać, obserwujcie nas na Facebooku i Instagramie;

lubicie zwiedzać niezwykłe miejsca w Polsce, kupcie nasz ebook, więcej informacji na jego temat znajdziecie w tym wpisie, a gdy klikniecie w poniższy obrazek, przeniesiecie się do naszego sklepu.

Polska na dobry nastrój

Od wielu lat zwiedzam i wędruję po Polsce i świecie. Zawsze na własną rękę i na własny rachunek. Polska znajdowała i znajduje szczególne miejsce w moich podróżniczych planach. Mam także wielki sentyment do Hiszpanii, po prostu lubię ten kraj z jego wspaniała kulturą, zabytkami i krajobrazami. Odkąd pamiętam lubiłam poznawać nowe miejsca, zaglądać w tajemnicze zakamarki, podróżować. Ta pasja towarzyszyła mi także w życiu zawodowym, a zdarzyło się w nim wiele.Pisałam o polityce międzynarodowej, ale także o zwiedzaniu Polski i Europy. Dalekie podróże związane z pracą, wizyty w niezwykłych miejscach, takich jak Downing Street 10 czy Pałac Elizejski tylko rozbudziły mój i tak wielki apetyt na poznawanie świata. Po drodze udało mi się napisać przewodnik po Mazowszu, bo Polska zawsze była dla mnie fascynującym miejscem do odkrywania. Od 8 lat prowadzę stronę Podróżniczego Domu Kultury. Piszę, fotografuję i opowiadam w mediach społecznościowych. Pokazuję i opisuję tylko to, co sama widziałam. Patrzę na świat optymistycznie, ale i krytycznie. Nie potrafię żyć bez podróży.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej.Akceptuję Prywatność i polityka cookies